Milion kary za fake newsy o COVID-19. Planują bat na social media
Nawet milion złotych kary dla firm, które nie usuną nieprawdziwych treści dotyczących koronawirusa lub hejtu wobec lekarzy z mediów społecznościowych - to założenie projektu ustawy, który powstał w Kancelarii Premiera. - To krok w dobrym kierunku - uważają lekarze. A eksperci zauważają, że projekt KPRM jest sprzeczny z pomysłem Rady Wolności Słowa, czyli pomysłem Zbigniewa Ziobry na regulowanie mediów.
- "Urwiemy ci łeb k***", "Zostaniesz rozliczony, łącznie z zaborem mienia i wydaleniem rodziny z kraju" - Andrzej Matyja, przewodniczący Naczelnej Rady Lekarskiej cytuje wiadomości, które otrzymał od ludzi kwestionujących pandemię i potrzebę szczepień na COVID-19.
- Przyzwyczaiłem się, że przynajmniej raz dziennie dostaję wiadomość z groźbą utraty życia lub zdrowia. Każda osoba ze środowiska lekarskiego, która pozytywnie wypowiada się o szczepionkach, spotyka się z potężnym hejtem - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską prof. Matyja.
Tragiczne skutki hejtu
Niedawno opisywaliśmy lekarkę, która pod wpływem stresu związanego z hejtem antyszczepionkowców poroniła. Kobieta odeszła z zawodu pod wpływem koszmarnych przeżyć.
"To było jak fala, to były setki wiadomości, tysiące komentarzy, które nagle się pojawiały. Jestem przekonana, że to jest jakaś zorganizowana grupa, która skrzyknęła się w sieci, stwierdzając: dziś atakujemy tego i tego, i się zaczynało. Przez półtora roku obcy ludzie wysyłali mi groźby na FB, Messengerze, w SMS-ach. Pisali, co mi zrobią, że wiedzą, gdzie mieszkam, że nie jestem prawdziwym lekarzem, tylko podstawioną aktorką. Wysyłali zdjęcia moich siostrzeńców, moich małych sąsiadów, opisywali, co zrobią tym dzieciom" - wspominała lekarka Jadwiga Kłapa-Zarecka.
Zobacz też: "Ludzie. Na Granicy". Reporterska relacja WP spod strefy stanu wyjątkowego
Grupy antyszczepionkowców, które stoją za podobnymi akcjami, znalazły przyjazną przystań w portalach społecznościowych. Zamknięte grupy na Facebooku, kanały na YouTube, tysiące trolli na Twitterze. Lekarze są bezsilni.
- Gdy dziś znajdujemy hejterskie treści, wysyłamy zawiadomienie na policję oraz prosimy właściwie platformy, głównie Facebooka, o usunięcie treści. I o ile polskie portale, takie jak Wirtualna Polska czy Onet, momentalnie blokują i usuwają takie komentarze, to w przypadku zagranicznych portali społecznościowych spotykamy się ze ścianą. Nic się nie dzieje, zero reakcji - relacjonuje Łukasz Jankowski, prezes Okręgowej Rady Lekarskiej w Warszawie.
Reakcja rządu
Lekarze od dawna alarmowali choćby Ministerstwo Zdrowia o patologicznej sytuacji. I właśnie w odpowiedzi na te głosy w Kancelarii Premiera Rady Ministrów powstał projekt ustawy "o ochronie zdrowia publicznego przed następstwami rozpowszechniania treści nieprawdziwych dotyczących wirusa SARS-Cov-2 i treści przestępczych kierowanych wobec osób wykonujących zawód medyczny".
Odpowiada za niego Janusz Cieszyński, były wiceminister zdrowia, a obecnie pełnomocnik rządu do spraw cyberbezpieczeństwa. - Chcemy lepiej chronić szeroko pojęty personel medyczny przed mową nienawiści, pojawiającą się w sieci. Platformy internetowe podejmują wprawdzie działania na rzecz zwalczania hejtu i nieprawdziwych informacji, nie są one jednak ani jednolite, ani wystarczające, a oba zjawiska nasiliły się w ostatnim czasie - mówi Cieszyński w rozmowie z Wirtualną Polską.
Z projektu nowej ustawy wynika, że rządzący chcą przerzucić walkę z hejtem i fake newsami na właścicieli portali społecznościowych. Projekt zakłada, że każdy serwis społecznościowy, posiadający w Polsce co najmniej milion zarejestrowanych użytkowników, będzie musiał ustanowić w kraju swojego przedstawiciela, do którego będzie można zgłaszać groźby lub treści nieprawdziwe. Ma on być znany z imienia i nazwiska, a jego dane kontaktowe mają być zamieszczone na stronie serwisu.
Zgłoszenia będą mogli przesyłać tylko uprawnieni użytkownicy. Z ustawy wynika, że taka osoba będzie musiała mieć wyższe wykształcenie lekarskie w stopniu co najmniej doktora nauk medycznych. Prawo do jej wytypowania ma mieć 14 podmiotów, m.in. Polska Akademia Nauk, Polskie Towarzystwo Lekarskie, Polskie Towarzystwo Farmaceutyczne, Naczelna Rada Lekarska, Naczelna Rada Pielęgniarek i Położnych, Naczelna Rada Aptekarska.
Każde zgłoszenie z groźbą lub fake newsem, zgłoszone przez uprawnionego użytkownika do portalu, będzie musiało być rozpatrzone w 24 godziny: poprzez usunięcie treści, usunięcie konta użytkownika lub pozostawienie zgłaszanych treści bez żadnych działań. Nadzór nad tymi procedurami ma sprawować prezes Urzędu Komunikacji Elektronicznej.
A jeśli portale społecznościowe nie zastosują się do przepisów, czyli np. nie ustanowią przedstawiciela w Polsce, nie zamieszczą na stronach regulaminów w języku polskim lub nie będą rozpatrywały napływających zgłoszeń, mogą zostać ukarane karą w wysokości od 50 tys. do 1 mln zł.
- Generalnie to jest dobra droga. Widzimy duży problem z hejtem, więc to może być sposób na jego rozwiązanie. Na pewno nie chcemy być posądzeni o cenzurę internetu. Zależy nam tylko na tym, żeby ludzie nie pozwalali sobie na nienawiść w sieci - uważa Łukasz Jankowski, prezes Okręgowej Rady Lekarskiej w Warszawie.
Zawiedli kilka razy
Andrzej Matyja podchodzi do projektu bardziej sceptycznie: - Już kilkukrotnie zawiodłem się na obietnicach tego rządu, który zapewnia, że zależy mu na bezpieczeństwie lekarzy. Dlatego, dopóki nie zobaczę konkretów, to nie uwierzę. Na razie mam poczucie, że jest przyzwolenie państwa na hejt.
Z innej strony na projekt Janusza Cieszyńskiego patrzą prawnicy zajmujący się nowoczesnymi technologiami. - Zdaję sobie sprawę, że projekt ustawy jest odpowiedzią na realne problemy związane z groźbami wobec personelu medycznego i rozprzestrzenianiu często nieprawdziwych informacji, które utrudniają przeciwdziałanie szerzeniu się choroby. I absolutnie tych problemów nie bagatelizuję. Ale nie tędy droga - uważa Krzysztof Izdebski, prawnik specjalizujący się w relacjach technologii i demokracji.
I tłumaczy: - Ten projekt wprowadza jedną bardzo niepokojącą rzecz, która - jak się obawiam - będzie służyła za precedens do wprowadzenia kolejnych ograniczeń treści internetowych. Zawarta w projekcie definicja nieprawdziwej informacji jest generalna i nieobiektywna. To stwarza ryzyko, nawet nie dla osób, które świadomie chcą paraliżować walkę z COVID-19 w Polsce, ale może również zagrażać wolności debaty naukowej.
- Uważam zresztą, że w wolności słowa zawiera się prawo każdego do nieprawdziwej informacji. Należałoby raczej podążać drogą już wytyczoną przez media społecznościowe, a mianowicie oznaczać materiały wątpliwe i kierować do informacji przedstawiającej inny punkt widzenia. Cenzura nie jest dobrym rozwiązaniem. Bo zwiększa apetyt na blokowanie kolejnych przykładów "nieprawdziwych" treści - podkreśla.
Spór z Ziobrą?
Izdebski zauważa jeszcze jedną ciekawą rzecz. Polski rząd w ogóle ze sobą nie współpracuje, a różni ministrowie, konkurując, zajmują się równolegle tymi samymi zagadnieniami. Bo projekt Janusza Cieszyńskiego częściowo pokrywa się z projektem Ministerstwa Sprawiedliwości. Resort Zbigniew Ziobry planuje powołanie Rady Wolności Słowa, która miałaby nakładać kary od 50 tys. zł do 50 mln zł na właścicieli portali społecznościowych.
- Nie dość, że projekty trochę sobie przeczą, to zauważalny jest brak koordynacji różnych resortów w regulowaniu tego obszaru. Ta silosowość polskiej administracji jest raczej dowodem na to, że jakiekolwiek przepisy nie będą skuteczne wobec znacznie efektywniej działających korporacji internetowych - uważa Izdebski. I dodaje: - Teoretycznie, jak platforma ograniczy dostęp do informacji antyszczepionkowców na mocy ustawy Cieszyńskiego, to na mocy ustawy Ziobry taki użytkownik może oczekiwać, że Rada Wolności Słowa każe tę treść przywrócić.
A kiedy nowe prawo walczące z hejtem może wejść w życie? Na razie nie wiadomo. Jak przekazał nam Cieszyński, "nie jest możliwe określenie, jaki będzie termin jego wejścia w życie".
Szymon Jadczak
szymon.jadczak@grupawp.pl