Najpopularniejszy prezent na komunię - inne się nie liczą
Komunia Święta w dzisiejszych czasach to typowy przykład narodowej polskiej mądrości "zastaw się a postaw się". Wydatki związane z tym właśnie wydarzeniem uniemożliwiły moim sąsiadom wyjazd na beatyfikację Jana Pawła II. Zwłaszcza, że jedynym słusznym prezentem komunijnym obecnie jest quad lub konsola. Komputery mają już wszyscy - pisze Magdalena Środa w Wirtualnej Polsce.
Stare Miasto, południe, niedziela: karocą dla nowożeńców zaprzężoną w dwa konie suną bezgłośnie "komuniści". Dwie dziewczynki w białych sukniach, koronach i tiulach oraz dwóch chłopców w garniturach. Widząc ich w przelocie (bo konie rącze były, a tiule powiewały na wietrze) pomyślałam sobie, że śluby młodocianych, mimo namolnej polityki prorodzinnej, są chyba w Polsce ciągle zabronione. Skąd więc ten dziecięcy ślub? Ale to nie ślub, to komunia!!!
Komunia nie pozwoliła moim sąsiadom pojechać do Watykanu na beatyfikację Jana Pawła II. "Strasznie dużo taka wycieczka by kosztowała, a my dzieciaka do komunii posyłamy, to każdy grosz się liczy”. - Raczej każdy tysiąc - powiedziałam, bo przecież komunia rzecz najważniejsza. I niełatwa do przejścia, zwłaszcza dla niezamożnych. Ale po cóż mamy narodową mądrość "zastaw się, a postaw się"? Komunia jest konieczna i ważna, bo dzięki komunii dziecko staje się nie tylko członkiem/członkinią Kościoła, ale również społeczeństwa materialno-konsumpcyjnego, którym jesteśmy.
Najpierw jednak dziecko musi nauczyć się mnóstwa odpowiedzi na dziwaczne, religijne pytania, rodem z XVIII wiecznego wydania "Małego katechety". Czytałam te pytania i pomagałam wiejskim dzieciom zrozumieć ich sens i użyteczność, ale nie da się - nie przekładają się one ani na wiedzę religijną, ani na wiarę, ani na pojmowanie świata. Żaden katecheta zresztą tego nie wymaga - dziecko ma się wyuczyć na pamięć kilkudziesięciu odpowiedzi, wyklepać je i zapomnieć. I tak - do bierzmowania, gdzie podobne pytania powtarzają się. I podobnie szybko puszcza się je w niepamięć.
Najgorsze dla przeciętnej rodziny są jednak wydatki. Dzieciaki na "nauki do kościoła" trzeba ciągle wozić (długo przed komunią, długo po komunii) a każda niemal wizyta w kościele wiąże się z nowymi wydatkami - a to kwiaty dla kościoła trzeba kupić, a to jakąś inną dekorację, schody naprawić, ogrzewanie opłacić, no a potem rozliczne "tacowe", stroje, obiad, prezenty, prezenty, prezenty….
Chciałam pocieszyć moich niezamożnych sąsiadów, by nie wydawali pieniędzy na kupno "obowiązkowego komputera" na komunię, bo we wrześniu da im go premier Tusk. Ale sąsiad mi odpowiedział, że przecież dzieci komputery już mają, i że teraz najmodniejsze są quady i konsole. No i quada trzeba będzie kupić… "I tak dobrze" - pomyślałam sobie - "bo za kilka lat nie obejdzie się bez samochodu…"
Komunia jest od wielu lat inicjacją nie tyle życia religijnego, co konsumpcyjnego. A może po prostu jednego i drugiego. Kościół jest bowiem zarówno świątynią rytuałów, przez które trzeba przejść, by łatwiej poruszać się w naszym tradycyjnym społeczeństwie, jak również – świątynią konsumpcyjną, co widać po bogactwie kościołów, materialnym życiu księży i komunijnej tradycji gromadzenia dóbr materialnych.
Co na to Jezus, który głosił pochwałę ubóstwa? Bogatemu młodzieńcowi, który pytał jak osiągnąć życie wieczne odpowiedział, że najpierw musi się pozbyć wszelkich dóbr. Kościół na ten temat woli się nie wypowiadać. Nie w okresie komunii.
Magdalena Środa specjalnie dla Wirtualnej Polski