Kaczyński jak Zidane, PiS jak Galacticos. Partia ma być jak zespół: rywalizować ma każdy z każdym

Jarosław Kaczyński jest jak Zinedine Zidane dla Realu Madryt. Bez niego drużyny nie ma. Prezes PiS – jak każdy selekcjoner – ma swoją metodę. Właśnie wdrożył ją na czas rozgrywek europejskich. Póki co metoda działa. Jego zespół ma doprowadzić do sukcesu.

Kaczyński jak Zidane, PiS jak Galacticos. Partia ma być jak zespół: rywalizować ma każdy z każdym
Źródło zdjęć: © PAP | Andrzej Hrechorowicz
Michał Wróblewski

Człowiek uczestniczący przy układaniu list do europarlamentu: – Jak powstały? Klucz był prosty. Ma być jak w klubie sportowym. Każdy ma zapier…ć i gryźć trawę. Jeśli zawodnicy w drużynie ze sobą rywalizują, to wtedy zespół gra najlepiej. Największych rywali mamy w jednej ekipie. Dlatego każdy chce być lepszy od drugiego.

Polityk PiS, kandydujący w majowych wyborach: – Uwielbiam pójść na zderzenie. Spory, starcia? Tak ma być!

Sztabowiec: – Prezesowi Kaczyńskiemu taki koncept spodobał się najbardziej. Jest jego gorącym zwolennikiem. Zasadzie rywalizacji w drużynie hołduje od lat. To jego stara polityczna metoda.

Piłkarz i piątka

Według informacji Wirtualnej Polski, taki klucz układania list – oparty właśnie na "wymuszeniu" wewnętrznej rywalizacji między kandydatami do PE – podpowiadał prezesowi PiS m.in. Tomasz Poręba, co ważne – były… piłkarz.

CZYTAJ TEŻ:* *Tomasz Poręba - napastnik prezesa. "Utalentowany, bezkompromisowy i niepokorny"

Wieloletni europoseł, autor sukcesu PiS w wyborach samorządowych, a obecnie szef eurokampanii, sam ponownie startuje z Podkarpacia, gdzie również musi się postarać o dobry wynik.

Miejscowy polityk: – Trzeba się najeździć, narobić, a i tak partyjna starszyzna będzie cię podgryzać. Niewdzięczny region.

Tyle że pozycja Poręby w partii jest dziś silna i wypracowywana od kilkunastu lat. Poręba jest jednym z najbardziej aktywnych europosłów PiS, choć rzadko udziela się w mediach. Prezes Kaczyński ma do niego duże zaufanie.

To Poręba był jedną z kilku osób, które znały przed konwencją PiS punkty ze słynnej piątki Kaczyńskiego. Wszystko było trzymane w tajemnicy. Nawet przed – wydawałoby się – najbardziej zaufanymi ludźmi z partii.

Ciężki żywot neofity

A ludzie z partii nie tylko często nie ufają sobie nawzajem. Nie ufają zwłaszcza tym, którzy do obozu władzy dołączyli niedawno. A dziś znajdują się na eksponowanych miejscach na listach wyborczych w prestiżowych okręgach.

Przykład? Wielkopolska. Tam numerem jeden na liście jest europoseł PiS prof. Zdzisław Krasnodębski, zaufany człowiek prezesa, mimo że z regionem nie mający nic wspólnego. Numerem dwa – Andżelika Możdżanowska, która dołączyła do rządu PiS jesienią 2017 r. Z ostatniego, dziesiątego miejsca na liście startuje z kolei rzecznik rządu Jarosława Kaczyńskiego i były wiceminister spraw zagranicznych Jan Dziedziczak.

Kilkanaście dni temu, 8 marca. Dzień Kobiet. Do Kalisza przyjeżdża prof. Krasnodębski. Wspólnie z Dziedziczakiem organizują konferencję prasową.
– Cieszę się, że pan minister Dziedziczak jest na tej liście, ta lista jest mocna. Myślę, że musimy sobie postawić taki cel zbiorowy, żeby ta lista osiągnęła jak najlepszy rezultat. Gdyby udało się zdobyć drugi mandat, byłoby tym lepiej dla Wielkopolski – rozpoczyna swój wywód profesor.

Wymienia cechy, które powinien posiadać dobry kandydat na europosła: – Według mnie bardzo ważne są chociaż minimalne zdolności językowe, znajomość świata, znajomość polityki zagranicznej, pewne obycie w świecie. To są rzeczy konieczne. Myślę, że państwo z moich słów odczytali, kogo ja bym rekomendował na tej liście, ale nie będę wskazywał, bo to nie jest moja rola.

Obraz
© Fakty Kaliskie | MS

I choć Krasnodębski nikogo nie wymienia z nazwiska, to po tych słowach wszyscy na sali wiedzą już, kogo profesor będzie wspierał w kampanii.

Lokalny polityk PiS: – Andżelika się stara, w regionie jest bardzo popularna, ale jako neofitka z PSL nie wkupiła się w łaski miejscowego aparatu.

– Jak pan ocenia kandydaturę Możdżanowskiej? – pyta Dziedziczaka o numer dwa na liście lokalny dziennikarz.

– Przede wszystkim cieszę się, że mamy taką jedynkę – wymijająco odpowiada polityk PiS.

Pochodząca z Kępna Możdżanowska przez lata była związana z ludowcami. Wiele razy bardzo krytycznie wypowiadała się o rządach Zjednoczonej Prawicy. I w PiS do dziś jest to jej pamiętane.

Dlaczego zatem znalazła się na listach PiS na eurowybory? Według naszych źródeł, powody są trzy.

Opowiada rozmówca znający kulisy tworzenia list: – Andżelika ma mocne wsparcie ze strony premiera. To po pierwsze. Po drugie, ma zabierać głosy Andrzejowi Grzybowi z PSL, który startuje z list Koalicji Europejskiej. Po trzecie wreszcie, prezes Kaczyński uznał: niech Krasnodębski nie będzie taki pewien swego i niech pracuje, tak jak wszyscy. Bo Możdżanowska na pewno nie odpuści.

Obraz
© PAP | PAP

– Jak idzie kampania? – dzwonimy do Możdżanowskiej.

– Panie redaktorze, mam mnóstwo roboty w resorcie! – wiceminister wymienia projekty, nad którymi pracuje. Ledwo nadążamy notować.

– Ale chce pani pracować w Brukseli?

– Chcę pracować dla swoich wyborców.

Mówi europoseł PiS: – Powiem panu tak - kiedy ktoś publicznie pyta mnie o Wielkopolskę, to mówię: walczymy o dwa mandaty. Realnie jednak mamy szansę tu tylko na jeden. Może kandydaci o tym nie wiedzą? Tym lepiej, niech walczą.

Rzeczniczki na przegranych pozycjach

Zapalnych okręgów, gdzie listy ukierunkowane są na wewnętrzną rywalizację mocnych nazwisk, jest więcej.

Łódź. Tam dwójką na liście jest rzeczniczka rządu Joanna Kopcińska, trójką – według informacji WP –związana od dwóch dekad z Radiem Maryja Urszula Krupa.

Polityk PiS: – Czy Ula przeskoczy Asię? Oczywiście.

Lublin. Jedynka – Elżbieta Kruk, członkini Rady Mediów Narodowych. Dwójka – rzecznik PiS Beata Mazurek.

Polityk PiS: – Tu wszystko jest możliwe. Ale możemy mieć taką oto sytuację, że dwie nasze rzeczniczki – rządu i partii – przegrają wybory z na pozór mniej znanymi konkurentkami. One sobie zdają z tego sprawę. Ale nikt obrażać się nie będzie.

Starcie na szczycie

Najostrzejsza rywalizacja wewnętrzna szykuje się w Małopolsce i Świętokrzyskiem. W tym okręgu liderem listy jest Beata Szydło, która chce uzyskać rekordowy, najlepszy ze wszystkich kandydatów PiS wynik w wyborach do PE.

Problem jest jeden: Patryk Jaki.

Popularnego w elektoracie prawicy wiceministra sprawiedliwości nie chcieli na liście w Warszawie politycy PiS. Obawiali się, ze Jaki – który zdobył dużą popularność podczas ostatniej kampanii samorządowej – po prostu przeskoczy ich z każdego miejsca na liście.

W Krakowie zapewne Jaki – nawet z trzeciego miejsca – zrobi bardzo dobry wynik. I zabierze sporo głosów Beacie Szydło.

Już dziś mówi się o wewnętrznych tarciach między byłą premier, a wiceministrem sprawiedliwości. W poniedziałek Jaki miał oficjalnie zainaugurować kampanię w Krakowie. Miał dostać mocne wsparcie od Zbigniewa Ziobro. Konferencję jednak odwołano. Nieoficjalnie – przez nieporozumienia z Szydło.

Starcie na siłce

Są jednak miejsca na wyborczej mapie Polski, gdzie rywalizacja przebiega wesoło.

Poniedziałek. Scenka z Sejmu: europoseł PiS Ryszard Czarnecki, numer dwa na liście w Warszawie, przechadza się obok stolika dziennikarskiego.

– Panie pośle, co pan tu robi? Pan nie na treningu?! – pyta dziennikarka, nawiązując do ostatniej publikacji jednego z tabloidów, w którym ukazały się ćwiczącego na drążkach Czarneckiego.

CZYTAJ TEŻ:* *Czarnecki szykuje formę do europarlamentu. Przyłapany na ćwiczeniach

– Wie pani, ci paparazzi… Akurat przechodzili z tragarzami… – uśmiecha się europoseł.

Po chwili dodaje: – Ale niech pani zauważy: po opublikowaniu moich zdjęć, Saryusz po trzech godzinach wrzucił swoje, z siłowni!

CZYTAJ TEŻ:* *Jacek Saryusz-Wolski na siłowni. "Jedynka" PiS-u do PE nie traci czasu

Jacek Saryusz-Wolski jest jedynką na listach PiS w Warszawie. Czarnecki jest drugi. Obaj jednak śpią spokojnie – bowiem obaj do PE dostaną się bez problemu.

Cała reszta na spokojny sen w kampanii liczyć nie może. Dla trenera Kaczyńskiego w drużynie nie ma miejsca dla leni.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (358)