"Pierwszy raz poszła z chłopakiem do łóżka, oboje zginęli, ale trzy miesiące miała ekstra klasa"
Przytaczał taką historię: "Pamiętam Złotogórskiego... To była taka para. Ona - blondynka, maleńka dziewczynka, ale śliczna. A on, Złotogórski właśnie - wielkie chłopisko, chodził na placówki, przywoził chleb itd. Spali w takim pokoju, gdzie dwadzieścia osób nocowało, wszyscy więc chodzili między tymi łóżkami. I jak się przechodziło nad ranem, to się widziało, jak ona leży u niego na ramieniu, cała wielkości jego ręki, ale jakby wtopiona w niego. Było jasne, że w tym jest jej bezpieczeństwo, w tej miłości, w byciu z nim. Oczywiście oboje później zginęli, ale to nie ma znaczenia. Bo ten czas, który przeżyli razem, przeżyli w spokoju. Sama taka dziewczynka by nie przetrwała ani dnia, a tu miała trzy miesiące czy dwa miesiące radości, ciepła, bezpieczeństwa w jej rozumieniu. Bo naturalnie to było bezpieczeństwo względne. Ale w tych warunkach ten duży chłopak, któremu mogła położyć rękę na szyi, zapewniał jej niezbędne minimum - nie była sama".
Oto następna: "Na Pawiej pod dwójką była dziewczyna, której matka oddała swój 'numerek na życie'. Przyszedł jakiś chłopak, zakochała się w nim. To była jej pierwsza miłość, pierwszy raz poszła z chłopakiem do łóżka. I była zachwycona. Na dodatek chłopak miał chody po aryjskiej stronie i wyciągnął ją z getta. Tam ich ktoś wydał, oboje zginęli, ale te trzy miesiące miała ekstra klasa. Żyła pełnią życia".
Edelman, który w czasie II wojny światowej należał do Powszechnego Żydowskiego Związku Robotniczego (Bund), a w 1942 r. był wśród założycieli Żydowskiej Organizacji Bojowej (ŻOB), uważał, że to w jego organizacji działały najatrakcyjniejsze dziewczęta: "U nas, w Bundzie, dziewczyny były najpiękniejsze: Joelsonówna, Trunkówna, gwiazdy Warszawy. U komunistów ładnych nie było. Tam szły te w okularach, spódnicach do kostek, takie chasydki".
"Nasze dziewczyny... Druga śliczna była z młodzieżówki. Nie będę podawał jej nazwiska. Mężatką była. Ale to wtedy nie było ważne. To była dziewczyna, która i ugotować umiała jajecznicę na szynce, i pogłaskać, i te rzeczy umiała dać... Dać jednemu chłopcu o godzinie dziesiątej wieczór. Drugiemu o dwunastej. Bo ci chłopcy z akcji przychodzą. I jak im nie pomóc? Jak ich zostawić bez tej chwili ciepła?" - czytamy w biografii "Marek Edelman. Życie. Do końca".