Największy atak dronów na cele w Rosji. "Nie są już nietykalni"
W tym tygodniu doszło do największego - od wybuchu wojny - ataku ukraińskich dronów na cele w Rosji i na okupowanym Krymie. Kreml już zapowiedział odwet i oskarżył Zachód o pomoc w ataku. - Rosjanie będą musieli teraz bardzo uważać. Nie są już nietykalni - mówi WP płk rez. Andrzej Kruczyński.
Nie milkną echa zmasowanego ataku ukraińskich dronów przeprowadzonego w nocy z wtorku na środę. W sumie zaatakowano kilka rosyjskich obwodów.
Najbardziej spektakularne uderzenie miało miejsce ok, 660 kilometrów od granicy z Ukrainą, niedaleko Estonii.
Wskutek ataku lotniska w Pskowie, doszło tam do serii eksplozji i wybuchł pożar. Według różnych źródeł, lotnisko zostało zaatakowane przez 10-20 dronów - próbowano je zestrzelić z broni ręcznej.
Lotnisko jest wykorzystywane jednocześnie przez lotnictwo cywilne i wojskowe. Według rosyjskiej agencji informacyjnej Tass, uszkodzone zostały cztery wojskowe samoloty transportowe Ił-76, z których dwa "stanęły w płomieniach". Z kolei ukraiński wywiad informował o kolejnych dwóch uszkodzonych maszynach.
Ze wspólnego lotniska korzysta wojsko rosyjskie, na jego terenie stacjonuje 334. Wojskowy Pułk Lotnictwa Transportowego, dysponujący samolotami Ił-76. W mieście stacjonuje rosyjska "elita" wojskowa, 76. Dywizja Powietrzno-Szturmowa Gwardii Sił Powietrznodesantowych.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Według Reutersa nocne ataki objęły także regiony briański, kałuski, orłowski, riazański. Z kolei okupowaną przez siły rosyjskie stolicę Krymu Sewastopol atakowały drony z morza. Według ukraińskiego portalu ZN, celem ataku było także między innymi lotnisko wojskowe w Tule.
- To niewątpliwie duży sukces sił ukraińskich, wywiadu i zdolności uderzeniowych. To właśnie taki konglomerat stoi za ostatnimi skutecznymi uderzeniami w rosyjskie cele. Nieprzypadkowo Ukraina wybiera obiekty wojskowe, logistyczne, transportowe czy zakłady produkcyjne - są one kluczowe podczas działań zbrojnych - mówi Wirtualnej Polsce dr hab. Maciej Milczanowski, ekspert ds. bezpieczeństwa z Uniwersytetu w Rzeszowie.
- Żeby na froncie ginęło jak najmniej ukraińskich żołnierzy, musi zostać zniszczone jak najwięcej rosyjskiego sprzętu - dodaje Milczanowski.
I jak podkreśla, zmieniła się strategia uderzeń dronów.
- Już nie są one kierowane w biurowce w Moskwie, tak żeby wywołać strach wśród mieszkańców. Choć i takie zapewne dalej będą się pojawiać. Teraz mają praktyczne zadania - niszczenia rosyjskiej logistyki i zaplecza. Co ważne, widzimy że znikają bariery wyznaczone przez Zachód w sprawie ataków na terytorium Federacji Rosyjskiej. To już bardziej wygląda na "mrugnięcie okiem". Na zasadzie: nie atakujcie na terenie Rosji, ale jeśli już zaatakujecie, to nie będzie żadnych konsekwencji - komentuje dr hab. Maciej Milczanowski.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Z kolei płk rez. Andrzej Kruczyński zwraca uwagę, że w przypadku Ukrainy " nauka nie poszła w las".
- Pierwsze wyprawy dronów były testami nowego sprzętu, czy się sprawdzi czy też nie. Sztuką było wówczas zdobycie cennych informacji na temat rosyjskiego zaplecza. Teraz widzimy konsekwencje tamtych lotów, które dostarczyły operacyjnych wiadomości. Myślę, że też NATO i USA mają rozeznanie na temat strategicznych celów wojskowych na terenie Federacji Rosyjskiej i wspomagają w tym zakresie Ukrainę - mówi WP płk rez. Andrzej Kruczyński, były oficer GROM.
I jak zauważa, dodatkowo Rosjanie mają coraz większy problem z ukraińskimi dronami.
- Są skuteczne, sprawdzone i wykorzystują ukraińskie technologie informatyczne. I potrafią omijać rosyjską obronę przeciwlotniczą. Nie zapominajmy też o sygnałach mówiących, że przy ataku dronów "pomogły" ukraińskie grupy dywersyjne działające na terytorium Rosji. Na pewno Ukrainie byłoby łatwiej i prościej - ocenia były wojskowy.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Eksplozje na Krymie. Świadkowie nagrali pocisk Storm Shadow
Na ten element zwraca też uwagę dr hab. Maciej Milczanowski.
- Patrząc na odległość, jaką pokonują drony, wygląda na to, że raczej są one "odpalane" z terytorium Rosji - przez grupy dywersyjne i sabotażowe. Biorąc pod uwagę relacje rosyjsko-ukraińskie, infiltracja na terytoriach obu krajów jest podobna. Widzimy jednak, że Rosjanom jest trudniej wyłapywać osoby, które działają na korzyść Ukrainy - mówi ekspert ds. bezpieczeństwa z Uniwersytetu w Rzeszowie.
Spektakularny atak Ukraińców wywołał wściekłość na Kremlu. W propagandowym stylu, rzeczniczka rosyjskiego MSZ Maria Zacharowa, stwierdziła, że zaatakowane zostały obiekty cywilne.
- Ukraińskie drony po prostu nie mogłyby latać na tak dużą odległość bez informacji z zachodnich satelitów - powiedziała Zacharowa. Nie zabrakło także gróźb. - Działania ukraińskiego reżimu nie pozostaną bezkarne - zapowiedziała.
W ocenie dr hab. Macieja Milczanowskiego, taka reakcja Kremla pokazuje, że Ukraina trafiła w czuły punkt.
- Tych ataków nie da się zamieść pod dywan. Trudno będzie je zamaskować i ukryć przed rosyjską opinią publiczną. Żadna propaganda tego nie rozmyje - uważa nasz rozmówca.
I jak dodaje, skuteczność ataków jest ważna dla Ukrainy w kontekście pomocy z Zachodu.
- Wiemy, że każda ilość sprzętu jest kilkakrotnie "ważona i mierzona", zanim dotrze na front. Widząc, jak Ukraina niszczy cele przy pomocy dronów, Zachód będzie nadal pozytywnie nastawiony do dalszego przekazywania broni. Kijów rozgrywa to medialnie i nagłaśnia ataki. Chce utrzymywać mobilizację Zachodu, co jest kluczowe dla dalszych losów wojny - mówi Milczanowski.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
W ocenie płk rez. Andrzeja Kruczyńskiego, skuteczne ataki dronów wzmacnia bardzo morale ukraińskiej armii.
- Szczególnie w kontekście ostatnich tygodni, które były nieprzyjemne ze względu na afery korupcyjne w wojsku. Z kolei Rosjanie muszą teraz uważać. Nie są nietykalni na terytorium swojego kraju. To już nie tylko Krym, nie tylko tereny przygraniczne, ale już Moskwa i tereny oddalone kilkaset kilometrów od granicy. Teraz "macki dronów" mogą Rosję dotknąć wszędzie - komentuje były oficer GROM.
Były wojskowy jest przekonany, że będą kolejne podobne ataki.
- Zapewne już są wytypowane następne obiekty wojskowe na terytorium Federacji Rosyjskiej, które "obsługują" żołnierzy na froncie. I dobrze. Rosja zamiast skupiać się na walkach w Ukrainie, będzie musiała wzmocnić ochronę tych obiektów u siebie - podkreśla Kruczyński.
Sylwester Ruszkiewicz, dziennikarz Wirtualnej Polski
WP Wiadomości na:
Wyłączono komentarze
Jako redakcja Wirtualnej Polski doceniamy zaangażowanie naszych czytelników w komentarzach. Jednak niektóre tematy wywołują komentarze wykraczające poza granice kulturalnej dyskusji. Dbając o jej jakość, zdecydowaliśmy się wyłączyć sekcję komentarzy pod tym artykułem.
Redakcja Wirtualnej Polski