Młody Turek ruszył pomagać na wałach. Nie zastanawiał się ani chwili
Ma na imię Bura. Pochodzi z Turcji, kilka lat temu przyjechał do Wrocławia. Mieszka w rejonie, któremu nie zagraża powódź. Mógłby spokojnie czekać w fotelu, aż fala kulminacyjna przejdzie przez miasto. Postanowił jednak działać. - Trudno przejść obojętnie obok tego, co się dzieje - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską.
20.09.2024 | aktual.: 20.09.2024 19:32
Czwartkowy wieczór, mieszkańcy Pracz Odrzańskich we Wrocławiu od kilku godzin walczą z przeciekiem w wale na Bystrzycy. Sami go zlokalizowali, poinformowali o tym pracowników Wód Polskich, ale ci nie byli w stanie znaleźć zasuwy, która rozwiązałaby sprawę. Do wody zrzucono kilkaset worków, a ta ciągle przedostaje się na pobliskie pole i zagraża osiedlu. Emocje buzują.
Powódź 2024. Nie tylko Polacy ratują wały
Nagle w tłumie słyszę, że jeden z ochotników wszelkie komunikaty powtarza stojącemu obok mężczyźnie w języku angielskim. Pomagam przy formowaniu wałów od wtorku, słyszałem już w tłumie Ukraińców, ale po raz pierwszy jestem świadkiem rozmowy po angielsku.
- Skąd jesteś? - pytam mężczyznę. - Z Turcji - odpowiada. Ma na imię Bura. Do Wrocławia dotarł przed czterema laty. Skończył tu studia, obecnie pracuje. Pomyślałem, że mieszka gdzieś w okolicy, stąd chęć zabezpieczania wału akurat na Praczach Odrzańskich. Okazuje się, że jestem w błędzie.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Gdy pytam go, na jakiej ulicy mieszka, odpowiada łamanym polskim: ul. Śliczna. To drugi koniec Wrocławia, na dodatek niezagrożony wielką wodą. W okresie powodzi dotarcie z tych okolic na Pracze Odrzańskie jest nie lada wyczynem ze względu na częściowo zalane drogi i zmienione trasy autobusów. - Masz u mnie szacunek - mówię do Bury.
- Trudno przejść obojętnie obok tego, co się dzieje - tłumaczy. Okazuje się, że jest na nogach od rana. Przygotował paczkę dla powodzian, później pomagał przy zabezpieczaniu jednej z wrocławskich szkół, po czym trafił do punktu wydawania piasku na Tarczyński Arena - tam napełniał worki. Na stadionie przekazano ochotnikom, że w związku z przeciekającym wałem potrzebna jest pomoc na Praczach Odrzańskich. Tak trafił w okolice ul. Janowskiej.
- O, na tę ciężarówkę pakowaliśmy worki - wskazuje palcem na wywrotkę w zielonym kolorze. Bura nie zna języka polskiego, więc momentami nie rozumie, co dzieje się przy wale na Bystrzycy. Może to i lepiej, bo zamieszanie jest ogromne. Mieszkańcy mają swoją koncepcję rozwiązania problemu, ktoś zadzwonił do znajomego hydrologa i ma kolejny pomysł, a na dodatek inny plan przedstawili pracownicy Wód Polskich.
- Wrocław to piękne miasto - mówi mi Bura. Odpowiadam twierdząco, ale też zaznaczam, że liczne rzeki potrafią być dla niego problemem, jak chociażby podczas powodzi tysiąclecia w 1997 roku. - Oglądałem ten serial na Netfliksie o tym - wtrąca.
Wrocław. Improwizacja na wałach
Aż w końcu na wał z przeciekającym przepustem docierają żołnierze WOT. Ich dowódca bierze pracowników Wód Polskich i przedstawiciela mieszkańców na rozmowę. - Jak będziemy mieć dziesięć koncepcji i będziemy się nad nimi zastanawiać, to tylko będziemy tracić czas - mówi dowódca WOT.
Teren jest trudno dostępny. Na miejsce przybyło 300 żołnierzy WOT. Okolicznych mieszkańców jest równie dużo. Do przeciekającego przepustu prowadzi wąska droga, na której jest w stanie zmieścić się tylko jeden pojazd. Worki z piaskiem mają być zwożone z ul. Janowskiej, więc dowódca żołnierzy dziękuje mieszkańcom za wykonaną pracę i wyprasza z wału. Postanawia, że WOT dokończy zasypywanie przecieku.
- Ale jak to, nie potrzebują nas? Nie chcą? - pyta zdziwiony Bura. - Mam wrażenie, że to jedna wielka improwizacja - dodaje po chwili.
Z wału wracamy na ul. Janowską. Akurat przyjechały ciężarówki z piaskiem. Kolejne worki powstają na pobliskiej ul. Karczemnej. Tworzy się wąskie gardło, bo nowe worki powstają szybciej, niż wojsko jest w stanie je rozładować na pobliskim wale. - Może wracajmy, bo jest już godz. 21 i nie wiem, czy stąd jakoś wrócisz na ul. Śliczną - mówi do Bury jego kompan z wału.
- W sumie, masz rację. Jeśli tu nie ma do mnie roboty, to i tak dziś zrobiłem swoje - komentuje młody Turek. Wraz z kompanem chcę go zaprowadzić do miejsca, z którego odjeżdżają jakiekolwiek autobusy w kierunku centrum. Po miejscu spotykamy punkt ładowania piasku. Bura przystaje i postanawia, że jeszcze trochę pomoże. Tu nasza znajomość się urywa. Nawet nie wiem, kiedy dotarł do mieszkania na ul. Śliczną, ale przypuszczam, że był środek nocy. Wrocławski magistrat poinformował o północy, że akcja zasypywania przepustu zakończyła się sukcesem.
Ostatecznie wracam sam na ul. Karczemną. Akurat skończył się piasek, a przywieziono jedzenie wolontariuszom. - Chcesz kanapki? - pyta mnie Ukrainka, która rozdaje prowiant ochotnikom. - Nie chcę, by się zmarnowało. Drugi dzień z rzędu jedzenia jest tak dużo, że potem nie wiadomo, co z nim zrobić - dodaje. Ostatecznie zabiera je policja i ma zadbać o to, aby się nie zmarnowało.
Dzień wcześniej na ul. Karczemnej też było pospolite ruszenie. Przez wiele godzin trwało formowanie worków. Ochotnicy zbudowali niemal kilometr wałów. W tłumie kilkukrotnie słyszałem Ukraińców mówiących we własnym języku. To najlepszy dowód na to, że walka z powodzią nie ma barw narodowych. Pomaga każdy, kto chce.
Łukasz Kuczera, dziennikarz Wirtualnej Polski
Czytaj także: