ŚwiatMizdrzą się do nich, ale tylko przed wyborami

Mizdrzą się do nich, ale tylko przed wyborami

Przed wyborami politycy mizdrzą się do emigrantów, bo głosy Polonii mają znaczenie prestiżowe. Polonijni działacze mizdrzą się do polityków, bo to okazja żeby wysępić trochę pieniędzy. A głosy emigrantów nie zaważą na wyniku wyborów ani trochę.

Mizdrzą się do nich, ale tylko przed wyborami
Źródło zdjęć: © Robert Małolepszy/ wp.pl

05.09.2011 | aktual.: 14.09.2011 15:06

W całej Wielkiej Brytanii głosuje najwyżej 50 tysięcy Polaków, z tego niecałe 20 tysięcy w Londynie. To tyle, ile w średniej wielkości powiatowym miasteczku. W Stanach Zjednoczonych, w wyborach bierze udział zaledwie około 40 tysięcy Polaków. Wynik, wyrażony w procentach, robi jednak wrażenie i ma duże znaczenie prestiżowe oraz propagandowe. Tytuły w gazetach i na portalach krzyczą: "70 procent w USA za Kaczyńskim", "Trzy czwarte Polaków na Wyspach poparło Komorowskiego". Główne partie biją się, więc zaciekle o każdy głos.

Dopieszczać elektorat

Polonia amerykańska tradycyjnie popiera partie pokroju PiS-u, Polacy w Wielkiej Brytanii ciągle jeszcze bardziej sympatyzują z PO. Ale to się zawsze może zmienić, więc trzeba dopieszczać elektorat na obczyźnie.

Każde ugrupowanie robi to w swoim stylu, czego przedsmak stanowiła niedoszła wizyta europosła Zbigniewa Ziobro. Jak pisały media, od dziennikarzy chętnych do wzięcia udziału w konferencji prasowej, organizatorzy zażądali 100 funtów tytułem "gratyfikacji". Media zresztą chyba same się wpraszały, bo żadnych oficjalnych zaproszeń na konferencję, prawdopodobnie, nie rozsyłano. W czasie ostatniej kampanii prezydenckiej PiS również nie fatygował wszystkich polonijnych mediów w Londynie - kandydat spotkał się dyskretnie, tylko z wybranymi. Na spotkanie z większą rzeszą rodaków kandydat już czasu nie znalazł - być może z obawy, że otrzyma podobny prezent jak konkurent PO, któremu podrzucono sztuczny atrybut męskości.

Teraz, jak niesie wieść roznoszona "pocztą pantoflową", zamiast Ziobry ma przyjechać poseł Karol Karski. Cena akredytacji nieznana.

PO wysyła swoich "Anglików"

Platforma wysyła na Wyspy swoich dwóch "angielskich" ministrów. 7 września pojawi się w Londynie szef MSZ Radosław Sikorski, a 10 września, w Polskim Ośrodku Społeczno-Kulturalnym zaplanowano spotkanie z ministrem finansów Jackiem Rostowskim. Sikorski jest tu wciąż pamiętany przez część starszego pokolenia, jako studenciak Oxfordu, który w latach 80-tych biegał między Ogniskiem Polskim, a POSK-iem chłonąc niepodległościowe idee i emanując zarazem swym młodzieńczym antykomunizmem.

Rostowski urodził się w Londynie, pochodzi z rodziny emigrantów wojennych. Jego ojciec Roman, działał przy polskim rządzie na uchodźstwie, a potem był wysokiej rangi brytyjskim dyplomatą. Obaj ministrowie mają, więc szansę "kupić" sympatię środowisk starej emigracji. Jak uczy doświadczenie, sztabowcy Platformy nie omieszkają zadbać o medialną oprawę. Zaproszenia trafią nawet do gazetek szkolnych. Będzie czas żeby pogawędzić (a minister Rostowski to wyjątkowo wdzięczny rozmówca - anegdota na każdy temat), na fotografa nie będą patrzeć jak Moskwie w latach 30-tych, niewykluczony "skromny" poczęstunek.

Dla każdego coś miłego

Kampania wyborcza ma swoje prawa, a pierwsze z nich brzmi: "Dla każdego coś miłego". Dla kombatantów znajdą się z pewnością medale, dla nowych emigrantów słowa uznania za piękne reprezentowanie ojczyzny zagranicą, a dla licznych organizacji i instytucji polonijnych zapewnienie o nieustającym wsparciu. Głównie finansowym, bo nie jest żadną tajemnicą, że wiele z nich czerpie z polskiego budżetu, czyli z kieszeni podatnika w Polsce, całkiem niezgorsze sumki. Rzecz jasna, z przeznaczeniem na najpilniejsze potrzeby Polaków na Wyspach, a do takich należą festiwale, przemarsze przez Londyn i akademie ku czci.

O wizytach liderów głównych partii na Wyspach na razie nic nie słychać. O jakiejkolwiek wizji na rozsianą po świecie Polonię również.

Z Londynu dla polonia.wp.pl
Robert Małolepszy

wielka brytaniapolitykapolacy
Zobacz także
Komentarze (0)