Mysłowice. Afera w szpitalu. Krzyki i oskarżenia, kłótnia lekarki z ojcem dziecka
Awantura w szpitalu w Mysłowicach. Lekarka pokłóciła się z ojcem dziecka. Powód? Wszystko wskazuje na to, że mężczyzna przekroczył próg jej gabinetu nieproszony. Część broni lekarki, pozostali stoją po stronie ojca.
W internecie pojawił się film, na którym widać awanturę pomiędzy lekarą a ojcem dziecka. Do nerwowej sytuacji doszło we wtorek po godz. 18 w Szpitalu nr 2 im. dr T. Boczonia w Mysłowicach.
- Nasz syn bardzo źle się czuł, mało pił, prawie nie jadł, gorączkował. Postanowiliśmy zadzwonić na pogotowie. Poinformowano nas, że po godzinie 18 najbliżej nas jest dyżur w szpitalu przy ul. Bytomskiej 41. Gdy weszliśmy, było tam całkiem pusto, nawet w rejestracji nikogo nie było. Podszedłem do jednego z gabinetów i spytałem, kiedy będzie pediatra. Drzwi były otwarte, nie wiedziałem, że rozmawiam z lekarką - mówi Roger Wyleżoł w rozmowie "Dziennikiem Zachodnim".
Jak widać na nagraniu, lekarka zdenerwowała, widząć nieprosoznego pacjenta w swoim gabinecie. Z kolei ojciec dziecka przekonywał, że chciał jedynie zapytać, gdzie jest pediatra oraz czy może uzyskać pomoc medyczną.
- Nie ma pan prawa tam wchodzić! - krzyczała kobieta. "Ale gdzie to jest napisane, że ja tam nie mogę wejść? Wchodzę, proszę pani, z chorym dzieckiem, bo martwię się o zdrowie dziecka" - mówił pan Roger. To tylko jedynie fragment awantury pomiędzy lekarką a ojcem dziecka.
Co się stało potem? - Lekarka chciała nas wyprosić, ale zależało mi na dobru dziecka. Pani doktor nie chciała mnie w gabinecie, ale powiedziałem jej, że jestem ojcem dziecka. Podczas badania obecna była również pielęgniarka. W końcu udało się nam wykonać badanie i stosujemy się do zaleceń - wspomina Roger Wyleżoł.
Awantura w szpitalu, dyskusja w sieci
Nagranie wywołało niemałą burzę w sieci. Pojawiają się słowa krytyki zarówno pod adresem lekarki, jak i ojca dziecka. "Powinna zasięgnąć porady u psychiatry i natychmiast zwolniona z pracy za takie zachowanie. Szczyt chamstwa i brak ogłady" - czytamy w jednym z komentarzy pod filmem. "Facet ma pewnie swoje racje, ale jednocześnie jest chamski, widzi, że lekarka jest na skraju wytrzymałości psychicznej a jeszcze ją dociska i podjudza" - dodaje inny internauta.
"Tania manipulacja, nie chodzi o dziecko tylko o 'występ' tatusia i mamusi... Żałosne" - czytamy w kolejnym wpisie. "Pani doktor jest roztrzęsiona i puściły jej nerwy, po prostu wypalenie zawodowe" - przekonuje inny komentujący.
Szpital i Śląska Izba Lekarska komentują
Do sprawy odniósł się szpital nr 2 w Mysłowicach, który poinformował, że "nocną i świąteczną opiekę medyczną sprawuje zewnętrzny podmiot". "Natychmiast, gdy dowiedzieliśmy się o zaistniałej sytuacji wezwaliśmy jego zarząd do złożenia stosownych wyjaśnień" - czytamy we wpisie władz szpitala.
Zarząd wytłumaczył w piśmie, że "dziecko wraz z matką i ojcem zgłosili się (...) ok. godz. 17:40 czyli na 20 minut przed objęciem dyżuru przez personel". Jak wynika z dokumentu, ojciec dziecka nie zarejestrował pacjenta pomimo wielokrotnych upomnień. Zarząd zaznacza, że mężczyzna "wielokrotnie ingerował" oraz nagrywał to, co się dzieje w placówce.
"Dlatego publikację należy traktować jako nierzetleną, zmanipulowaną, nękającą oraz tendencyjną" - czytamy w piśmie.
Sprawę bada również Śląska Izba Lekarska. – Takie nagrania publikowane w internecie powodują jedynie falę hejtu, tym samym podważają zaufanie pacjentów do lekarzy, co de facto działa na niekorzyść pacjentów. Jeśli pacjent uważa, że lekarz popełnił przewinienie zawodowe, bądź zachował się niewłaściwie, niezgodnie z kodeksem etyki lekarskiej, to wówczas powinien złożyć skargę do Okręgowego Rzecznika Odpowiedzialności zawodowej – mówi telewizji TVS Alicja van der Coghen z Śląskiej Izby Lekarskiej.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Źródło: TVS/"Dziennik Zachodni"