Mocne oskarżenia HRW: podczas syryjsko-rosyjskich nalotów używa się bomb zapalających
• HRW: podczas operacji Syrii i Rosji dochodzi do łamania prawa międzynarodowego
• Chodzi o wykorzystanie ładunków zapalających
• Zrzucanie tego rodzaju bomb na obszary cywilne jest zakazane przez wiele państw
• Aktywiści twierdzą, że udokumentowali 18 takich ataków w ciągu ostatnich tygodni
• Syryjski reżim jest też oskarżany o użycie bomb beczkowych z "substancjami jak napalm"
- Pierwszy pocisk rozpadł się w powietrzu i spadł w kawałkach. Nie było to zbyt głośne, ale po tym jak uderzył w ziemię, wybuchł ogromny pożar. Nastąpiły kolejne eksplozje, które tylko powiększyły ogień. (...) W ciągu 10 minut doszło do następnych ataków. Ogień był niewiarygodny, zmienił noc w dzień - opowiadał aktywistom Human Rights Watch o ataku z 7 sierpnia na syryjskie miasto Idlib jego mieszkaniec, Mohammad Taj Al-Din Othman. Według obrońców praw człowieka podczas bombardowania użyto bomb zapalających.
To ładunki, które zawierają łatwopalne składniki, jak fosfor, termit czy napalm. Powodują wyjątkowo trudne do ugaszenia pożary, a u ofiar głębokie poparzenia. Właśnie dlatego tego rodzaju broni zakazuje używać na terenach, gdzie znajdują się cywile, międzynarodowa konwencja, której sygnatariuszami jest ponad 100 państwa, w tym wspierająca reżim Baszara al-Asada Rosja. Ale już nie sama Syria.
HRW uważa, że podczas ataku w Idlib użyto ładunków RBK-500 ZAB-2.5SM - kasetowych bomb zapalających radzieckiej produkcji. Aktywiści opierają się przy tym na materiałach wideo i fotografiach z dnia ataku oraz znalezionych później fragmentach. Ładunki zapalające miały spaść w czterech różnych lokalizacjach w mieście i na jego obrzeżach, w tym w okolicy uniwersytetu.
- Ogień był ogromny, rozprzestrzenił się na setki metrów, bardzo trudno było go ugasić. Reagował z wodą, wiec musieliśmy użyć innych materiałów, piany, piasku, nawet żwiru - opisywał atak z 7 sierpnia organizacji HRW członek cywilnych sił obronnych. Ale i tak można mówić o szczęściu, ładunki, według opisu aktywistów, nie spadły na budynki, a na puste ulice. Rannych zostało 10 osób i tylko część była poparzona.
Atak miał miejsce tydzień po tym, jak na granicy prowincji Idlib i Aleppo zestrzelono rosyjski śmigłowiec wojskowy Mi-8.
Według HRW niedawny nalot z użyciem bomb zapalających w Idlib był tylko jednym z co najmniej 18 takich ataków przeprowadzonych od początku czerwca tego roku w prowincji o tej samej nazwie oraz w Aleppo. Tyle bombardowań udało się bowiem potwierdzić aktywistom, choć mogło ich być dużo więcej. Syryjczycy zgłosili organizacji ok. 40 takich przypadków, ale nie wszystkie zostały udokumentowane tak, by dało się je zweryfikować.
"Jak napalm"
Jak opisuje HRW, bomby serii ZAB zawierają najpewniej termit. Obrońcy praw człowieka oskarżają o ich używanie syryjski reżim, ale pod lupę biorą też działania Rosji. Jak bowiem twierdzą, tego rodzaju broń zaczęła być częściej używana w Syrii, od kiedy Moskwa zbrojnie poparła przed rokiem swojego syryjskiego sojusznika. To nie wszystko, w połowie czerwca rosyjska stacja Russia Today przypadkowo pokazała w swoim materiale z bazy w Chmejmin rosyjski bombowiec Su-34 uzbrojony właśnie w bomby RBK-500 ZAB-2.5SM.
Aktywiście twierdzą także, że syryjskie siły używają bomb beczkowych wypełnionych "łatwopalną substancją podobną do napalmu".
- Syryjski rząd i Rosja powinny natychmiast przestać atakować za pomocą broni zapalającej obszary, gdzie są cywile. Ten rodzaj broni powoduje straszne rany i niewyobrażalne cierpienie - alarmował Steve Goose z HRW, cytowany na stronie organizacji. I nawoływał, by te ataki zostały potępione przez społeczność międzynarodową.