Niewdzięczni Polacy
NRD-owska Stasi, bodaj najskuteczniejsza i najbardziej wszechwładna policja polityczna w całym bloku komunistycznym, w latach 60. zaczęła wysyłać do Niemiec Zachodnich specjalnych agentów, których zadaniem było uwodzenie kobiet, zajmujących stanowiska z dostępem do ważnych informacji. Jedną z ofiar "taktyki Romeo" padła sekretarka zachodnioniemieckiego MSZ, która wkrótce trafiła na placówkę do Warszawy. Oczywiście za nią do polskiej stolicy przyjechał jej "stęskniony" kochanek.
Aby móc skutecznie prowadzić dalszą grę operacyjną, Stasi poprosiło o pomoc polską Służbę Bezpieczeństwa - tak narodziła się współpraca między "bratnimi" instytucjami. Polacy byli zainteresowani, bo w tym czasie toczyły się ważne rokowania z RFN ws. nawiązania oficjalnych stosunków dyplomatycznych. Dzięki inwigilowanej przez NRD sekretarce, Warszawa wiedziała, co planuje strona przeciwna.
Gdy w końcu rozmowy zakończyły się sukcesem i RFN otworzyło w polskiej stolicy oficjalną ambasadę, wpłynął do niej anonim ujawniający wiele tajnych informacji - wszystko wskazywało na to, że to któryś z oficerów SB zaoferował współpracę wywiadowi RFN. W obawie przed dekonspiracją nieświadomej współpracowniczki, Stasi zaoferowała Polakom wsparcie, a nawet sama ustaliła potencjalnego zdrajcę. Nasza służba odtrąciła jednak pomocną dłoń i nie aresztowała "kreta", a wschodnioniemieckim agentom nakazano nawet wprost "wynosić się z Polski".
Ostatecznie sekretarka została aresztowana po powrocie do RFN, jej "Romeo" w ostatniej chwili zdołał uciec do komunistycznej ojczyzny, a w Berlinie Wschodnim mało kto pałał już miłością do sojuszników z Polski.
Na zdjęciu: stosowany przez agentów Stasi aparat fotograficzny, który ukrywano w ubraniu pod postacią guzika.