ŚwiatMieszkała w Rosji. "Propaganda jest wszechogarniająca, skoro nawet moja mama nią się zachłysnęła"

Mieszkała w Rosji. "Propaganda jest wszechogarniająca, skoro nawet moja mama nią się zachłysnęła"

– Mama radzi, żebym wypożyczyła rosyjską literaturę, póki nie zaczęli jej palić na podwórkach uniwersytetów – opowiada Wirtualnej Polsce Ekaterina Blachnierek. – Mówi, bym nie śledziła wiadomości, tylko wzięła porządny kurs geopolityki. Boi się o rosyjskie dziedzictwo. To przekonanie jeszcze z czasów komunizmu, że Zachód nienawidzi Rosji i tylko czeka na jej upadek – dodaje.

Ekaterina Blachnierek
Ekaterina Blachnierek
Źródło zdjęć: © East News | Lukasz Gdak, Łukasz Gdak

13.03.2022 | aktual.: 13.03.2022 17:01

Spotkanie się opóźnia. Ekaterina Blachnierek ma problem z połączeniem. – Nie wiem, z czego to wynika – przyznaje. – Od wielu lat mieszkam w Polsce, mam tylko polski numer. Telefon nie chce połączyć się z siecią. Może nałożono na mnie ograniczenia? – zastanawia się. – Dużo czasu spędzam w rosyjskim internecie, słucham zakazanego radia "Echo Moskwy" – dodaje.

Dziewczyna zgadza się na rozmowę z jednego powodu. – To najmniejsza rzecz, jaką w obecnej sytuacji mogę zrobić. Moja mama pochodzi z Petersburga. Spędziłam tam 17 lat. Wychowałam się na ulicy, gdzie kiedyś mieszkali Dostojewski, Niekrasow, Turgieniew czy Czernyszewski. Rosyjska kultura stanowi istotną część mojej tożsamości.

Samobójczy pomysł

Ekaterina Blachnierek urodziła się w 1997 roku. Pierwszy rok życia spędziła w podpoznańskim Puszczykowie. Jej rodzice, ojciec Polak i matka Rosjanka, mieli tam dom. – Po roku mama podjęła decyzję, że chce wychować mnie i siostrę w Petersburgu – opowiada. – Zawsze miałam tylko polski paszport. Skończyłam 18 lat i próbowałam uzyskać podwójne obywatelstwo. Było to po aneksji Krymu. Wielu uchodźców z Ukrainy ubiegało się wtedy o rosyjskie dokumenty. Myślałam, że w moim przypadku ten proces nie będzie złożony. Myliłam się. Poinformowano mnie o konieczności pilnego opuszczenia Federacji Rosyjskiej pod groźbą deportacji. Nie mogłam tego zrozumieć. Miałam wrażenie, że państwo nie widzi swoich obywateli – opowiada.

Silne emocje wypełniły tamten czwartkowy poranek. – Nie mogłam uwierzyć, że bombardują Kijów – przekonuje. – Usiłowałam zrozumieć, co się dzieje. Włączyłam niezależne rosyjskie media. Posłuchałam, co mówią blogerzy, dziennikarze czy przedsiębiorcy. Zwróciłam uwagę na reakcje moich znajomych. Nie znalazłam komentarzy popierających inwazję – wspomina w trakcie naszej rozmowy.

– Widziałam emocje, które były jednocześnie wyostrzone i tłumione. Wstyd i złość mieszały się z lękiem, bezradnością i niezgodą. Próbowałam zebrać myśli. To było błędne koło, z którego nie umiałam wyjść. Pytałam: jak dalej żyć, jak zmienić sytuację, jak pomóc przyjaciołom w Ukrainie i co będzie z mamą i znajomymi z Rosji? – dodaje Ekaterina i przyznaje, że w przekazie mediów rządowych dostrzegła pewną powtarzalność.

Mieszkała w Rosji. "Propaganda jest wszechogarniająca, skoro nawet moja mama nią się zachłysnęła"
Mieszkała w Rosji. "Propaganda jest wszechogarniająca, skoro nawet moja mama nią się zachłysnęła" © East News | Lukasz Gdak, Łukasz Gdak

Obrzydliwe poczucie humoru

– Twierdzą, że Putin nie rozpoczyna wojny, tylko kończy to, co zaczął po aneksji Krymu – opowiada. – Pytają, gdzie byli wszyscy, gdy trwało "ludobójstwo rosyjskiej ludności na rosyjskich ziemiach". Cała "operacja" ma służyć wyzwoleniu społeczeństwa. Rosja ma uratować Ukraińców, którzy "znaleźli się pod rządami Amerykanów i nazistów". Słyszałam, że nawet tłumaczą to dzieciom na lekcjach w szkole. Mówią: "Co byście zrobili, gdyby ktoś zaatakował naszą szkołę? Przecież nie wyszlibyście z pacyfistycznym plakatem. Próbowalibyście ich zatrzymać. Właśnie to robi nasz rząd w Ukrainie". Samo słowo "wojna" jest zresztą zabronione – opowiada Ekaterina.

Zupełnie inne informacje podawały niezależne media. Nie trwało to długo: zostały zamknięte lub same zawiesiły działalność. – Wielu dziennikarzy ucieka z kraju – mówi Ekaterina. – Boją się więzienia i represji. Demonstracje pokojowe w Rosji są agresywnie tłumione. Najlżejszą konsekwencją dla uczestników może być utrata miejsca pracy lub nauki. Uchwalono też ustawę o karach za "rozpowszechnianie fałszywych wiadomości o działaniach rosyjskiego wojska". Grozi za to 15 lat więzienia – wymienia.

Dziewczyna opisuje też nastroje rosyjskiego społeczeństwa przez pryzmat wypowiedzi zwykłych ludzi. – Uważają, że to wojna Putina, nie Rosjan – podkreśla. – Piszą, że to kolejna "mało zwycięska wojna" w historii kraju, która obraca się w piekło. Nie mieści się w głowie, jak łatwo zmieniają się role. 80 lat temu Rosja pokonała nazizm, a dzisiaj sama powiela tamte scenariusze. Może absurd tej sytuacji tworzy przestrzeń dla propagandy? 23 lutego Rosjanie obchodzili Dzień Obrońcy Ojczyzny. Zwiastunem płonącego nieba nad Ukrainą były rosyjskie miasta rozświetlone fajerwerkami. Ktoś ma obrzydliwe poczucie humoru – ucina.

Ekaterina próbowała wysłuchać przemówienia prezydenta Rosji. – Nie wytrzymałam i wyłączyłam – przyznaje. – Putin jest produktem KGB. Mówi, by wprowadzać w błąd. Przeraża mnie ten klimat antyutopii: dekoracje sali, intonacja głosu i niepokój zawieszony w powietrzu. Pamiętam, jak nie mogłam wypożyczyć książek Orwella w bibliotece, bo nie miałam 16 lat. Teraz piszą do mnie, że młodzież zapozna się z ich treścią bez konieczności czytania – opowiada.

Wszechogarniająca propaganda

Dziewczyna wie, jak wygląda sytuacja w Rosji dzięki wiadomościom od mamy. Ma ona wykształcenie ekonomiczne. Będąc na studiach, postanowiła spróbować z handlem. Była jedną z pierwszych osób w Rosji, którym udało się handlować na wielką skalę z Europą, Chinami czy Argentyną.

– Miała do czynienia z Putinem, który pełnił wtedy rolę nie do końca związaną z polityką – opowiada dalej Ekaterina. – Nigdy nie traktowała go poważnie. Generalnie była krytyczna do rządzących. Brała udział w protestach, choć nie odpowiadała jej ta forma sprzeciwu. To właśnie jej zawdzięczam sposób, w jaki patrzę na świat. Wiele zmieniło się po aneksji Krymu – zaznacza jednocześnie.

Ekaterina mieszkała już wtedy w Polsce. – Przyłączenie Krymu wiązało się z falą poparcia dla Putina – przyznaje. – Dziadek mamy był Kozakiem dońskim, mieszkał w pobliżu Morza Czarnego. Stąd mama zawsze uważała te ziemie za rosyjskie. Pamiętała długą żałobę w rodzinie po oddaniu Krymu w 1954 roku. Pradziadek został zamordowany jako wróg narodu. Babcia również nie popierała władzy komunistycznej. Mama z ostrożnością podchodziła do haseł politycznych. Teraz myślę, że propaganda jest naprawdę wszechogarniająca, skoro nawet ona nią się zachłysnęła. To jest tragedia, bo mówimy o dobrze wykształconej kobiecie z obszerną wiedzą – podkreśla dziewczyna.

Ich ostatnie rozmowy wypełniają odmienne obawy. – Piszę do mamy o wydarzeniach w Ukrainie, odpowiada pytaniami - np. czy zdążyłam posłuchać rosyjskich kompozytorów w filharmonii – opowiada Ekaterina. – Radzi, żebym wypożyczyła rosyjską literaturę, póki nie zaczęli jej palić na podwórkach uniwersytetów. Mówi, bym nie śledziła wiadomości, tylko wzięła porządny kurs geopolityki. Dla niej przerażające są informacje o zwolnieniu Gergiewa, Matzujewa i innych artystów ze sceny europejskiej. Boi się o rosyjskie dziedzictwo. To przekonanie jeszcze z czasów komunizmu, że Zachód nienawidzi Rosji i tylko czeka na jej upadek – wskazuje.

Mieszkała w Rosji. "Propaganda jest wszechogarniająca, skoro nawet moja mama nią się zachłysnęła"
Mieszkała w Rosji. "Propaganda jest wszechogarniająca, skoro nawet moja mama nią się zachłysnęła" © East News | Lukasz Gdak, Łukasz Gdak

Putin się nie opamięta

Znajomi Ektariny są przerażeni. – Ci, którzy mogą, pakują rzeczy, wyrabiają dokumenty i opuszczają Rosję – mówi. – Wiem o trzech osobach, które są na granicy albo już ją przekroczyły. Dla własnego bezpieczeństwa muszą usuwać swoje wpisy i rozmowy w mediach społecznościowych. Usuwają też niektóre aplikacje ze smartfonów. Mowa o pracownikach uniwersytetów i muzeów oraz studentach. Historia lubi się powtarzać. W 1922 roku z bolszewickiej Rosji odpływały "statki filozofów". Deportowano wtedy intelektualistów, którzy sprzeciwiali się komunizmowi – podkreśla.

Teraz młodych Rosjan dotknęły sankcje. – Prowadzą biznes, właściwie prowadzili, bo teraz to się skończyło – tłumaczy Ekaterina. – Mnie również dotknęło odłączenie Rosji od SWIFT. W razie potrzeby nie możemy z mamą wspierać się finansowo. Cały świat w Rosji stanął i nie wiadomo, w którą stronę teraz się ruszyć. Ci, którzy zrozumieli, próbują wyjechać – zaznacza.

W pierwszą sobotę po rozpoczęciu wojny Ekaterina wstąpiła do cerkwi. – Chciałam zobaczyć znane twarze osób z Ukrainy – opowiada. – Gdy podeszłam do pierwszej osoby, usłyszałam: "widocznie tak trzeba było". Dostrzegam, że podejście moich ukraińskich znajomych nie jest wcale takie jednoznaczne. Myślę, że niski poziom zaufania społecznego i instytucjonalnego jest wspólną cechą narodów z doświadczeniem komunizmu. Ostatnie dni przypominają mi o znaczeniu roli instytucji demokratycznych. Nie są one ozdobą władzy, ale systemem zabezpieczenia przed głupim pomysłem jednej osoby – mówi Ekaterina.

Dziewczyna ma nadzieje, ale zdaje sobie sprawę z jej kruchości. – Wierzę, że uda się zmienić rosyjski system – dodaje. – Rosyjskie społeczeństwo jest głęboko podzielone. Pojawiają się opinie, że właściwie nie ma już Rosji. Są tylko grupy, które podzielają wspólne wartości i normy. Wymiera społeczeństwo obywatelskie. Opozycja jest pozbawiona przywództwa i organizacji. Z kolei aparat państwa ma doświadczenie tłumienia narodu – wymienia.

Ekaterina nie ma złudzeń. Czy Putin się opamięta? Obawiam się, że nie - odpowiada.

Czytaj też:

Wybrane dla Ciebie