MON dało strażakom wozy do walki ze skutkami nawałnic. To złom, na remont potrzeba 20 tys. zł
Antoni Macierewicz podczas niesławnej wizyty na terenach dotkniętych przez wichurę obiecał strażakom-ochotnikom z Brus wóz strażacki. Słowa dotrzymał. Tak jakby, bo choć wozy przyjechały aż dwa, to ich stan techniczny pozostawia wiele do życzenia. Jeden zepsuł się już po przejechaniu kilku kilometrów, a na remont drugiego trzeba będzie wydać ok. 20 tys. zł.
"Te samochody i wyglądają na zewnątrz dobrze i zawierają mnóstwo elementów nowych. Wierzymy, że posłużą długie lata" - mówił zastępca Antoniego Macierewicza Bartłomiej Grabski, kiedy pod koniec sierpnia przekazywał strażakom z gminy Brusy dwa samochody strażackie. Obiecał je kilkanaście dni wcześniej sam szef MON, kiedy odwiedzał tereny dotknięte wichurą. To ta sama wizyta, podczas której jego wojskowy wóz zakopał się w błocie.
Niemniej jednak Antoni Macierewicz obietnicy dotrzymał i 30 sierpnia na wojskowej lawecie przyjechały dwa jelcze. Samochody pochodzą z demobilu, nie są już potrzebne wojsku. W dodatku mają już niemal ćwierć wieku. Władze gminy wybrały je z pięciu zaproponowanych przez MON. Ale nie wysłały nikogo do ich obejrzenia, oparto się na dokumentach.
Ale wojskowi oraz wiceminister Grabski zapewniali w Brusach, że maszyny są w pełni sprawne. Także na oficjalnym profilu MON na Facebooku, gdzie oczywiście pochwalono się darowizną. "Są to wozy w pełni sprawne techniczne, ukompletowane i wyposażone w sprzęt pożarniczy" - można było przeczytać.
Jak to wygląda po dwóch tygodniach? "Demobil na kółkach" - pisze lokalny tygodnik "Czas Chojnic". Autorka tekstu opisuje ogromne kłopoty, jakich strażakom przysparzają dary z MON. Pierwszy z samochodów, który trafił do remizy w Leśnie, nie zdążył nawet wyjechać z Brus, a już zaczął się psuć. Strażacy nie chcą jednak otwarcie mówić o problemach, bo mogłoby to zostać odebrane jako wyraz niewdzięczności. Ale nieoficjalnie przyznają, że są problemy z hamulcami i zaworami, a armatka wodna przecieka. "Po cichu druhowie z Leśna mówią, że ten nabytek to złom" - czytamy w "Czasie Chojnic".
Problemy są także z drugą maszyną. Już zepsuło się sprzęgło, które strażacy naprawiają na własną rękę. Burmistrz Brus bagatelizuje problem: - Jestem pewien, że gdyby MON wiedział, że istnieją usterki, to nie przekazywałby tych wozów - mówi Witold Ossowski tygodnikowi "Czas Chojnic". Ale dodaje, że nie będzie prosił o pieniądze na naprawy, bo "to byłby wstyd dla gminy". Na razie więc samochody stoją i czekają, choć miały służyć usuwaniu skutków sierpniowej wichury.
Próbowaliśmy zdobyć komentarz MON, niestety rzeczniczka resortu nie odbierała telefonu.