Morawiecki zacieśnia relacje z Orbanem. Ekspertka wskazuje, po co to może robić

Mateusz Morawiecki zapowiedział powrót do ściślejszych relacji z Viktorem Orbanem. Choć premier liczy na to, że to, co - w jego ocenie - łączyło Polskę i Węgry, znów będzie istotne, ekspertka, z którą rozmawiała Wirtualna Polska, widzi w zachowaniu Morawieckiego jeszcze inny cel. - Polska szykuje się na bitwę w tej sprawie i szuka sojuszników do batalii z Brukselą - ocenia dr Małgorzata Bonikowska, politolożka, specjalistka ds. stosunków międzynarodowych.

Mateusz Morawiecki i Viktor Orban
Mateusz Morawiecki i Viktor Orban
Źródło zdjęć: © East News | Lukasz Kalinowski
Żaneta Gotowalska-Wróblewska

06.09.2022 | aktual.: 06.09.2022 18:29

Premier Mateusz Morawiecki zapowiedział powrót do ściślejszego współdziałania z rządem Viktora Orbana. Morawiecki przyznaje w wywiadzie dla tygodnika "Sieci", że "stosunek do wojny faktycznie mocno poróżnił" rząd Prawa i Sprawiedliwości oraz Orbana. - Ale sądzę, że z biegiem czasu wszystkie pozostałe sprawy, w których wykazywaliśmy się solidarnością, zrozumieniem i wsparciem, będą nas na powrót mocno łączyły. Bardzo bym sobie tego życzył - powiedział Morawiecki.

Szef rządu zapowiedział również "próbę wypracowania formuły, w której jasno nazywając rozbieżności, szanując wrażliwość ukraińskich przyjaciół, będziemy mogli powrócić zarówno do współpracy w ramach V4, jak i do wspólnych działań z Węgrami".

Słowa te spotkały się ze sporą krytyką. "Jeszcze dobrze Orban z Moskwy nie wrócił, a Morawiecki już mu rączki chce całować. Już nawet pozorów nie zachowują" - napisał na Twitterze były premier Marek Belka.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

W podobnym tonie wypowiedział się poseł Koalicji Obywatelskiej Paweł Kowal. "Morawiecki zapowiada powrót do uścisków z Orbanem, który akurat bawi w Moskwie. Obóz władzy w Polsce zaczyna kolejną antyzachodnią jazdę. Czeka nas powrót do polityki Putinternu?" - skomentował na Twitterze.

"Wszystko zależy od intencji"

Dr Małgorzata Bonikowska, specjalistka ds. stosunków międzynarodowych, ocenia, że "wszystko zależy od intencji, jakie ma polski rząd i polski premier". - Polska, jako ten kraj, który był najbliżej Węgier, chciałaby być jakimś pośrednikiem pomiędzy stanowiskiem Polski i całego Zachodu, bardzo jednoznacznie potępiającego agresję Rosji na Ukrainę oraz jednoznacznie stojącego po stronie Ukrainy. Może to być odbierane jako próba wywierania wpływu i zmiany stanowiska Węgier w tej kwestii. A tym samym odciągnięcia trochę Węgrów od Rosji - mówi.

W jej ocenie jest też druga interpretacja. - Ze względu na brak rozwiązania w kwestii polskiego KPO, Polska szykuje się na bitwę w tej sprawie i szuka sojuszników do batalii z Brukselą. Byłoby to bardzo niefortunne, ponieważ tworzyłoby wewnętrzny front pogłębiającego się sporu wewnątrz NATO - podkreśla.

Dr Bonikowska zauważa, iż "to, że są rozbieżności wewnątrz Unii Europejskiej, to standard". – Zawsze one były, są i będą. Mamy 27 krajów, to nie jest jedno państwo. Mimo to konfrontujemy się z państwami - Rosją, Chinami, USA, gramy z nimi w międzynarodowym pokerze. Co za tym idzie mamy 27 różnych perspektyw. To słabość Unii Europejskiej. A ponieważ wielu zdaje sobie sprawę z tej słabości, wszystkie te państwa nawiązują integrację i współpracę, przynajmniej w niektórych obszarach - podkreśla.

- Pojawiają się pewne rozbieżności i pytanie, na ile my będziemy je pogłębiać. Dyskutować można o wszystkim, a nawet się kłócić. Pod warunkiem, że na końcu jesteśmy w stanie podjąć jakąś wspólną decyzję. Możliwości są ogromne, pod warunkiem, że działamy razem - zaznacza.

Skrajne oceny węgierskiego społeczeństwa na temat wojny w Ukrainie

W sierpniu w Wirtualnej Polsce informowaliśmy o wynikach sondażu ośrodka badania opinii publicznej Idea, opublikowanego w portalu 24.hu, które mogą wprawiać w osłupienie. Respondenci, podzieleni na zwolenników partii zasiadających w węgierskim parlamencie, odpowiedzieli na pięć pytań związanych z rosyjską inwazją na Ukrainę, która nad Dunajem nazywana jest "wojną rosyjsko-ukraińską". Wynika z nich, że zwolennicy węgierskiego rządu niemal zgodnie uważają, że Rosja nie ponosi winy za inwazję na Ukrainę.

Niemal połowa, bo aż 47 proc. wyborców rządzącego Fideszu, twierdzi, że to Stany Zjednoczone odpowiadają za wybuch wojny. Rosję wini tylko 3 proc. ankietowanych. Tyle samo respondentów uważa, że za wojnę odpowiada NATO. Zaatakowana Ukraina była wskazywana jako odpowiedzialna za wybuch wojny aż czterokrotnie częściej od agresora, bo tak odpowiedziało 12 proc. pytanych zwolenników Viktora Orbána.

W kolejnym pytaniu Węgrzy odpowiedzieli "który kraj lub organizacja są odpowiedzialne za to, że od początku wojny nie udało się osiągnąć pokoju". 47 proc. zwolenników rządu Viktora Orbána znów wskazało na USA. Tylko 2 proc. z nich odpowiedzialnością obarczyło Rosję, a 11 proc. – Ukrainę.

Skandaliczne wypowiedzi Orbana

Wyniki sondażu to pokłosie słów i działań Viktora Orbana. Premier Węgier w lipcu tłumaczył atak Rosji na Ukrainę. - Chcą tylko, żeby nie mógł ich spotkać atak wojskowy z terytorium Ukrainy - stwierdził. Jego zdaniem Unia powinna stanąć między Rosją a Ukrainą, a "celem nowej strategii Unii powinien być pokój, a nie wygranie wojny przez Kijów".

- UE powinna stanąć nie po stronie Ukrainy czy Rosji, lecz "między nimi". Potrzebuje też nowej strategii wobec tego konfliktu, bo sankcje nie przynoszą wyników. Wojna w Ukrainie wstrząsnęła polsko-węgierską współpracą - mówił Orban.

To nie jest odosobniona wypowiedź polityka. W połowie sierpnia Orban zabrał głos w sprawie wojny w Ukrainie. Jego zdaniem "jest bardzo możliwe", że brutalna inwazja Rosji "zakończy dominację Zachodu". Zyskać za to mają inne kraje i regiony. Premier Węgier przekonywał też, że sankcje bardziej uderzyły w Europę niż w reżim Władimira Putina.

Żaneta Gotowalska, dziennikarka Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie