Najbardziej brutalna kampania od lat? "Jeszcze ulegnie wzmocnieniu"
Pozostał miesiąc do wyborów, kampania się rozkręca. Mamy wzajemne oskarżenia, przepychanki, walkę na spoty, zaproszenia lub ich brak. Kampania przed październikowym głosowaniem, jak podkreślają politolodzy, jest wyjątkowo brutalna. A w dodatku precedensowa, bo najdłuższa od lat. - Walka toczy się przede wszystkim między PO i PiS. Na pewno do końca będzie wyrównana - ocenia dr Materska-Sosnowska, politolog.
26.09.2015 12:13
Jeszcze niedawno niektóre sondaże wskazywały, że przewaga PiS nad PO maleje. Jednak z ostatniego badania Ipsos dla "Wiadomości" TVP1 wynika, że Prawo i Sprawiedliwość mogłoby liczyć na 38 proc. poparcia, czyli aż o 12 proc. więcej niż druga w zestawieniu Platforma Obywatelska. Do Sejmu weszłyby jeszcze: Nowoczesna, PSL i ugrupowanie Pawła Kukiza. Z takim wynikiem Zjednoczona Prawica wprowadziłaby do Sejmu 243 posłów, co pozwoliłoby jej samodzielnie rządzić, bez potrzeby formowania koalicji. Czy takie sondaże jeszcze bardziej zaostrzą przedwyborczą walkę?
- Kampania jest mało merytoryczna - ocenia dr Bartłomiej Biskup, politolog Uniwersytetu Warszawskiego. - Walka o głosy wyborców to sztuka grania na emocjach, partie polityczne dążą więc do tego, żeby je wyzwalać. Trwa gra na obalanie argumentów przeciwnika, na polaryzację między PO i PiS. Partie tylko odbijają piłeczkę. Myślę, że jeszcze sporo będzie takich momentów, a wzajemne oczernianie się jest nieuniknione - mówi ekspert.
Podobnego zdania jest dr Anna Materska-Sosnowska z Instytutu Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. - Kampania jest bardzo intensywna, możemy ją nawet nazwać agresywną. Z pewnością jeszcze w ciągu najbliższego miesiąca ulegnie wzmocnieniu. Do ostatniego dnia będzie się toczyć przede wszystkim w kontrze PO do PiS - przekonuje politolog.
Nieczyste zagrywki
Jednym z głównych tematów kampanii, na którym partie starają się ugrać kilka punktów poparcia, jest kryzys związany z uchodźcami. PiS, opierając się na sondażach, w których większość społeczeństwa jest przeciwna przyjmowaniu uchodźców, przekonuje, że rząd podejmuje złe decyzje i nie jest w stanie poradzić sobie z problemem.
Politolodzy wskazują, że temat uchodźców może spowodować spadek poparcia dla Platformy, ale niekoniecznie zwiększyć poparcie dla PiS. - Działania PO w kwestii uchodźców, wywołują niezadowolenie wśród wyborców. Elektorat Platformy jest coraz bardziej rozczarowany jej rządami, więc szuka innego ugrupowania - komentuje dr hab. Piotr Borowiec, politolog UJ. - To są ludzie, którzy nie chcą głosować na PiS i dlatego skłaniają się ku innym ugrupowaniom, na przykład ku Nowoczesnej Ryszarda Petru - dodaje ekspert.
W ostatnich dniach głośno jest także o spięciach na linii prezydent-premier, chociaż ten spór trwa praktycznie od momentu zaprzysiężenia Andrzeja Dudy. Politolodzy wskazują, że sprawa zaproszenia do Pałacu Prezydenckiego szefowej MSW Teresy Piotrowskiej także stanowi część zaplanowanej kampanii wyborczej. Przekonują, że kryzysu nie uda się łatwo zażegnać. - Zarówno prezydent, jak i rząd będą trwali na swoich pozycjach i nikt nie będzie chciał ustąpić - przekonuje dr Grzegorz Balawajder z Uniwersytetu Opolskiego.
Partie toczą również zaciekłą walkę na wyborcze spoty. Niejeden wywołuje sporo emocji. Zjednoczona Lewica apeluje o głosy młodych, nazywając ich "śmieciami" i przekonując, że politykom partii uda się rozwiązać problem tzw. umów śmieciowych. PO oskarża partię Jarosława Kaczyńskiego o stosowanie przekazu podprogowego w spocie o głodnych dzieciach, a PiS wypuszcza serię materiałów, uderzających w Platformę z każdej możliwej strony.
- Obserwujemy zagęszczenie negatywnych spotów, kreowanych głównie przez dwie opozycyjne partie: PO i PiS - twierdzi dr Biskup. - Walczą ze sobą właśnie poprzez materiały wideo. Jest ich zdecydowanie więcej niż w poprzednich kampaniach - dodaje ekspert.
Wzrośnie frekwencja?
Czy nasilające się konflikty, kłótnie, ostre spory, brudne chwyty i brutalne ataki wpływają na frekwencję wyborczą? Dr Marek Migalski, politolog i były eurodeputowany, przekonuje, że tylko w ten sposób można zachęcić do głosowania tych, którzy zazwyczaj nie kwapią się do pójścia do urn.
Innego zdania jest dr Bartłomiej Biskup. - Przepychanki, które obserwujemy mogą negatywnie wpływać na frekwencję wyborczą - uważa politolog. - I tak widzimy ogólne zniechęcenie społeczeństwa, coraz mniej osób interesuje się życiem politycznym. Polityka większości Polaków kojarzy się źle. Brutalna kampania na pewno nie pomaga budowaniu aktywności wyborców. Jednak dopiero w październiku przekonamy się dokładnie, jak prowadzona obecnie, agresywna kampania wpłynie na frekwencję - przekonuje dr Biskup.
Jego słowa potwierdza dr Materska-Sosnowska. - Na frekwencję może wpłynąć wszystko. Trudno ocenić, czy agresywnie prowadzona kampania będzie w przypadku październikowego głosowania czynnikiem decydującym - mówi ekspert z UW.
Partie walczą ostro, stawka bowiem jest wysoka. - Po 25 października będziemy mieli trzy lata bez żadnej kampanii, co znaczy, że kto nie przejdzie zwycięsko wyborów do parlamentu, może w ogóle wypaść z polityki albo zostać na całe lata zmarginalizowanym - przekonuje dr hab. Piotr Borowiec.
Amanda Siwek, Wirtualna Polska