PolskaMiller: długo nie będzie takiego sukcesu jak mój

Miller: długo nie będzie takiego sukcesu jak mój

"Wiele osób ustawia Pana obecnie w roli
grabarza lewicy. Jak Pan się z tym czuje?" - pytają byłego
premiera Leszka Millera dziennikarze "Trybuny". "Niewątpliwie
zwycięstwo z 2001 r. okaże się bezprecedensowe, bo nieprędko jakaś
siła polityczna przekroczy 40-proc. poparcie. Przedwczesne
zakończenie misji mojego rządu wyniknęło z wielu problemów. Jestem
odpowiedzialny i za sukces, i za porażkę. Każdy sukces i każda
porażka ma swoją twarz i swoje nazwisko" - odpowiada Miller.

11.12.2004 | aktual.: 11.12.2004 07:21

"Głównym źródłem naszych kłopotów jest afera Rywina. Systematyczny spadek notowań zaczął się wraz z tą sprawą. Ja i moi koledzy nie znaleźliśmy skutecznej metody przeciwdziałania ofensywie, którą posłowie Rokita i Ziobro w sposób bezczelny, ale zarazem skuteczny prowadzili przeciwko SLD. Udało im się wprowadzić do świadomości społecznej pogląd, że wokół Sojuszu, czy wokół rządu dzieje się coś mocno nieprzyjemnego. Zostało to wzmocnione kolejnymi doniesieniami o rzeczywistych i nierzeczywistych aferach" - mówi były premier w wywiadzie dla "Trybuny".

Na pytanie o związki SLD z biznesem, Miller odpowiada: "A co w tym złego, że jakaś część elektoratu SLD to przedsiębiorcy. Taka właśnie jest nowoczesna socjaldemokracja". "Jeżeli ja kogoś znam od lat, to nie będę udawał, że przestałem go znać, kiedy zostałem premierem. Wydaje mi się, że byłoby to idiotyczne i sztuczne. Powiem więcej - wszystkie próby zamykania ludzi w gettach są anachroniczne" - dodaje były premier.

Odnosząc się do pytań o kontakty z prałatem Henrykiem Jankowskim, Miller mówi: "Odwiedziłem prałata na wyraźną prośbę moich kolegów z gdańskiego Sojuszu. To był okres kampanii samorządowej i powiedziano mi, że jak pojedziemy do prałata, to być może zneutralizujemy jakąś część wściekłego prawicowego elektoratu. Natomiast nie załatwiłem żadnej koncesji, i prałat do dzisiaj nie ma żadnej koncesji na wydobycie bursztynu".

Przyznaje się też do znajomości z Andrzejem Pęczakiem. "Nie ukrywam, że znałem Pęczaka. W latach 90. był moim współpracownikiem. Został mianowany wojewodą przez premiera Waldemara Pawlaka, wiceministrem skarbu przez premiera Włodzimierza Cimoszewicza. A kiedy ja zostałem premierem, Pęczak nie otrzymał żadnego stanowiska. Każdy może wyciągać z tego takie wnioski, jakie chce" - mówi Leszek Miller w wywiadzie dla "Trybuny".

Na pytanie, co go śmieszy w polityce, odpowiada: "Bezapelacyjna jest komisja śledcza. Ale śmieszy mnie też Pani Jaruga-Nowacka, kiedy krytykuje poprzedni rząd, zapominając, że była w jego składzie, śmieszą mnie liliowe 'marcowe noworodki' z SdPl. No i ci wszyscy, którzy kombinują, jak tu powiedzieć o sukcesach pierwszych trzech lat rządów SLD i jednocześnie nie wymienić mojego nazwiska".

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)