Miesięcznica smoleńska to "akt religijny"? Przeczą temu i prawo, i słowa Jarosława Kaczyńskiego
Po kolejnej burzliwej miesięcznicy smoleńskiej kilkadziesiąt osób trafi przed sądy, kilka z nich ma odpowiedzieć za zakłócanie aktu religijnego. Problem w tym, że organizowany przez środowisko PiS pochód i wiec przed Pałacem Prezydenckim nimi nie są. Zarówno od strony prawnej, jak i rzeczywistej. Wystarczy posłuchać tego, co mówi Jarosław Kaczyński.
Czerwcowa miesięcznica smoleńska upłynęła pod znakiem kontrmanifestacji, okrzyków i przepychanek z policją. Funkcjonariusze zatrzymali kilkadziesiąt osób, w tym działacza opozycji antykomunistycznej Władysława Frasyniuka. Siedem osób ma odpowiedzieć za "złośliwe przeszkadzanie w wykonywaniu aktu religijnego". To kolejny taki przypadek, bo w maju kilka osób dostało wezwania na przesłuchanie w związku z zakłóceniem aktu religijnego, jakim była 7. rocznica katastrofy.
Polska po katastrofie smoleńskiej
To mocno naciągana interpretacja. Rzeczywiście, w Kodeksie karnym jest artykuł o "złośliwym przeszkadzaniu w wykonywaniu aktów religijnych". Osobie skazanej za to przestępstwo grozi grzywna, ograniczenie lub pozbawienie wolności do 2 lat. Ale wszystko rozbija się o to, co można uznać za "akt religijny".
Co mówi prawo?
W komentarzu do Kodeksu karnego tak piszą o tym Marcin Berent i Marian Filar: "Akt religijny jest uznaną i przyjętą przez liturgię danego kościoła czy związku wyznaniowego czynnością rytualną (np. msza), a także czynnością polegającą na manifestowaniu konfesji (np. zbiorowa modlitwa obok przydrożnej kaplicy)".
Ale równie ważny jest kolejny fragment: "Akt religijny wykonywany jest publicznie, jeśli ma miejsce w specjalnie przeznaczonym do tego celu obiekcie (np. kościele, kaplicy), do którego ma dostęp każdy, kto zapragnie się tam znaleźć (także niewierzący), lub też w innym miejscu publicznym, gdzie odbywa się on za zgodą lub po zawiadomieniu władz administracyjnych (np. publiczna procesja ulicami miast)".
To oznacza, że miesięcznica, jeśli miałaby być uznawana za "akt religijny", powinna być zgłoszona przez Kościół. Tymczasem zarejestrowane do 2020 roku zgromadzenie cykliczne nie ma w opisie żadnego wątku religijnego. Zgłaszane w poprzednich latach miesięcznice były rejestrowane przez osoby prywatne.
Co mówi prezes?
Comiesięczne uroczystości na Krakowskim Przedmieściu mają charakter wybitnie polityczny, o czym świadczy chociażby treść przemówień Jarosława Kaczyńskiego. W sobotę mówił m.in. o barbarzyństwie władz Rosji, ale też Polski a także o "ogromnie rozbudowanej agenturze obcych państw". Miesiąc temu zapowiadał z kolei, że "przyjdzie wielka klęska tych, którzy nienawidzą Polski". Zapewniał też, że "wygraliśmy wtedy z Palikotem i z jego następcami, jeszcze bardziej agresywnymi, jeszcze bardziej nienawistnymi".
W sierpniu 2016 roku Kaczyński apelował: "chcemy wiedzieć, my parlamentarzyści, że mamy wasze poparcie, że mamy poparcie wszystkich patriotycznych Polaków". W styczniu zapewniał: "Żadne naciski i pohukiwania, żadne słowa, które nigdy nie powinny paść, zwłaszcza z niemieckich ust, nie zawrócą nas z tej drogi".
Wiec wyborczy na miesięcznicy
Z ostatniej miesięcznicy przed wyborami parlamentarnymi Jarosław Kaczyński zrobił wiec wyborczy. "Trzeba pójść głosować i pilnować wyborów - to wystarczy, by przyszedł moment tak potrzebnej dobrej zmiany dla naszej ojczyzny!" - wzywał. Po wygraniu przez Andrzeja Dudę wyborów prezydenckich, na czerwcowej miesięcznicy, Kaczyński wprost przyznał że miesięcznice pełnią funkcję polityczną. "I chciałbym powiedzieć naprawdę szczerze, z całego serca, że ci, którzy w ciągu pięciu lat przychodzili tutaj pod ten pałac dziesiątego każdego miesiąca, mają w tym zwycięstwie ogromny udział".
Jeśli więc chce się nadal uznawać miesięcznice za akty religijne Kościoła katolickiego, to powinny mieć taki charakter. Bez przemówień politycznych prezesa partii. Bo skoro Kościół przyzwala na apelowanie o głosowanie na partię podczas "aktów religijnych", to rozdział państwa i religii jest u nas fikcją.