Minister Balicki nie lubi niezapowiedzianych wizyt
Ponad stuosobowa grupa związkowców ze śląsko-dąbrowskiej Solidarności wtargnęła w poniedziałek po południu do gmachu ministerstwa zdrowia, żądając spotkania z ministrem Markiem Balickim oraz prezesem Zakładu Ubezpieczeń Społecznych Aleksandrą Wiktorow.Minister zdrowia Marek Balicki zapowiedział, że nie będzie tolerował łamania prawa, a wprowadzona przez niego zasada "otwartych drzwi" w ministerstwie nie może być nadużywana.
Przewodnicząca regionu śląsko-dąbrowskiego "S" Ewa Fica potwierdziła fakt - jak to określiła - "wejścia do ministerstwa bez zaproszenia". Dodała, że być może było to złamanie prawa. "Pokazuje to jednak także, że zabezpieczenie urzędów państwowych jest słabe" - stwierdziła.
Balicki powiedział na konferencji prasowej, że powodem wtargnięcia było przekazanie mu żądania "S" dotyczące odwołania zarządu i rady Śląskiej Kasy Chorych. Wyjaśnił, że ok. 70 osób podniosło szlaban wiodący na teren ministerstwa i zajęło jedną z dużych sal w gmachu; okleiło ją plakatami, wtargnęło także do sekretariatu ministra.
"Wtargnięcie tak dużej grupy osób stwarza wrażenie sterroryzowania urzędu. To szkodliwe dla państwa. Była to nielegalna manifestacja. Łamania prawa nie mogę i nie będę tolerować" - powiedział Balicki.
Zaznaczył, że o nieuzgodnionej wcześniej wizycie Ficy był powiadomiony telefonicznie przez przewodniczącą sekretariatu ochrony zdrowia "S" Marię Ochman, jednak nie mówiła ona nic o grupie towarzyszących osób.
Balicki podkreślił, że sytuacja w ochronie zdrowia jest bardzo trudna i jej naprawa wymaga dialogu i taki też dialog - jak powiedział - będzie prowadzony. (iza)