PolitykaMinister: to nie przystoi polskiemu oficerowi

Minister: to nie przystoi polskiemu oficerowi

- Proponowałbym emerytowanemu generałowi, by odpuścił sobie takie komentarze. To nie przystoi polskiemu oficerowi, nawet jeśli jest w stanie spoczynku - mówi Wirtualnej Polsce prezydencki minister Sławomir Nowak. Gen. Waldemar Skrzypczak radził, by prezydent wypożyczył samolot od Luftwaffe.

Minister: to nie przystoi polskiemu oficerowi
Źródło zdjęć: © WP.PL | Agnieszka Niesłuchowska

11.08.2011 | aktual.: 13.09.2011 12:16

WP: Agnieszka Niesłuchowska, Paulina Piekarska: Nie pojechał pan na pogrzeb Andrzeja Leppera?

Sławomir Nowak: Miałem inne obowiązki w tym czasie.

WP: Co pan pomyślał, gdy usłyszał, że lider Samoobrony nie żyje?

- Byłem zaskoczony, jak wszyscy. Gdy pojawiły się doniesienia o samobójstwie, wszystko zaczęło mi się układać. Jakiś czas temu oglądałem reportaż, ukazujący go jako człowieka rozbitego. Myślę, że bardzo przeżywał porażkę Samoobrony w ostatnich wyborach parlamentarnych, nie radził sobie z odtrąceniem politycznym. Po tym, co wydarzyło się w piątek, zrobiło mi się go żal. Tak po ludzku.

WP: Jak oceniał go pan za życia?

- Nigdy mi nie imponował, negatywnie oceniałem jego drogę polityczną, sposób uprawiania polityki. Głosowałem przeciwko niemu, gdy kandydował na marszałka sejmu. Jednak to, co najbardziej mnie porusza po jego śmierci, to hipokryzja bijąca z wielu wypowiedzi, zwłaszcza polityków, którzy doprowadzili do jego upadku, a teraz ujmują się za nim. To niesmaczne.

WP: Mówi pan o PiS, który chce zwołania posiedzenia sejmowej Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka ws. okoliczności śmierci Leppera?

- Gdyby nie chodziło o ludzki dramat, to powiedziałbym, że pomysł jest co najmniej egzotyczny. W tej sytuacji można powiedzieć tylko tyle, że jest to cyniczne. W głowie się nie mieści, że jest kategoria ludzi, którzy kiedyś nasyłali na wicepremiera swojego rządu służby specjalne, a teraz snują insynuacje dotyczące jego śmierci. A może chcą odwrócić uwagę od siebie? Tak uważa Roman Giertych.

WP: Czyli Platforma nie poprze pomysłu PiS?

- To pytanie do posłów. Sprawę bada prokuratura, której zadaniem jest wyjaśnienie wszystkich wątków. Z informacji płynących z prokuratury wynika, że doszło do samobójstwa.

WP: W mediach pojawia się wiele teorii spiskowych, mówiących, że ktoś mógł Lepperowi „pomóc”. Tomasz Sakiewicz, redaktor naczelny "Gazety Polskiej", twierdzi, że ma nagraną rozmowę z Lepperem sprzed kilku miesięcy, w której szef Samoobrony miał ujawnić źródło przecieku w "aferze gruntowej". Mówił podobno, że obawia się o swoje życie.

- Mam wrażenie, że już to skomentowałem. Może chodzi też o wzrost nakładu "Gazety Polskiej"?

WP: Ja pan ocenia działania prokuratury? Mec. Piotr Kruszyński uważa, że sekcję zwłok przeprowadzono za późno. W prawicowych portalach pojawia się sugestia, że wobec Leppera użyto pavulonu, który rozkłada się w organizmie po kilkunastu godzinach.

- Nie znam się na medycynie. Nie jestem anatomopatologiem, więc trudno mi to komentować.

WP: W opinii Piotra Tymochowicza, który widział się z Lepperem dzień przed jego śmiercią, ten był bardzo przybity raportem Andrzeja Czumy, z którego wynika, że za rządów PiS nie wywierano nacisków na służby.

- Raport jest autorskim projektem Andrzeja Czumy, więc nie muszę się z nim zgadzać. Przyznam, że bardzo mnie zaskoczył, nie spodziewałem się takich konkluzji. Jednak warto pamiętać, że raport stwierdza tylko, że nie ma dowodów na naciski w sprawach, które badała komisja. Jednocześnie nie ma tam nic rozgrzeszającego Jarosława Kaczyńskiego z atmosfery politycznej, jaką stworzył, metod jakimi się posługiwał w walce z konkurencją polityczną. Są zeznania wielu ludzi, którzy wyraźnie mówią o tym, że Jarosław Kaczyński szukał haków na polityków PO.

WP: Raport nie był konsultowany z nikim z kierownictwa Platformy. To był wasz błąd?

- To dowód, że Czuma działał samodzielnie i nikt na niego nie naciskał. Andrzej Czuma jest człowiekiem bardzo niezależnym, czasami nawet przekornym. Znam jego poglądy na temat PiS i nie sądzę, żeby chciał rozgrzeszać szefa PiS. W badanych sprawach powiedział tylko tyle, że nikogo za rękę nie złapał.

WP: Ale trudno uwierzyć, że premier był zadowolony z tej "samodzielności" posła Czumy.

- Nie rozmawiałem z premierem na ten temat. Nie sądzę jednak, żeby ta sprawa go szczególnie poruszyła. Premier ma teraz poważniejsze sprawy na głowie - kryzys światowy.

WP: Jak pan ocenia ostatni spot PiS ze zdjęciami Marii i Lecha Kaczyńskich?

- Jako jednowymiarowy, obliczony na grę na emocjach. Oddziałuje na wyobraźnię, więc można powiedzieć, że w tym sensie jest niezły. Poza tym jest przesłodzoną opowieścią o relacji łączącej prezydencką parę. Wykorzystywanie ich wizerunku świadczy o tym, że będą stałym elementem kampanii. PiS od momentu pochówku na Wawelu stara się budować legendę niezłomnego, jedynego prawdziwego patrioty, wybitnego prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Mają prawo do własnej opinii, co nie oznacza, że trzeba się z nią zgadzać. Uważam, że Lech Kaczyński, najdelikatniej mówiąc, nie był najlepszym prezydentem. Był zakładnikiem partii brata, a teraz, nawet po śmierci, ma być paliwem kampanii PiS. Mam nadzieję, że Polacy jednoznacznie odrzucą taką funeralną politykę.

WP: Jak pan ocenia reakcję MAK na raport Jerzego Millera? Nie ma pan poczucia, że to Rosjanie postawili kropkę nad „i”?

- Miałem pretensję do raportu MAK, że nie pokazywał całej prawdy. Nasz raport ocenia wszystko uczciwie, wskazuje zaniedbania po naszej i ich stronie.

WP: Edmund Klich był zdziwiony, że na konferencję MAK nie przybyła Tatiana Anodina i uważa, że oznacza to jedno: potraktowali tę odpowiedź jako sprawę drugiego szczebla.

- Nie widzę powodu, aby z nieobecności jednej osoby robić problem, choć zdaję sobie sprawę, że mamy inną wrażliwość w kwestii katastrofy niż Rosjanie. Chcielibyśmy, aby przyznali nam rację w kwestii błędów popełnionych przez kontrolerów, z kolei im trudno przychodzi przyznanie się do zaniedbań.

WP: To, że Rosjanie nie będą w pełni obiektywni, można było założyć już na początku.

- Dlatego pamiętajmy, że polska komisja napisała własny raport, a polska prokuratura dalej prowadzi śledztwo. Moim zdaniem polski raport wygrywa z rosyjskim rzetelnością. Na świecie też zostało to tak odebrane.

WP: Zachodnia prasa po konferencji MAK-u pisała o triumfie Rosji.

- Nie mam takiego wrażenia. Trzeba podejść do tego na chłodno. Mamy swój raport i trzeba skupić się na wdrożeniu zaleceń na przyszłość.

WP: Wciąż jednak pozostają kwestie sporne, jak choćby naciski na polską załogę. Zdaniem Rosjan m.in. one doprowadziły do katastrofy.

- Polski raport nie mówi, że doszło do bezpośredniego nacisku, a Rosjanie powiedzieli dobitnie: nacisk był. Coś w tym jest, ponieważ sama obecność gen. Błasika w kokpicie, słowa Mariusza Kazany, szefa protokołu dyplomatycznego oddziaływały psychicznie na załogę, a to w pewnym stopniu ją rozgrzesza przynajmniej w moich oczach. Z drugiej strony mamy do czynienia z ciągiem zdarzeń, który zaczął się już podczas przygotowywania wizyty przez kancelarię prezydenta. WP: Kancelaria premiera też miała w tym swój udział.

- Jedyną instytucją odpowiedzialną za wizyty prezydenta jest jego kancelaria. Tak było, jest i będzie. Z drugiej strony trudno ukrywać, że relacje między obiema kancelariami nie były najlepsze. Za czasów prezydentury Lecha Kaczyńskiego ze strony jego kancelarii nie było woli współpracy, a KPRM od czasu „sporu samolotowego” schodziła z linii konfliktu.

WP: Czy prezydent Komorowski będzie poruszał temat rozbieżności obu raportów w rozmowach ze swoim rosyjskim odpowiednikiem? Uda mu się pomóc w rozwikłaniu zagadki, dlaczego Rosja przemilczała sprawę ewentualnych nacisków na rosyjskich kontrolerów?

- Wielokrotnie rozmawiał o tym z prezydentem Rosji i temat katastrofy będzie powracał. Obaj robią dobrą robotę. Prezydenci objęli wspólnym patronatem upamiętnienie ofiar na lotnisku Siewiernyj. Niebawem ma tam stanąć pomnik. Natomiast pamiętajmy, że prezydenci nie są stronami w kwestii raportów. Poza tym obserwujemy powolną, ale jednak pozytywną zmianę polityki historycznej Rosji. Po raz pierwszy rosyjski prezydent obok polskiego stanął nad grobami katyńskimi. Coraz głośniej mówi się o potrzebie realnej destalinizacji.

WP: Mówiliśmy o podróżach prezydenta… Czy już ustalono, czym Bronisław Komorowski uda się we wrześniu do USA na spotkanie z Barackiem Obamą? „Fakt” pisał kilka dni temu, że nie ma czym lecieć za ocean.

- Nie dramatyzowałbym. Rzeczywiście nie mamy sprzętu, który dotarłby do USA bez międzylądowania, dlatego taniej i wygodniej będzie polecieć samolotem rejsowym LOT-u. Prezydent już tak podróżował za ocean w grudniu ubiegłego roku. Nie ma w tym nic złego.

WP: Radosław Sikorski bardzo chwali samoloty od firmy LEGO. W radiu TOK FM tłumaczył, że duński MSZ wypożycza samoloty od firm komercyjnych.

- Pierwsze słyszę o LEGO. Zgoda, nie ma nic złego w wynajmowaniu samolotów, jeśli maszyna spełnia określone standardy. Rząd i prezydent już tak robili.

WP: Gen. Skrzypczak radzi, by prezydent wypożyczył samolot od Luftwaffe.

- Proponowałbym emerytowanemu generałowi, by odpuścił sobie takie komentarze. To nie przystoi polskiemu oficerowi, nawet jeśli jest w stanie spoczynku.

WP: Czyli nie będzie problemów z wizytą?

- Cały czas opracowujemy jej detale i sprawa dolotu jest kwestią wtórną. Prezydent weźmie udział w Zgromadzeniu Ogólnym ONZ w Nowym Jorku. Tam też odbędzie się spotkania dwustronne z głowami innych państw. Poza tym będzie kolacja szefów delegacji wydana przez Baracka Obamę. Prezydent spotka się również z Polonią.

WP: Ale samolot powinien być.

- Oczywiście zakup maszyn dla polskich VIP-ów jest koniecznością, więc maszyny powinny być w przyszłości.

WP: Kiedy?

- To pytanie do rządu. Z doniesień prasowych wiem o pomyśle stworzenia pułku śmigłowców, który obsługiwałby VIP-ów. Słyszałem też wypowiedź premiera, który nie wyklucza, że w niedalekiej przyszłości oprócz śmigłowców pojawią się też inne samoloty. Uważam to za dobre rozwiązanie.

WP: A rozwiązanie 36. specpułku było właściwe?

- Radykalne, ale dobre. Liczę na dalsze kroki MON w celu wdrażania zaleceń raportu komisji Jerzego Millera i poprawienia sytuacji w armii. Wojskowi muszą wreszcie poczuć się odpowiedzialni za armię.

WP: Jak na stanowisku szefa MON znalazł się Tomasz Siemoniak, człowiek praktycznie nikomu nieznany?

- Znam go od wielu lat, razem pracowaliśmy w MON, ja byłem doradca ministra Onyszkiewicza, on dyrektorem departamentu promocji…

WP: …spec od marketingu zna się na wojsku?

- Zasadą działania demokratycznego państwa i cywilnej kontroli nad armią jest to, że cywil stoi na czele MON. Nie trzeba biegać po poligonach, żeby znać się na wojsku, umieć zarządzać olbrzymim budżetem, przeprowadzać potrzebne reformy w armii.

WP: Ale trzeba mieć elementarną wiedzę o armii.

- Minister Siemoniak ma dużą wiedzę o wojsku, interesuje się nim od lat. Wierzę, w jego fachowość w tym obszarze. Jeśli panie nie, proponuję go przetestować. Poza tym zapewniam, że ma predyspozycje do bycia szefem resortu - jest skuteczny, zdeterminowany i nie pęka przed mundurami, nawet z lampasami. Przez cztery lata był zastępcą szefa MSWiA i przeszedł tam prawdziwy poligon. Trudno znaleźć kogoś bardziej kompetentnego na to miejsce.

WP: A Bogdan Zdrojewski? Kiedyś były przymiarki, by został szefem MON. Podobno cieszy się autorytetem wśród wojskowych.

- Bogdan Zdrojewski jest ministrem kultury.

WP: Z pewnością brakowało chętnych.

- (Śmiech) Nie sadzę.

WP: Premier pytał pana o opinię przed powołaniem Tomasza Siemoniaka do rządu?

- Nie rozmawialiśmy o tym, ale on zna moje bliskie relacje z ministrem Siemoniakiem. Mógł domyśleć się mojej opinii.

WP: A pan by skorzystał z takiej propozycji?

- Jestem ministrem w kancelarii prezydenta. Zdaję sobie jednak sprawę z tego, jak trudną misję premier powierzył Tomkowi. Nie każdy podjąłby się takiego wyzwania.

WP: Dwa miesiące to mało, by wiele zdziałać...

- To bardzo ważne dwa miesiące, ale liczę, że PO będzie po wyborach kontynuować rządy i to, co zostanie wypracowane teraz, będzie miało ciąg dalszy.

WP: Minister Siemoniak zostanie w resorcie na kolejną kadencję?

- To pytanie do premiera.

WP: Wśród ewentualnych kandydatów na szefa tego resortu pojawia się nazwisko np. Stanisława Wziątka z SLD, typowanego przez wspomnianego wcześniej gen. Skrzypczaka.

- Takie pomysły mają wojskowi, na szczęście oni nie decydują o tym, kto zostanie ministrem. To byłoby dopiero cofnięcie się do innej epoki! Przypominam: mamy cywilną kontrolę nad armią. A poza tym, wierzę, że PO po wyborach będzie tworzyć rząd z PSL.

WP: Po raporcie Millera szef MON podał się do dymisji. Z drugiej strony premier twierdzi, że Bogdan Klich nie ponosi odpowiedzialności za katastrofę i chwali go za osiągnięcia. Jednocześnie nowemu ministrowi życzy… przeprowadzenia reform w armii. Trudno nadążyć za tokiem myślenia premiera.

- Nie ma tu żadnej sprzeczności. Bogdan Klich był dobrym ministrem, ale z całym bagażem emocjonalnym trudno by mu było wdrażać zalecenia komisji Millera. Zachował się honorowo i należy go pochwalić za odważną decyzję. Na swoim koncie ma wiele dobrych zmian, w tym stworzenie armii zawodowej, wyprowadzenie polskich wojsk z Iraku, funkcjonowanie bez większych szkód w Afganistanie. To wystarczający dorobek, by dobrze zapisał się w historii. WP: Nie widział jednak patologii, do których dochodziło na jego podwórku.

- Kłopotem było to, że w czasie jego urzędowania nie wdrożono pewnych zaleceń, doszło do zaniedbań, za które byli odpowiedzialni mundurowi i cywile, którzy powinni ich nadzorować. Dziś łatwo to oceniać, ale on miał ciężki kawałek chleba.

WP: Chce pan powiedzieć, że armia pod jego rządami funkcjonowała dobrze?

- Nie da się ukryć, że doszło do dwóch katastrof lotniczych, które w sensie politycznym obciążyły jego konto. Niestety historia choroby w polskim lotnictwie nie zaczęła się cztery lata temu, ale dużo wcześniej, pierwszym sygnałem była katastrofa SU-22 w 2001 roku. Już wówczas trzeba było pracować nad naprawą systemu szkolenia, zwłaszcza w siłach powietrznych. Z szacunku dla zmarłych zamilknę na temat niewdrożenia przez gen. Błasika zaleceń po katastrofie w Mirosławcu w 2008 roku.

WP: Wojskowi mówią, że to za czasów ministra Klicha doszło do upadku morale w armii, „kolesiostwa”, układów.

- Tam, gdzie jest duża zhierarchizowana zbiorowość ludzi, jest zawsze wiele emocji. Armia jest hermetyczną grupą, która nie przepada za cywilami. Być może Klich zostawił wojskowym za dużo swobody, za bardzo zaufał swoim generałom. Nic jednak nie wiem, a trochę interesuję się tym tematem, aby istniało jakieś "kolesiostwo" wokół niego.

WP: To prawda, że premier zwlekał tyle czasu z decyzją o przyjęciu dymisji, bo nie miał dalszego planu, co zrobić z armią?

- Pośpiech jest wskazany przy łapaniu pcheł. W tak ważnej sprawie jak katastrofa smoleńska czy praca komisji Millera, trzeba zachować wstrzemięźliwość. Sam byłem przeciwnikiem ponaglania ws. długiego procesu tłumaczenia raportu, bo wyobrażam sobie, że tłumacze musieli być pod olbrzymią presją.

WP: Antoni Macierewicz mówił, że raport był tłumaczony z… rosyjskiego na polski.

- Proszę o następny zestaw pytań.

WP: Czym w pierwszej kolejności powinien się zająć nowy minister obrony?

- Dokończeniem reform w armii. Oprócz dalszej profesjonalizacji i dążenia do wypełniania etatów, powinien dokonać cięć w przerośniętej administracji, a także zreformować szkolenia i szkolnictwo wojskowe. Rozdzielić planowanie od dowodzenia, przeprowadzić integrację dowództw.

WP: Skąd wziąć na to pieniądze?

- Armia ma gigantyczny budżet i rosnące nakłady zagwarantowane ustawowo, więc naprawdę można wiele zrobić. Trzeba lepiej zaplanować i bardziej kontrolować wydawanie pieniędzy. Jak usłyszałem, że Marynarka Wojenna chciałaby mieć okręt zdolny do operacji oceanicznych, oniemiałem. Może jeszcze lotniskowiec?

WP: Jaka będzie kampania Platformy? Na razie więcej wiemy o pomysłach PiS i SLD.

- PO ogłosiła pierwszy etap kampanii pod hasłem: „Polska w budowie”, która pokazuje wielkie polskie osiągnięcia w wielu obszarach życia obywateli. To, co udało się zbudować w kraju przez ostatnie lata, jest naprawdę imponujące.

WP: Afera w Wałbrzychu raczej wam nie pomoże w walce o wyborców.

- Zgoda, ale wina nie leży tylko po stronie PO, w tę lokalną patologię zamieszanych było wiele osób z różnych środowisk. Bez wątpienia jednak PO musi z tym zrobić porządek i oczekuję tego od partyjnych kolegów z Dolnego Śląska. Nowemu prezydentowi Wałbrzycha gratuluję i też liczę, że jego prezydentura oczyści atmosferę.

WP: Co się będzie działo na Pomorzu, z którego pan wystartuje?

- Pokażemy, jak fantastycznie ten region się zmienia. Sam, gromadząc materiały do broszury informacyjnej, otwierałem oczy ze zdziwienia, jak wiele udało się zbudować – blisko 150 orlików, inwestycje na Uniwersytecie Gdańskim, terminal lotniczy w Gdańsku, nowe arterie komunikacyjne, szpitale, PGE Arena i wiele innych rzeczy. Udało się dużo zrobić, ale sporo jest jeszcze do zrobienia. Jako Pomorzanie możemy być dumni ze swoich osiągnięć.

WP: Chyba jednak nie z drogi dojazdowej do Gdańska? Podróż koleją z Warszawy nad morze trwa siedem godzin i jest prawdziwym horrorem.

- Bo trasa kolejowa jest remontowana. Choć także uważam, że podróż za długo trwa. Na przełomie 2013-14 roku pojedziemy już szybką koleją, w dwie godziny z haczykiem.

WP: Minister Grabarczyk mówił w jednym z wywiadów, że dopiero w 2014.

- Będę pilnował, aby było to jak najszybciej. Wiem, że Polska wygląda jak jeden wielki plac budowy, ale wiele budów, jak choćby A1, zostało kiedyś zablokowanych przez PiS. Dopiero ten rząd odblokował je. Efekt? Jesienią zostanie oddany jej odcinek do Torunia. Kolejny – do Łodzi – w czerwcu przyszłego roku.

WP: Czyli wasza kampania będzie kopią samorządowej? Wtedy Donald Tusk reklamował hasło: „Nie róbmy polityki, budujmy mosty”.

- Rozwój i modernizacja nie mają kolorów partyjnych.

WP: Na razie jest pan ministrem, znajdzie pan czas na swoją kampanię?

- Będzie trudno, ograniczę się do minimum - weekendów w Gdańsku. Jeśli zabraknie mi czasu, poproszę prezydenta o urlop.

WP: Woli pan Wiejską niż zaciszny gabinet w Pałacu Prezydenckim?

- To trudny wybór, który poprzedziłem rozmowami z rodziną, prezydentem, premierem, ale uznałem, że moje środowisko potrzebuje wsparcia. Zostałem wybrany szefem pomorskich struktur PO, więc mam zobowiązania wobec gdańszczan. Co ja poradzę, że mam hopla na punkcie mojego miasta i chcę pracować dla regionu? W demokracji trzeba się weryfikować.

WP: A może znudziła się panu spokojna praca, brakuje panu sejmowej adrenaliny, fleszy.

- Gdzie, jak gdzie, ale akurat pod Pałacem Prezydenckim od roku jest dużo fleszy, adrenaliny i "miłego" towarzystwa. A tak na serio, to nie wiem, dlaczego niektórym wydaje się, że sejm jest politycznym epicentrum. Nie podnieca mnie to, bo na Wiejskiej najwięcej jest tej złej, zjadliwej polityki. To, co jest ciekawe, to możliwość zrobienia czegoś dobrego dla ludzi, to mnie pociąga w polityce.

WP: To bardzo szlachetne...

- Chcę pomóc Platformie w wygraniu wyborów i stworzeniu nowego rządu. Jeśli się to uda, doświadczymy czegoś fantastycznego, będziemy mogli kontynuować misję pozytywnych dla Polski reform. Wiem, że będzie piekielnie trudno – na świecie szaleje kryzys gospodarczy, kraje należące do strefy euro mają kłopoty. Trzeba będzie ograniczyć deficyt budżetowy, zreformować finanse publiczne. Na szczęście mamy silne fundamenty gospodarcze, dzięki którym przetrwaliśmy pierwszą falę kryzysu. Nasz kraj potrzebuje skuteczności i mądrego rządzenia.

WP: Kiedy powiedział pan prezydentowi o swoich planach?

- Już rok temu, gdy zostawałem ministrem. Mówiłem, że gdy przyjdą wybory, będę musiał się określić. Takich decyzji nie podjąłbym bez wsparcia rodziny, a także prezydenta i premiera.

WP: Wie pan już, kto zostanie pana następcą?

- Nie wiem.

WP: Czy Platforma, która zagarnia polityków z prawa i lewa, poradzi sobie w takim kształcie po wyborach?

- PO jest szeroką, europejską formacją, to taka ”chadecko-konserwatywno-liberalna" partia, która ma wspólny mianownik – wolność jednostki, poszanowanie praw człowieka, wolny rynek, demokrację. Nad tym mianownikiem mieszczą się różne wrażliwości – progresywne, tradycyjne, liberalne. Jako politolog z wykształcenia myślę, że dzisiaj PO jest jedynym projektem w Polsce zintegrowanym wewnętrznie, który najlepiej realizuje aspiracje modernizacyjne Polaków – dlatego wygrywa. Niemniej jednak zagrożenie wygraną sił antymodernizacyjnych jest realne, stąd ludzie z różnych stron sceny politycznej chcą dołączyć do PO. Nie widzę w tym problemu, jeśli tylko akceptują wartości PO.

WP: Ale mówi się, że jak coś jest do wszystkiego, jest do niczego.

- PO nie jest do wszystkiego. Jest do stabilnego, mądrego odpowiedzialnego rządzenia państwem.

WP: Z tego co widać prezydent nie będzie wam pomagał jesienią, wyraźnie zdystansował się od kampanii.

- Zgodnie z polskim obyczajem prezydent rezygnuje z bieżącej aktywności politycznej, jest ponad politycznym sporem i słusznie. PO musi walczyć o głosy bez poparcia prezydenta. Z drugiej strony prezydent nie odcina się od swojego środowiska politycznego. Jak sam mówi w PO zostawił kawał, nie tylko politycznego, serca. Współtworzył PO i jestem, przekonany, że za cztery lata to środowisko ponownie wskaże go jako swojego kandydata.

Rozmawiały Agnieszka Niesłuchowska i Paulina Piekarska, Wirtualna Polska

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Zobacz także
Komentarze (1443)