Na tej drodze najgorsze spotyka kobiety i dziewczynki
Życie w nędzy, brak perspektyw, nagminne łamanie praw człowieka - oto codzienność milionów mieszkańców Ameryki Centralnej. Z utęsknieniem spoglądają na północ - tam, gdzie może odmienić się ich los, gdzie ziści się amerykański sen. Ale nim dotrą do raju, muszą przejść przez piekło. Bo zanim przekroczą granicę Stanów Zjednoczonych, przedzierają się przez Meksyk. Nie wszyscy wychodzą z tej podróży cało.
06.02.2012 | aktual.: 06.02.2012 08:30
Jeżeli miałbyś/miałabyś opuścić swój kraj i mógł/mogła wziąć tylko jedną rzecz, co byś ze sobą zabrał/a?
"Telefon". "Majtki na zmianę". "Szczoteczkę do zębów". "Kondomy". "Biblię". "Album ze zdjęciami lub pamiątki rodzinne". "Laptopa". "Deskorolkę". "Pewnie paszport, bo z paszportem zawsze będę miała jak wrócić". "Płytę Perfectu 'Unu' na empetrójce". "Mam taki moździerz, co ma ze sto lat. To pewnie jego bym wziął". "Wódkę albo słoninę". "Patent żeglarski". "Paszport… Nie, pieniądze… Nie, zdjęcie mamy". "Karty kredytowe. I dużo kasy na nich!".
To wyniki krótkiej ankiety przeprowadzonej wśród Polaków. Jako pierwsza Amnesty International zadała to pytanie Meksykanom. Odpowiadali podobnie. Ale już mieszkańcy Ameryki Centralnej, którzy opuszczają swoje ojczyzny niemal z pustymi rękoma i ruszają w długą i niebezpieczną podróż przez Meksyk, nie mogą pozwolić sobie na takie luksusy. Każdy zabrany przez nich przedmiot, który ma jakąkolwiek wartość, może oznaczać śmierć. Dlatego, gdy Amnesty International zapytała, czego najbardziej im potrzeba, poprosili o… skarpetki.
Sen, który staje się koszmarem
Urodzili się w Salwadorze, Hondurasie, Gwatemali, Nikaragui. Co drugi z nich nie ukończył jeszcze trzydziestki. Duszno i ciasno jest w małych krajach, gdzie szary człowiek znaczy niewiele, a jego prawa jeszcze mniej. Z brudnych slumsów chcą wyrwać się do lepszego świata. Bez skorumpowanych urzędników w każdym biurze, nadużywających władzy policjantów za każdym rogiem i biedy zaglądającej im w oczy każdego dnia. Z niemal pustymi rękami ruszają na północ. Tam, gdzie "amerykański sen" ma stać się jawą.
W Meksyku wrze jak w ulu. Jedni stąd uciekają, przytłoczeni biedą i wszechobecną przemocą. Inny wracają, rozczarowani rzeczywistością na obczyźnie, gdzie miało być pięknie, a wyszło jak zwykle. Jeszcze inni właśnie w Meksyku szukają schronienia, bo nawet ogarnięty tzw. narkowojną kraj wydaje się lepszym miejscem niż to, gdzie się urodzili. Są wreszcie tacy, dla których Meksyk ma być tylko przystankiem na drodze ku lepszej przyszłości. Ilu więc nielegalnych imigrantów jest w tym zamieszkałym przez ponad 110 milionów ludzi kraju? Nie wiadomo.
Rządowy Podsekretariat ds. Ludności, Migracji i Spraw Religijnych w Sekretariacie Spraw Wewnętrznych (SEGOB) szacuje, że każdego roku do Meksyku trafia około 150 tysięcy nielegalnych imigrantów, w przeważającej większości z Ameryki Centralnej. Według innych organizacji liczba może sięgać nawet 400 tysięcy. Tyle szacunków.
Oficjalnymi danymi operuje natomiast Narodowy Instytut ds. Migracji (Instituto Nacional de Migración, INM), który prowadzi statystyki zatrzymanych (i w większości przypadków odesłanych do krajów pochodzenia) nielegalnych imigrantów. Wynika z nich, że w latach 2007-2010 granicę z Gwatemalą przekroczono prawie dwa miliony razy (nie licząc drobnego ruchu przygranicznego). Według urzędu, prawie jedną piątą stanowili nielegalni imigranci. Ponad połowa z nich dostała się do Meksyku tylko po to, by ruszyć dalej do Stanów Zjednoczonych. Wielu się nie udało.
Każdego roku stanowe i federalne służby zatrzymują kilkadziesiąt tysięcy migrantes irregulares (w 2010 roku 65 tysięcy). Zdecydowana większość z nich jest deportowana (w 2010 roku - 63,6 tysiąca). Zanim to jednak nastąpi, trafiają do specjalnych ośrodków. Tylko niektórzy zbierają w sobie odwagę, by opowiedzieć o tym, co ich spotyka w Meksyku. Tym, czego doświadczyli i co widzieli dzielą się z działaczami praw człowieka i duchownymi. Pozostali zdają się tym nie przejmować. Według Narodowej Komisji ds. Praw Człowieka (Comisión Nacional de los Derechos Humanos, CNDH) i Amnesty International, migranci są dyskryminowani i prześladowani. Na tym koniec, jeśli mają wystarczająco dużo sprytu lub szczęścia. Jeśli im ich brak lub są zbyt bezbronni, czeka ich coś znacznie gorszego.
"To, co zrobili tym kobietom, boli najbardziej"
- Nigdy tego nie zapomnę. Nie ważne, co mi zrobili. Ale to, co zrobili wszystkim tym kobietom, to boli najbardziej. Było ich siedemnaście. Siedemnaście kobiet, które wracały każdej nocy coraz bardziej zmęczone, bardziej poranione, pobite. Nie zapomnę tego, co widziałem. Boję się, że teraz nadszedł mój czas. A miejscowi funkcjonariusze są po stronie przestępców - wyznał w rozmowie z CNDH jeden z migrantów, który dla własnego bezpieczeństwa chciał pozostać anonimowy. Organizacja dotarła do 214 osób. Z ich opowieści wyłania się obraz niebezpieczeństw, które czyhają na migrantów. A tych jest sporo. I na każdym kroku.
Jak podaje z kolei INM, podróż z południa na północ Meksyku trwa zazwyczaj od tygodnia do miesiąca (w ok. 67% przypadków) - nim dotrą do granicy ze Stanami Zjednoczonymi lub zostaną zatrzymani i deportowani. Ponieważ nie mają przy sobie pieniędzy ani kosztowności na wymianę za jedzenie, są wygłodzeni i wyczerpani. Jedyna ich nadzieja pozostaje w schroniskach tworzonych przez kościelnych i świeckich aktywistów. Tych, jak podaje Amnesty International w raporcie "Niewidoczne ofiary", powstaje coraz więcej. Jednak inne dane nie są równie optymistyczne.
"Tylko w przeciągu ostatniego półrocza około 11 tysięcy migrantów zostało porwanych. Szczególnie często ofiarami przestępstw padają kobiety i dzieci, zwłaszcza jeżeli podróżują samotnie", wyjaśnia w komunikacie prasowym Maciej Fagasiński z Amnesty International.
W przypadku kobiet i dziewczynek, jest to o jedno zagrożenie więcej. - Nie można sobie wyobrazić, że marzenie może się skończyć tak szybko, na tej drodze. (Żołnierz) zaciągnął mnie za rękę do lasu. Wziął mnie daleko od torów kolejowych, byliśmy sami. Kazał mi zdjąć ubranie, żeby sprawdzić, czy nie mam przy sobie narkotyków. Powiedział, że puści mnie, jeśli zrobię, co mi każe… - wyznała Amnesty International 27-letnia Salwadorka. Wtedy, w tym lesie, daleko za torami kolejowymi, dziewczyna została zgwałcona. Podobnie jak setki innych kobiet i dziewczynek, próbujących dotrzeć do Teksasu lub Arizony. "Szacuje się, że 6 na 10 kobiet i dziewcząt doświadczyło przemocy seksualnej podczas ich podróży przez Meksyk", podaje AI w komunikacie.
Według INM, kobiety stanowią 10% nielegalnych migrantów w Meksyku i z każdym rokiem jest ich mniej. Być może właśnie z powodu przemocy seksualnej coraz rzadziej Salwadorki, Honduranki, Nikaraguanki czy Gwatemalki decydują się pokonać drogę między Tamaulipas a Teksasem w poszukiwaniu lepszego życia.
Niewidoczni
Narodowy Instytut ds. Migracji wspomina o niedoli migrantów tylko zdawkowo. W najnowszym, kilkustronicowym biuletynie na temat nielegalnej migracji poświęcono im dwa zdania. W pierwszym stwierdzono, że z powodu rosnącej przemocy, zmniejszyła się liczba mieszkańców Ameryki Centralnej wjeżdżających do Meksyku. W drugim, że migranci korzystający z pomocy przemytników - czyli co piąty, który wkracza do kraju i co drugi, który próbuje przedrzeć się przez granicę ze Stanami Zjednoczonymi - są narażeni na wymuszenia, porwania, a nawet śmierć. O tym, że funkcjonariusze państwowi nie ustępują przestępcom w przemocy wobec nich, nie wspomniano ani słowem.
Organizacje praw człowieka starają się przełamać tę zmowę milczenia. Raúl Plasencia Villanueva, dyrektor CNDH przyznał w ubiegłym roku, że "funkcjonariusze lokalni, stanowi i federalni brali udział w porwaniach i nadużyciach wobec migrantów". Działacze organizacji przeczesują natomiast popularne szlaki, którymi podróżują migranci, odwiedzają schroniska i miejsca, gdzie mogą się oni ukrywać przed przestępcami i żandarmami. Gdy ich odnajdują, uświadamiają im, że nawet jako migrantes irregulares mają swoje prawa. Bo "Międzynarodowa konwencja o ochronie praw pracowników migrujących i członków ich rodzin", której Meksyk jest sygnatariuszem gwarantuje im prawo do wolności i bezpieczeństwa osobistego. A na państwo, na terenie którego przebywają, nakłada obowiązek "ochrony przed przemocą, obrażeniami cielesnymi i groźbami dokonanymi przez funkcjonariuszy lub osoby prywatne, przez grupy lub instytucje".
Amnesty International prowadzi natomiast zbiórkę skarpet. "Zaskoczeniem dla przedstawicieli Amnesty International, którzy bezpośrednio rozmawiali z migrantami, była potrzeba jaką te osoby wyrażały. Otóż większość z nich podkreśla, że potrzebuje skarpetek. Wbrew pozorom, skarpetki robią dużą różnicę, bowiem podczas podróży 'zdrowe' stopy mogą uratować życie", pisze organizacja w komunikacie prasowym. I zachęca do wysyłania skarpetek migrantom lub ich zakup poprzez stronę sendsocks.org. Poza pomocą doraźną, akcja ma też inny cel.
"Przez ostatnie dwa lata, Amnesty International starała się przekonać rząd Meksyku do zmiany prawa, co odniosło pewien skutek. Jednak nadal władze tego kraju nie potrafią zagwarantować migrantom bezpieczeństwa i szeregu praw podstawowych" - wyjaśnia Maciej Fagasiński. I dodaje, że "nowa kampania ma wywrzeć presje na władzach Meksyku, aby składane obietnice wprowadzono w życie".
Na razie jednak dla urzędników federalnych migranci są tylko zbiorem liczb, którymi zadrukowuje się strony kolejnych biuletynów. Dla przemytników, karteli narkotykowych, skorumpowanych urzędników, żołnierzy, strażników granicznych są łatwym celem ataku i źródłem dodatkowego zysku. Dla społeczeństwa są niewidzialni.
Aneta Wawrzyńczak, Wirtualna Polska
"Kampanii Amnesty International towarzyszy 3-minutowy film, w którym zapytani mieszkańcy Meksyku mówią o tym, co by ze sobą wzięli, gdyby mieli opuścić swój kraj. Odpowiedzi bywają zaskakujące. Polską wersję filmu będzie można zobaczyć na stronie amnesty.org.ploraz na profilu Amnesty International Polska na Facebooku. Jednocześnie, Amnesty International zachęca do wysyłania skarpetek do jednego ze schronisk dla migrantów w Meksyku lub ich zakup poprzez stronę sendsocks.org. Akcja ta ma być również aktem solidarność z migrantami podróżującymi przez Meksyk."