Morawiecki wbrew woli Szydło deleguje ją do rozmów ze związkami nauczycielskimi
Premier Mateusz Morawiecki miał wymóc na wicepremier Beacie Szydło, by ta reprezentowała rząd w rozmowach ze Związkiem Nauczycielstwa Polskiego i OPZZ – słyszymy nieoficjalnie w PiS i źródłach zbliżonych do KPRM. Szefowa Komitetu Społecznego Rady Ministrów miała zostać "oddelegowana" do negocjacji wbrew woli jej samej.
"Delegacji będzie przewodniczyć pani wicepremier Beata Szydło, dlatego, że rząd bardzo poważnie traktuje postulaty nauczycieli" – w taki sposób szef Kancelarii Premiera Michał Dworczyk argumentował w poniedziałek rano w Polskim Radiu udział Szydło w rozmowach w ramach Rady Dialogu Społecznego.
Morawiecki – m.in. za pośrednictwem wspomnianego Dworczyka – miał naciskać na Szydło, by ta przejęła stery w tych trudnych dla rządu negocjacjach. Oczywiście za wiedzą i zgodą Jarosława Kaczyńskiego. Ale bez aprobaty samej zainteresowanej.
– Premier umywa ręce. Morawiecki przerzuca ten "gorący kartofel" na wicepremier. Ona sama o tym pomyśle miała zostać poinformowana zbyt późno. I nie była z tego zadowolona – twierdzą nasi informatorzy z PiS.
Kontynuacja
Rada Dialogu Społecznego zebrała się w poniedziałek w samo południe. Rozmowy zakończyły się fiaskiem, mimo iż Szydło obiecała związkom przyspieszenie podwyższenia pensji nauczycieli o kilka miesięcy (ze stycznia 2020 r. na wrzesień 2019).
– Naszym obowiązkiem, dorosłych i polityków i nauczycieli jest zrobić wszystko, żeby egzaminy się odbyły. Rząd jest przygotowany i mogę dzisiaj zapewnić i rodziców i uczniów. Spokojnie się przygotowujcie, bo egzaminy się odbędą – zapewniała na Radzie Dialogu Społecznego szefowa Komitetu Społecznego.
Wicepremier robiła dobrą minę do złej gry. Nie udało jej się dogadać w imieniu rządu ze związkami ws. podwyżek dla nauczycieli. Rozmowy mają być kontynuowane – w poniedziałek związkowcy je przerwali, m.in. dlatego, że... nie umieli się porozumieć sami ze sobą.
– Poprosiliśmy, by strona związkowa doprecyzowała oczekiwania i by centrale związkowe w miarę możliwości uzgodniły swoje stanowiska – mówiła Beata Szydło.
Wicepremier poinformowała, że negocjacje będą prowadzone ponownie za tydzień, 1 kwietnia.
Niezgoda
– Nie było jakichkolwiek propozycji ze strony rządu, które by czymkolwiek nas zaskakiwały – powiedział szef ZNP Sławomir Broniarz po poniedziałkowym posiedzeniu Prezydium Rady Dialogu Społecznego na temat sytuacji w oświacie.
Jak dodawał, "propozycje wzrostu wynagrodzeń absolutnie nie korespondują z oczekiwaniami żadnego z partnerów społecznych, łącznie z Solidarnością".
Przewodniczący ZNP zaznaczył, że zapowiedź strajku nauczycieli 8 kwietnia jest wciąż aktualna. Broniarz skrytykował też propozycje rządu: – Spodeczek, parę ciasteczek i nic więcej. Nie ma konkretów, nadal jesteśmy w sferze przeszłości – mówił.
Dlaczego z prezesem ZNP nie spotkał się szef rządu? Bo zwyczajnie nie chciał. – Wymyślono, by negocjacjami zajęła się Beata. Strajk nauczycieli, zamieszanie w oświacie, to wizerunkowy problem dla rządu. Choć nie ma w tym winy wicepremier. Mimo to ona ma to udźwignąć – mówi WP rozmówca z okolic KPRM.
Inny twierdzi, że podczas weekendowych aktywności była premier miała nie być w stu procentach świadoma roli, w jakiej chciał ją widzieć Morawiecki. Ona sama – jak słyszymy – nie chciała konfrontować się Broniarzem.
Szef Związku Nauczycielstwa Polskiego w rozmowach z dziennikarzami krytykował Szydło.
– Mankamentem dzisiejszego dnia pozostaje fakt, że strona rządowa próbuje rozgrywać związki zawodowe. Bardziej miałem wrażenie, że pani premier Szydło jest adwokatem strony solidarnościowej, aniżeli naszej. Miejmy nadzieję, że to był wypadek przy pracy. Chcę w to wierzyć – mówił prezes ZNP.
Kampania
– Negocjacje z nauczycielami to element zarządzania kryzysem, który rząd sam wywołał – uważa były marszałek Sejmu Ludwik Dorn.
Były polityk PiS dodaje, że "ze strony rządu będzie stwarzanie wrażenia, że wychodzimy naprzeciw, że zależy nam przede wszystkim na dzieciach, a im, protestującym, nie zależy na dzieciach".
Dorn w rozmowie z "Faktami po Faktach" dodaje, iż PiS chce, by "koszty polityczne ponoszone przez partię rządzącą były jak najmniejsze".
Tyle że koszty te – w dużej mierze wizerunkowe – i tak już dziś są wysokie.
Dlatego Beata Szydło – wbrew temu, co wielu twierdzi – wcale nie paliła się do wzięcia udziału w negocjacjach ze związkami nauczycielskimi. Jej aktywność w tym temacie – twierdzą nasi rozmówcy z PiS – nie ma nic wspólnego z kampanią przed wyborami do europarlamentu (Szydło jest liderką listy w Krakowie).
Bo dla byłej premier nie jest to sytuacja komfortowa.
Zwłaszcza, że Szydło jest mocno nastawiona na pozytywną i intensywną kampanię w terenie. Nie przygotowywała się wcześniej na to, że jako główny przedstawiciel rządu Morawieckiego będzie zmuszona negocjować (bezskutecznie) z ZNP i nauczycielami.
Wicepremier nie pomaga minister edukacji Anna Zalewska, z którą związkowcy rozmawiać już nie chcą. Domagają się interwencji premiera.
Tyle że szef rządu odpowiedzialność za negocjacje ceduje na szefa swojej kancelarii. I na rywalizującą z nim byłą premier, jak słyszymy – niezadowoloną z sytuacji, w jakiej postawił ją Morawiecki.
Masz newsa, zdjęcie lub film? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl