Hołownia. Wysoki? Na pewno. Komisarz? Niekoniecznie [OPINIA]
Komentatorzy pokładają się ze śmiechu, widząc ubiegających się o przywództwo w Polsce 2050. Nie ma tu jednak niczego śmiesznego. To prawda, że ta partia jest już martwa, ale za to nadal bogata. To jak wyjście za mąż za leżącego na łożu śmierci miliardera – chwały nie przynosi, ale profity owszem - pisze dla Wirtualnej Polski prof. Marek Migalski.
Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.
Szymon Hołownia na pewno ma kompetencje by zostać Wysokim Komisarzem ONZ ds. Uchodźców – mówi dobrze po angielsku, sprawował ważną funkcję państwową w nie najmniejszym kraju świata, przed swoją karierą polityczną zajmował się przez wiele lat wolontariatem w Afryce.
Nie bez znaczenia jest także i to, że chyba naprawdę leżą mu na sercu sprawy migrantów i uchodźców, co udowodnił nie tylko swoją postawą w czasach, gdy był dziennikarzem, pisał książki i budował studnie na Czarnym Kontynencie, ale także po 2022 roku, w czasie kryzysu związanego z agresją Rosji na Ukrainę.
Hołownia ujawnia kolejne plany. "Pełczyńska-Nałęcz będzie wicepremierką"
Czy oznacza to, że zostanie Wysokim Komisarzem? Niekoniecznie, albowiem kompetencje kandydatów są tylko jednym z kryteriów branych pod uwagę – liczą się także parytety polityczne, państwowe, kontynentalne, a nawet płciowe. Bycie fachowcem w danej dziedzinie to tylko wstęp do objęcia tego typu stanowisk. Nawet jeśli ma się za sobą – podobno – poparcie ważnych polskich polityków.
Piszę "podobno", bo choć sam zainteresowany zapewniał nas o tym, że za jego kandydaturą będą lobbować zarówno Donald Tusk i Radosław Sikorski, jak i Karol Nawrocki oraz Jarosław Kaczyński, to przecież nie musi to być prawdą. Nie żeby kłamał sam marszałek, ale przecież mogli wprowadzać go w błąd jego "koledzy" – każdemu z nich upokorzenie Hołowni i ośmieszenie go nieudanymi zabiegami o nową pracę jest na rękę. Bo po pierwsze, już teraz opuszcza statek, którego był kapitanem, a który stanowił konkurencję dla ich wojennych okrętów, a po drugie, jeśli wróci z Nowego Jorku na tarczy, to tym bardziej nie będzie już mógł im zagrozić.
Partia jak miliarder na łożu śmierci
I tu wracamy na domowe podwórko, czyli do tego, co dzieje się obecnie z Polską 2050. Komentatorzy pokładają się ze śmiechu, widząc ubiegających się w niej o przywództwo. Nie ma tu jednak niczego śmiesznego. To prawda, że ta partia jest już martwa, ale za to nadal bogata. To jak wyjście za mąż za leżącego na łożu śmierci miliardera – chwały nie przynosi, ale profity owszem.
Wszak nowy lider PL2050 będzie dowodził ugrupowaniem mającym swoich ministrów, wiceministrów, wojewodów, wicewojewodów, setki stanowisk w administracji państwowej do obsadzenia, siedem milionów złotych rocznie dotacji z budżetu krajowego oraz – co najważniejsze – klub parlamentarny, od którego zależy trwanie obecnego rządu. Nie ma się zatem z czego śmiać, gdy widzi się, iż do roli "posthołowni" pretenduje kilka osób.
Kto z nich ma największe szansa na zwycięstwo? Dziś bardzo trudno to orzec, zwłaszcza że oficjalnie zgłosił się tylko Ryszard Petru, ale on akurat prawie na pewno nie ma co liczyć na sukces – jest w PL2050 ciałem prawie obcym, kimś, kto doskoczył w ostatniej chwili. Działacze go nie znają i mu nie ufają. Najbardziej widoczna rywalizacja toczy się między namaszczoną przez Hołownię na nową przewodniczącą Katarzyną Pełczyńską-Nałęcz, a ministrą środowiska Pauliną Hennig-Kloską.
Pamiętać jednak trzeba, że aparat partyjny rozumie, iż PL2050 nie ma już szans na samodzielny start w wyborach 2027 roku i że musi stać się częścią większej całości, czyli albo znaleźć się w koalicji z KO, albo wcześniej współtworzyć jakiś nowy byt polityczny (ma bogate wiano, więc pewnie będzie atrakcyjnym partnerem dla kogoś próbującego tworzyć nowe ugrupowanie).
Z tego też powodu mniej istotne będą dla działaczy przymioty intelektualne kandydatów na lidera, a bardziej ich zdolności do zachowania spójności PL2050 oraz do znalezienia wspólnego języka z innymi graczami na polskiej scenie politycznej. Dlatego uważam, że dzisiaj najbardziej prawdopodobnym "posthołownią" jest Paweł Śliz, polityk środka, lubiany w środowisku i mogący być liderem akceptowanym przez wszystkie koterie wewnątrzpartyjne.
Do wyborów na przewodniczącego PL2050 jednak trzy miesiące, więc zdarzyć może się wszystko. Jedno jednak jest pewne – polityczna rola Szymona Hołowni w polskiej polityce skończyła się, a jego kariera międzynarodowa stoi pod dużym znakiem zapytania. Osobiście żałuję tego pierwszego, choć wiem, że jestem w mniejszości. Konkretnie w jednym procencie nadwiślańskiej populacji, bo tyle ostatnio dawały jego partii sondaże partyjne.
Dla Wirtualnej Polski Marek Migalski
Marek Migalski jest politologiem, prof. Uniwersytetu Śląskiego, byłym europosłem (2009-2014), wydał m.in. książki: "Koniec demokracji", "Parlament Antyeuropejski", "Nieudana rewolucja. Nieudana restauracja. Polska w latach 2005-2010", "Nieludzki ustrój", "Mgła emocje paradoksy", "Naród urojony".