Nowa afera w szpitalu MSWiA. Wyrzucili pacjenta na korytarz, bo przyjechał polityk
Warszawski szpital MSWiA ma dzielić pacjentów na lepszy i gorszy sort. Kiedy do kliniki trafia polityk, potrafią wyrzucić innego chorego na korytarz lub straszyć go wywiezieniem pod bramę. Wirtualna Polska dotarła do skarg i doniesień składanych do Izby Lekarskiej oraz prokuratury przez rodziny pacjentów.
28.05.2019 | aktual.: 29.05.2019 10:44
Szpital MSWiA w Warszawie zapewnia opiekę medyczną członkom rządu i parlamentu oraz dyplomatom. Leczą się tam również tysiące przeciętnych zjadaczy chleba, co - jak się okazuje - może wywołać konflikty.
Najbardziej bulwersujące zdarzenie miało dotyczyć pobytu w tej klinice Włodzimierza Cimoszewicza, byłego wicepremiera, który zdobył mandat europosła w ostatnich wyborach do Europarlamentu. Córka pacjenta miała być świadkiem, jak personel szpitala wyrzuca z izolatki bezbronnego, ciężko chorego mężczyznę. Na miejsce jego łóżka wniesiono skórzany fotel, aby polityk mógł komfortowo czekać na własne badanie.
Skarga na gorsze traktowanie
"Bardzo proszę o wzięcie pod uwagę, że prof. (...) inaczej traktuje zwykłych ludzi, a inaczej celebrytów i polityków, których widzieliśmy, podczas gdy tata leżał w szpitalu. Rozumiem, że są to osoby, które zasługują na szczególne traktowanie. Jako przykład przytoczę pobyt Pana Cimoszewicza" - czytamy w skardze skierowanej do Izby Lekarskiej w Warszawie.
Dalej rodzina opisuje: "Cimoszewicz został przywieziony na noszach, ale był przytomny i zszedł z noszy o własnych nogach. Przed jego przyjazdem wywieziono z izolatki człowieka, który przez wiele tygodni leżał wyczerpany. Był zarażony bakterią szpitalną, miał niekończące się biegunki i schudł do 40 kg. Pacjent ten wymagał monitorowania, a został wywieziony na salę pooperacyjną bez monitorów. Izolatka została zwolniona dla pana Cimoszewicza, który posiedział dwie godziny w skórzanym fotelu i wyszedł pełny sił o własnych nogach ze szpitala".
Sytuacja miała miejsce w styczniu 2016 roku. Rodzina pacjenta opisywała w skardze nieprawidłowości w funkcjonowaniu oddziału kardiologii w szpitalu MSWiA. Senior tej rodziny zmarł na skutek infekcji wyjątkowo groźnymi bakteriami, którymi miał zakazić się w szpitalu. W tej sprawie Prokuratura Okręgowa prowadzi śledztwo.
Pacjent wyniesiony na korytarz. "Blokuje miejsce moich pacjentów"
Całą sprawę można by ocenić jako emocjonalną skargę po śmierci bliskiej osoby, gdyby nie niemal identyczna sytuacja przedstawiona przez kolejną rodzinę. Pacjent Andrzej W. najpierw przeszedł zabieg kardiochirurgiczny, a po operacji pojawiła się infekcja bakterii Klebsiella Pneumoniae oraz E.coli (rodzina twierdzi, że stało się to z winy personelu, po serii zakażeń w całym szpitalu).
"Tata był leczony antybiotykami ostatniej szansy. Po przebytej operacji był żywcem zjadany przez bakterie. Osłabiony organizm nie miał szansy się zregenerować" - opisuje w skardze córka pacjenta.
Kiedy rokowania co do stanu zdrowia Andrzeja W. się pogorszyły, personel oddziału zdecydował o odłączeniu mężczyzny od urządzeń monitorujących i wystawieniu go wraz z łóżkiem na korytarz. Szef oddziału zażądał, aby rodzina zabrała pacjenta do zakładu opiekuńczo-leczniczego (w skrócie ZOL).
"Albo zabieracie ojca do ZOL-u albo wystawię go wam pod bramę. Nie mogę go trzymać dłużej, ponieważ blokuje miejsca moim pacjentom" - miał powiedzieć przez telefon szef kliniki.
U leżącego już na korytarzu Andrzeja W. doszło do zatrzymania akcji serca. Wówczas udało się go jednak utrzymać przy życiu. Wkrótce po przeniesieniu do zakładu opieki zmarł. Rodzina oburzona traktowaniem chorego złożyła doniesienie w prokuraturze oraz skargę do Izby Lekarskiej.
Szpital MSWiA: Pacjenci są traktowani z należytym szacunkiem
Mimo kilku prób nie udało nam się skontaktować z Włodzimierzem Cimoszewiczem. Być może polityk nie miał nawet świadomości, co działo się, kiedy przybył do szpitala. Centralny Szpital Kliniczny MSWiA nie odpowiedział na pytania Wirtualnej Polski. Z kolei biuro prasowe Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji stwierdziło, że potrzebuje więcej czasu na wyjaśnienie sprawy.
Jak udało nam się dowiedzieć, po śmierci Andrzeja W. doszło do interwencji Rzecznika Odpowiedzialności Zawodowej Okręgowej Izby Lekarskiej w Warszawie. Szpital wszczął wewnętrzne dochodzenie. Z jego ustaleń wynika, że w klinice MSWiA nie popełniono żadnych uchybień. Rodziny i pacjenci byli traktowani z należytym szacunkiem. Lekarze tłumaczyli, że pacjenta przeniesiono na korytarz, aby "pozostawał w zasięgu wzroku personelu pielęgniarskiego, ponieważ był zdezorientowany i pobudzony".
Z kolei krytykowany profesor oświadczył, że nie przypomina sobie rozmowy o wystawianiu kogokolwiek pod bramę. Wyjaśnił, iż "nie ma w zwyczaju posługiwać się takimi słowami". Skargę podsumowano jako wypowiedź podyktowaną żalem i bólem po stracie bliskiej osoby.
Niedawno opisywaliśmy przypadki śmierci pacjentów zakażonych w szpitalu MSWiA groźnymi bakteriami. Publikacja spowodowała lawinę listów do redakcji. Według nowych relacji od 2016 roku w szpitalu doszło do wielu do zakażeń wyjątkowo zjadliwymi szczepami bakterii szpitalnych Klebsiella Pneumoniae oraz gronkowcem. W ich wyniku miał umrzeć 42-letni mężczyzna, który przechodził rehabilitacje oraz 22-letnia kobieta leczona po wypadku. Jedna z warszawskich kancelarii prawnych zapowiedziała pozew o zadośćuczynienie.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl