Mobbing i wyciek dokumentów z CBA. Mocne uderzenie w ludzi Mariusza Kamińskiego
Doświadczony agent był poddawany mobbingowi, przeszedł załamanie nerwowe i odszedł ze służby. Wszystko przez to, że wyśledził kreta, wynoszącego dokumenty z CBA - wynika z ustaleń Onetu. Jego prawnikiem był Ernest Bejda, dzisiaj szef Biura.
CBA rządzi dzisiaj Ernest Bejda, bliski współpracownik Mariusza Kamińskiego. W czasie, gdy rządziła PO, realizował się jako prawnik. Jednym z jego klientów był Artur Ch. To agent CBA wyrzucony ze służby za wynoszenie dokumentów. Dowodów na to dostarczył Paweł D. i agent X - opisuje Onet. Po powrocie PiS do władzy i objęciu przez Ernesta Bejdę kierownictwa CBA, Paweł D. zaczął mieć kłopoty w pracy, a Artur Ch. wrócił do pracy, choć toczyło się w jego sprawie prokuratorskie postępowanie (zostało umorzone rok później).
Prostytutka w CBA
Pracę stracił Zbigniew Stawarz, szef wrocławskiej delegatury CBA, który nakrył Artura Ch. na tym, że w nocy sprowadził do biura prostytutkę, czym naraził tajne dokumenty. Później zajęto się też Pawłem D. i X. Przeniesiono ich z centrali CBA do warszawskiej delegatury, wysyłając do pokoju w oddalonej części budynku. "Było to miejsce składowania akt, kompletnie odizolowane od innych funkcjonariuszy Wydziału Operacyjno-Śledczego. Z jednej strony sąsiadujące z toaletą, a z drugiej ze schowkiem na środki czystości. W pokoju były trzy okna, z czego dwa z nich wychodzące na wspomniany magazyn z chemikaliami, co wiązało się z permanentnym odorem" - opisuje dziennikarz Onetu.
Doświadczonych funkcjonariuszy oddelegowano do przeglądania zabezpieczonych plików, zajęcia żmudnego i niewymagającego specjalnych kompetencji. Odebrano im dodatki, nie przyznano podwyżek i nagród. Agenci nie mogli normalnie pracować. W końcu napisali do szefa CBA Ernesta Bejdy pismo, w którym domagają się rozmowy i wyjaśnienia swojej sytuacji. "Pisząc do Pana Ministra niniejszy wniosek liczymy się z tym, że on także może wywołać wobec nas dalsze negatywne reperkusje" - pisali.
Proces
Odpowiedź nie nadeszła, za to na Pawła D. spadły kolejne szykany. Nagle przeniesiono go do delegatury we Wrocławiu, miał zacząć pracę następnego dnia. W dodatku miał pod opieką małe dziecko, przez co nie mógł zostać przeniesiony do innego miasta bez jego zgody. Szef CBA się ugiął, ale mobbing zaczął się odbijać na zdrowiu Pawła D. Dostawał zawrotów głowy, trzęsły mu się ręce, wreszcie kilkakrotnie zemdlał. Zdiagnozowano u niego nerwicę lękową, trafił na kilka tygodni do szpitala. Chciał wrócić do służby, ale na wyznaczenie terminu stawienia przed komisją lekarską czekał kilka miesięcy. W tym czasie siedział w domu, a CBA płaciła mu pensję.
Komisja lekarska uznała jednak, że jego zdrowie nie pozwala mu na dalsze pełnienie służby. Dzisiaj jest na rencie, ale przyznano ją tylko na trzy lata. W dodatku nie stwierdzono, że na stan zdrowia Pawła D. miała wpływ atmosfera w pracy. Były funkcjonariusz pozwał Ernesta Bejdę jako szefa CBA, proces zaczął się w czerwcu 2017 roku, ale po kilku miesiącach sąd uznał, że może pozwać tylko Skarb Państwa, a nie szefa CBA. - Tylko, że ja nie walczę o pieniądze – gdyby mi na tym zależało, to zażądałbym pół miliona złotych odszkodowania, a nie 50 tysięcy. Mnie chodzi o to, żeby chronić innych funkcjonariuszy i sprawić, by nikt więcej nie pozwolił sobie na takie postępowanie - tłumaczy Paweł D.
Onet informuje, że szef CBA Ernest Bejda nie zgodził się na rozmowę. W odpowiedzi na pytania dziennikarza Wydział Komunikacji Biura odpierał zarzuty Pawła D., przekonywał, że szef służby ma prawo do dobierania współpracowników.
Zobacz także: Oświadczenie Jarosława Kaczyńskiego. "Głos ludu, głos Boga"
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl