Wybory do PE. Wyścig Szydło z Jakim
Start bardzo popularnych polityków Zjednoczonej Prawicy z jednej listy wyborczej okazuje się problemem. Lokalne struktury PiS w Krakowie przy wsparciu centrali storpedowały ogłoszenie startu Patryka Jakiego w wyborach do PE. Powód? Beata Szydło miała zrobić to pierwsza.
Poniedziałek. W planach konferencja prasowa Patryka Jakiego ze Zbigniewem Ziobrą w Krakowie i mocne uderzenie: wiceminister sprawiedliwości, przy wsparciu swojego szefa, ma zainaugurować swoją kampanię i oficjalnie ogłosić start w wyborach do Parlamentu Europejskiego.
Kilka godzin przed planowaną konferencją dziennikarze otrzymują informację, że konferencja została odwołana. Kiedy ma się odbyć? Nie wiadomo.
Pytamy w resorcie sprawiedliwości, co się stało. – Nic takiego, kwestie organizacyjne – słyszymy w odpowiedzi.
Polityk Zjednoczonej Prawicy: – Żadne kwestie organizacyjne. W PiS nie chciano, by Patryk Jaki ogłosił start z Krakowa jako pierwszy. Pierwsza ma to zrobić liderka listy. Stąd blokada konferencji wiceministra.
Szachowanie
– Ja się go nie boję. Mam nadzieję, że Patryk Jaki również nie boi się Beaty Szydło – powiedziała była premier w Radiu Zet na początku marca.
Jednak według naszych rozmówców, obecna szefowa Komitetu Społecznego Rady Ministrów nie do końca jest zadowolona z tego, że musi dzielić małopolsko-świętokrzyską listę z tak popularnym w elektoracie prawicy politykiem, jak Patryk Jaki.
– Pani premier liczy na rekordowy wynik w swoim okręgu. Jaki nie uniemożliwia jej tego zadania, ale nieco utrudnia – słyszymy od jej współpracownika.
Tarcia na linii Szydło-Jaki – nawet jeśli niewywoływane przez nich bezpośrednio – rodzą pewne problemy, nazwijmy je: "polityczno-organizacyjne".
Rozmówca WP: – Premier przyszła we wtorek do Roberta Mazurka do RMF-ki i sama z siebie zapowiedziała: w środę ogłaszamy start, Patryk Jaki jest "trójką" na liście. Zrobiła to celowo. On miał nieco inne plany.
Patryk Jaki – zmuszony przełożyć zaplanowaną na poniedziałek konferencję – chciał spróbować drugi raz, tym razem w czwartek.
Tyle że – jak się dowiadujemy – Beacie Szydło zależy na tym, by wszyscy kandydaci z listy PiS w Małopolsce i Świętokrzyskiem pojawili się w środę w biurze PiS w Krakowie. I razem zainaugurowali kampanię w okręgu 10.
– Dostał pan zaproszenie do Krakowa? – pytamy posła Dominika Tarczyńskiego, który jest numerem cztery na liście w okręgu małopolsko-świętokrzyskim.
– Tak, teraz jestem w Londynie, ale pakuję się i śmigam do kraju. Jutro widzimy się w Krakowie! – słyszymy.
Patryk Jaki zatem może nie mieć wyjścia i wystąpić wspólnie z resztą kandydatów.
Tym bardziej, że oczekiwanie centrali PiS jest jasne: cała lista ma być jak jedna pięść i pracować wspólnie na jak najlepszy wynik. Konfliktów ma nie być, ma być zdrowa, "stymulująca" rywalizacja kandydatów z jednej listy.
– Jest rzeczą naturalną, że się konkuruje między sobą. Ale przede wszystkim konkuruje się z innymi kontrkandydatami, a tak naprawdę zabiega się o głosy wyborców – dyplomatycznie mówiła Beata Szydło w RMF FM we wtorek.
CZYTAJ TEŻ: Kaczyński jak Zidane, PiS jak Galacticos. Partia ma być jak zespół: rywalizować ma każdy z każdym
Decyzja "z góry"
Nasi rozmówcy z otoczenia Patryka Jakiego szacują dziś, że wiceminister sprawiedliwości ma szansę na ok. 70 tys. głosów w wyborach do PE, a Beata Szydło – 300 tys.
Sam Jaki – argumentując swój start z okręgu 10. – wyjaśnia, iż "chłodna analiza wskazała na to, że Małopolska to jest okręg, gdzie potrzebne jest największe wzmocnienie".
Powód?
– Tam jest największa szansa na to, że Zjednoczona Prawica zdobędzie dodatkowy wynik, więc konstruuje się najsilniejszą listę – tłumaczy wiceminister.
Jego współpracownicy przekonują, że gdyby nie decyzja "z góry" o skierowaniu Jakiego na odcinek małopolsko-świętokrzyski, problemu by nie było.
Jaki – były kandydat PiS na prezydenta Warszawy – od początku myślał o starcie ze stołecznej listy do PE. To byłoby naturalne: w stolicy Jaki zbudował sobie ogromną popularność.
Ale nic z tego – politycy PiS na warszawskiej liście bali się startu Jakiego. Wiedzieli, że mógłby "przeskoczyć" nawet lidera listy.
Taktyczny sojusz?
Zdaniem niektórych rozmówców zbliżonych do KPRM, Morawiecki i Szydło "zawarli taktyczny sojusz" na czas kampanii. Ostatnio premier nawet polecił swoim współpracownikom, by zamieścić w mediach społecznościowych wspólne zdjęcia z szefową Komitetu Społecznego. Innych dowodów na ów "taktyczny sojusz" nie ma – to jedynie "spin" ludzi premiera.
Niektórzy twierdzą, że tym samym premier chce osłabić szanse Jakiego, bo ten z kolei jest człowiekiem Zbigniewa Ziobry, z którym Morawiecki toczy boje w rządzie. Ale to tylko jedna z typowo wyborczych teorii spiskowych, w których lubują się komentatorzy i przedstawiciele określonych frakcji w obozie władzy.
– Jarosław na żadne otwarte wojny w kampanii nigdy nie pozwoli – zapewniają zgodnie nasi rozmówcy.
Ostatecznie może się zatem skończyć tak, że liderka listy Beata Szydło ramię w ramię stanie na konferencji prasowej z Patrykiem Jakim. I zapewni: wszystkie ręce na pokład.