Często pan wraca do tamtego dnia? Do tego 10 kwietnia 2010 roku? Do momentu kiedy pan próbował zrozumieć, co się wydarzyło.
I przyjąć to w ogóle do swojej świadomości, że to mogło się zdarzyć. Tak na dobrą sprawę, chyba do dzisiaj tego nie przyjąłem.
U mnie to są bardzo trudne rzeczy. Ja powiem panu szczerze, że trudno mi jest mówić nawet po 10 latach.
U mnie portret świętej pamięci Lecha Kaczyńskiego, portret świętej pamięci arcybiskupa Mirona, który był moim przyjacielem, przewodnikiem duchowym mogę tak powiedzieć.
Prawosławnego ordynariusza Wojska Polskiego. Portret Sławka Skrzypka, prezesa NBP-u i Mariusza Handzlika - wtedy podsekretarza stanu kancelarii prezydenta, moich przyjaciół.
Te portrety wiszą na mojej ścianie. I dużo częściej, niż bym myślał przed 10 laty, myślę dziś po 10 latach.
I w wymiarze osobistym, gdyby byli dziś, co by robili, co by mi powiedzieli, jakby mnie oceniali. Z czym byśmy się zgadzali, o co byśmy się kłócili.
Często mi ich brakuje, jak biskupa Mirona przez te ostatnie 10 lat w takich życiowych sprawach, bo był to człowiek, który w moich trudnych relacjach, bardzo trudnych relacjach z panem Bogiem.
Zawsze był tym głosem, który pokazywał mi inną stronę niż tą, w którą ja już wtedy szedłem.
Ale mimo to pozostawaliśmy w tym ogromnym szacunku, myślę, że w takiej braterskiej miłości.
To są ludzie, którzy odeszli. Pan prezydent Lech Kaczyński znaczył dla mnie bardzo wiele.
Nie tylko dlatego, że bardzo młodego człowieka uczynił sekretarzem stanu w swojej kancelarii.
Nie tylko dlatego, że był człowiekiem, któremu ja mogłem się zwierzać ze swoich także bardzo osobistych problemów,
Ale także dlatego, że wiem, iż był człowiekiem naprawdę szczerze oddanym Polsce. Jak każdy nie był wolny od wad, ale był człowiekiem bardzo porządnym i oddanym Polsce.
Wiem również, że z całą pewnością nie popierałby tego, co ja dzisiaj robię i dlatego wiem, że mi nie wolno się na tą płaszczyznę powoływać.
I nigdy przez te 10 lat tego nie robiłem. Natomiast ja myślę, że warto. Właśnie choćby dlatego, że ja dzisiaj jestem w opozycji wobec tego obozu.
Który moim zdaniem jednak uzurpatorsko, w tym sensie uzurpatorsko, że na jakimś micie zamachu zbudował całą swoją polityczną tożsamość przez ostatnie 10 lat.
Ale warto chyba powiedzieć z tej strony politycznej, w której dzisiaj jestem, że moim zdaniem zabrakło słów przepraszam i zabrakło słów refleksji nad bardzo często krzywdzącymi opiniami.
Pod adresem Lecha Kaczyńskiego. I warto przypomnieć sobie, że wtedy bardzo często, tego niezwykle porządnego człowieka, spotykały ataki czy krytyka zupełnie niezasłużona.
Bardzo niewielu osób od tej śmierci Lecha Kaczyńskiego, zdobyło się na taką refleksję.
A wydaje mi się i powiem szczerze - tego mi tu także brakuje. Będąc bardzo krytycznym wobec tej haniebnej rzeczy, jaką ze śmierci swojego brata uczynił Jarosław Kaczyński.
I jego obóz polityczny, nie mogę nie powiedzieć, że słów przepraszam z drugiej strony tamtego sporu politycznego zabrakło.
Ale dzisiaj prezes PiS mówi tak, w Polskim Radiu. "Brat kontynuował swoją politykę, mimo trudności, mimo przemysłu pogardy, nie cofał się ani o krok, to zmieniało Polskę".
Czego brakuje Polskiej polityce po śmierci Lecha Kaczyńskiego?
Ja myślę, że mówię nie tak, ale prezydent Kaczyński potrafił, jasne, może w sensie moralnym, nie śmiem stwierdzić, że cofał się w jakiejkolwiek sprawie, ale był politykiem również elastycznym.
A tej elastyczności choćby dzisiaj obozowi władzy brakuje.
Ja przypomnę, że tylko z powodu tej tragedii smoleńskiej, pan prezydent nie poleciał 9 maja 2010 roku do Moskwy. Świętować zwycięstwo Związku Radzieckiego nad faszyzmem.
I co więcej zaprosił do samolotu, lecącego do Moskwy, generała Wojciecha Jaruzelskiego.
To byłby jakiś ogromny symbol polskiego pojednania, a Lech Kaczyński chciał to zrobić - po prostu nie zdążył.
Powiem szczerze - ja rozumiem i nie śmiałbym nie rozumieć, tym bardziej, że byłem chwilę po katastrofie smoleńskiej, byłem obserwować, co nie było łatwe, proszę mi wierzyć.
Ból Jarosława Kaczyńskiego, ból po prostu niewyobrażalny, ja mogę zrozumieć jego emocje trwające do dzisiaj na poziomie ludzkim.
To czego nie mogę zrozumieć i przepraszam, że to powiem, bo tego nie mogę wybaczyć, tego, że z tej zrozumiałej w sensie ludzkim emocji.
Uczyniono polityczną pałkę, która straszliwie dzieliła i dzieli Polaków.
W takim razie, mówi pan, że do tej pory ma portrety, w tym Lecha Kaczyńskiego na ścianie.
Czego pana wciąż postać Lecha Kaczyńskiego - dla pana jeszcze wtedy dużo młodszego ,10 lat młodszego człowieka. Jaką naukę ciągle pan z tego wynosi?
Lech Kaczyński był człowiekiem, który poza wszystkim innym - dzisiaj to zabrzmi bardzo może dziwnie, ale to był człowiek, który zawsze uczył mnie otwartości.
Uczył mnie otwartości, choćby na to, na co sam był otwarty, czyli na bardzo różne tradycje w polskiej myśli politycznej.
Proszę mi wierzyć, my ze świętej pamięci Lechem Kaczyńskim bardzo wiele godzin przegadaliśmy o historii Polski.
O Piłsudskim, o Dymowskim. Myślę, że Lech Kaczyński nauczył mnie też w dużym stopni szacunku dla instytucji państwa.
Bo on je miał i dlatego też, tak boli mnie to, że ci którzy się na niego dzisiaj powołują, tego szacunku dla instytucji często nie mają. Albo często z goła zdeptania go, czynią sobie polityczną przyjemność.
Ja myślę, że też Lech Kaczyński nauczył mnie bardzo wyraźnie, pokazał jak ogromną misją Polski jest budowanie dobrych relacji.
Z Ukrainą, Litwą i narodem żydowskim. To są te sprawy w polityce międzynarodowej, której nawet najwięksi przeciwnicy Lecha Kaczyńskiego nie są mu wstanie odmówić ogromnych zasług.
I ogromnego zaangażowania, w pojednanie Polsko-Ukraińskie. Pojednanie i przyjaźń między Polakami, Litwinami i Ukraińcami.
A także wielkie dzieło pojednania i przyjaźni Polsko-Żydowskiej to były też ogromne misje Lecha Kaczyńskiego, którym bardzo mocno służył.