Miało być masowe testowanie, a już są zgrzyty. Wszystko przez obietnice
W pierwszym dniu darmowych badań na COVID-19 w aptekach do systemu zgłosiło się nieco ponad 100 punktów z 13 tys., które działają w Polsce. Ministerstwo Zdrowia broni się, że testów i tak nie wykonywałyby wszystkie z nich, w dodatku to dopiero początek programu. Jak wynika z informacji Wirtualnej Polski, trwają jednak wstępne rozmowy na temat warunków do prowadzenia badań. Wśród opcji jest np. testowanie w namiotach obok aptek. To miałoby zachęcić więcej punktów do wymazów.
Godzina 8.00, drzwi już otwarte, można się bezpłatnie testować. Prawie. Jak wynika z danych Ministerstwa Zdrowia, do systemu darmowych testów na COVID-19 w czwartek - czyli w dniu startu programu - zgłosiły się tylko 64 apteki, a kolejne kilkanaście złożyło potrzebne dokumenty.
System zaczynał się od zaledwie 4 dodatkowych miejsc na każde województwo. Do południa punktów prowadzących wymazy było nieco ponad 100. I do pierwszych trafiły już zestawy testowe.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
A oczekiwania były dużo większe i wykreował je sam premier Mateusz Morawiecki. Podczas konferencji dotyczącej strategii walki z piątą falą pandemii, wyraźnie reklamował, że testy "będą w każdej aptece". Każda to każda, a nie mniej.
Na tej samej konferencji wyjaśniał to (choć nie odniósł się do słów premiera bezpośrednio) minister zdrowia Adam Niedzielski. I tonował oczekiwania. Mówił o tym, że testy będą w każdej chętnej i przygotowanej aptece. W sumie w Polsce jest 13 tys. aptek, ale nie każda do programu przystąpi, bo nie każda ma do tego warunki.
Gdyby jednak tak rozbudowany system zaczął działać, to by oznaczało, że miejsc do testowania będzie w sumie 20 razy więcej niż dziś. Bo dziś jest ich nieco ponad 600.
I choć przedstawiciele rządu przekonują, że początek o niczym nie świadczy, to już są analizowane nowe scenariusze.
Jak wynika z informacji Wirtualnej Polski, na linii przedstawiciele aptek - Ministerstwo Zdrowia już trwają wstępne rozmowy na temat rozszerzenia programu. Do zmiany są na przykład warunki, które muszą spełniać apteki. To miałoby zachęcić większą liczbę punktów do udziału w systemie.
Na liście rozważanych opcji jest testowanie w innych pomieszczeniach, lokalu lub na przykład namiocie stojącym nieopodal apteki.
Tak zorganizowany jest na przykład system testowania we Włoszech, gdzie już od poprzednich fal można badać się w miejscach przygotowanych przez farmaceutów. W efekcie na ruchliwych skrzyżowaniach takich miast jak Mediolan stoją po prostu białe namiociki do przeprowadzania szybkich badań. W środku sprzęt, osoba przeprowadzająca badanie i odrobinę prywatności. Klienci apteki nie mieszają się wtedy z osobami do testów.
To jednak dopiero negocjacje. Żadne decyzje w tej sprawie nie zapadły.
Negocjacje i optymizm
Ministerstwo Zdrowia nie zgadza się z tezą, że pierwszy dzień to porażka systemu. Podkreśla, że to dopiero początki - chętnych przybywa, a tysiące farmaceutów szkoliło się z przeprowadzania badań.
- To jest start programu, a w kilka godzin przystąpiły do niego już 83 apteki. Oczywiście można stawiać oczekiwania na poziomie wszystkich - 13 tys. aptek - ale tu jest ważny każdy dodatkowy punkt testowania - broni się w rozmowie z Wirtualną Polską Wojciech Andrusiewicz, rzecznik Ministerstwa Zdrowia.
- To od aptek, a nie od ministra zdrowia i Ministerstwa Zdrowia zależy, czy się zgłoszą - dodaje.
I jak wskazuje, "rolą Ministerstwa Zdrowia było zagwarantowanie systemu informatycznego, testów, płatności za ich wykonanie i szkoleń". - Wszystko to zostało zorganizowane i widać, że zainteresowanie wśród farmaceutów systematycznie rośnie. Każda kolejna apteka daje systemowi większe możliwości testowania. Naszą rolą jest zorganizowanie miejsc testowania jak najbliżej obywateli i to robimy - podtrzymuje.
Co ciekawe, również Naczelna Izba Aptekarska nie widzi w pierwszych statystykach niczego zaskakującego i martwiącego.
- Liczby z pewnością nie są imponujące, ale nie demonizowałbym problemu i nie mówił o blamażu czy porażce. Pamiętajmy, że rozmawiamy o pierwszym dniu, w zasadzie o pierwszych godzinach działania całego systemu. Przecież apteki miały zaledwie kilka dni na przygotowanie się do uruchomienia testów i jestem przekonany, że w każdym kolejnym dniu będzie ich coraz więcej - mówi Wirtualnej Polsce Marek Tomków, wiceprezes Naczelnej Izby Aptekarskiej.
I przypomina, jak wyglądał początek szczepienia w aptekach. W pierwszych dniach liczba punktów też była mała, a niektóre nie wykonały nawet jednego ukłucia. Ostatecznie w ciągu pierwszych 6 miesięcy w aptekach wykonano 1 mln szczepień.
- Widzieliśmy zainteresowanie testowaniem wśród właścicieli aptek, ale przygotowanie pomieszczenia lub zakup sprzętu zabezpieczającego - takiego jak lampy zabijające wirusa - po prostu trwa. Niektórzy czekają na dostawę, niektórzy aranżują przestrzeń i bezpieczne warunki. Dajmy sobie chwilę, a jestem pewien, że apteki będą silnym wsparciem dla systemu testowania w Polsce - dodaje Tomków.
Przyznaje jednak wprost, że trudno oczekiwać, by w ciągu kilku dni wszystko i wszędzie działało. A warto przypomnieć, że premier Mateusz Morawiecki i minister zdrowia Adam Niedzielski plan darmowego testowania ogłosili zaledwie 6 dni temu. A dopiero 24 stycznia pokazały się rozporządzenia w tym temacie.
W sumie w całym kraju jest 691 miejsc, w których można wykonać test (który trafia do systemów). W tym są już wspomniane apteki. To oznacza, że już przy 600 aptekach w całym kraju miejsc testowych będzie i tak dwa razy więcej niż wcześniej. I właśnie takich argumentów używa Ministerstwo Zdrowia.
Jak wspomina Marek Tomków są jednak inne problemy - głównie komunikacyjne. Część odwiedzających apteki liczy na to, że otrzyma "darmowy test" do wykonania samodzielnie w domu. I tak są klienci, którzy proszą np. o 5 darmowych zestawów dla całej rodziny. W odpowiedzi jednak słyszą, że to nie tak. I zaczynają się dyskusje o obietnicach z telewizora.
Inna wątpliwość Polaków? Zdaniem przedstawiciela branży farmaceutycznej, spora grupa będzie rezygnować, gdy tylko usłyszy, że wynik testu trafi do systemu. Pozytywny wynik w takim wypadku oznacza izolację dla badanego i kwarantannę dla jego domowników.
- Apteki stały się wsparciem dla systemu szczepień i na pewno staną się wsparciem dla systemu testowania. Potrzebny jest jednak do tego czas na odpowiednią organizację - dodaje Marek Tomków.
Jak zwraca uwagę europoseł i były minister zdrowia Bartosz Arłukowicz - na liście aptek z darmowymi i bezpłatnymi testami nie ma żadnej w Szczecinie, Gorzowie, Zielonej Górze i Koszalinie. A niektóre z tych, które są, informują, że testy do nich jeszcze nie dotarły.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Mieszkańcy Zielonej Góry, gdyby chcieli korzystać z apteki, musieliby się wybrać do Wolsztyna - czyli 60 km dalej.
We Wrocławiu szybkie testy antygenowe oferuje jedna apteka. Kolejna najbliższa jest w Żarowie, czyli 50 kilometrów dalej lub w Brzegu, czyli 40 km dalej. W Warszawie z kolei jest to pięć punktów.