Angela Merkel rządziła tylko w "czasach Putina". Innego przywódcy nie poznała © GETTY | Anadolu Agency

Miała go tylko za bandytę. Pomyliła się

Mateusz Ratajczak
2 kwietnia 2022

Brak ostrych rozstrzygnięć i wyczekiwanie to "merkelowanie", czyli podstawa polityki byłej kanclerz Niemiec. I choć Angela Merkel miała Władimira Putina za politycznego bandytę, to nie doceniła jego sprytu. Cierpliwie budował biznesowe połączenia Rosji z Niemcami. Dziś widać, jak dobry był to plan.

POSŁUCHAJ PODCASTU OUTRIDERS Z IRPIENIA. DALSZY CIĄG TEKSTU POD PODCASTEM.

5 marca 2022 r. rodzice 10-letniej Kristiny pojechali do ostrzeliwanego Irpienia, by zabrać stamtąd córkę, która była u babci. Był z nimi reporter Outriders. Oto jego dramatyczna relacja.

* * *

W nocy z 23 na 24 czerwca zniknął prąd. I zaczęło się limitowanie dostaw - raz był, później znikał. Gotowanie obiadów było często możliwe w środku nocy, gdy na chwilę wracała elektryczność. A węgiel zaczął się szybko kończyć.

Tak wyglądała blokada Berlina Zachodniego, która trwała od końca czerwca 1948 roku do września 1949. Stalinowskiemu szantażowi energetycznemu nikt jednak wtedy nie uległ.

Berlińskie lotnisko Tempelhof stało się miejscem przerzutu towarów prez tak zwany Most Powietrzy. Transportowce zachodnich aliantów zaopatrywały miasto w niezbędne produkty przez prawie rok - tak długo, aż Związek Radziecki nie zrezygnował z próby uduszenia Berlina Zachodniego.

Dziś Rosja sięga dokładnie po ten sam manewr - szantaż. To główny problem Olafa Scholza, świeżo wybranego nowego - po 16 latach - kanclerza Niemiec. W gabinecie przy ulicy Willy-Brandt-Straße 1 od dnia wyboru do dnia wybuchu wojny spędził zaledwie 78 dni.

Siłę argumentów gospodarczych, którymi dysponuje wobec Niemiec Władimir Putin, Scholz odziedziczył w dużej mierze po Angeli Merkel.

ZABETONOWANA OSTPOLITIK

Do 24 lutego 2022 r. w stosunkach z Rosją istniało dla Niemców – a zwłaszcza dla niemieckich polityków - kilka podstawowych zasad. Po pierwsze: kluczowy jest dialog. Po drugie - Berlin może być mediatorem pomiędzy Zachodem a Moskwą. Po trzecie: Rosja nie jest zagrożeniem militarnym. Nazywało się to Ostpolitik, czyli "polityka wschodnia", istniało od końca lat 60. XX wieku i polegało na założeniu, że z ZSRR (i jego spadkobierczynią Rosją) trzeba dochodzić do porozumienia, bo to zapewni pokój w Europie. W tym myśleniu wychowały się dwie generacje Niemców. Także Angela Merkel, na której drodze stanął Władimir Putin.

- Ona jest "dzieckiem swojego czasu", czyli pokolenia 1968 roku, które w zasadzie stworzyło nowoczesne Niemcy. Tak, jak dla Polaków jest oczywiste, że piją kwaśne mleko i jedzą pierogi, tak dla Niemców jest oczywiste, że miecze chowa się w grobach. I na tym przekonaniu, że się nie walczy, tylko rozmawia, debatuje, zbudowali zjednoczone Niemcy. W tym myśleniu kanclerz Niemiec się wychowała i tkwiła do końca - przekonuje prof. Arkadiusz Stempin, historyk i politolog z Wyższej Szkoły Europejskiej w Krakowie.

Jest autorem książek "Angela Merkel. Cesarzowa Europy" oraz "Sojusznicy: Od Fryderyka i Katarzyny Wielkiej do Merkel i Putina".

Oddajmy Merkel sprawiedliwość: nigdy nie powiedziała, że Rosja to przyjaciółka Niemiec, a Putin to bliski jej człowiek. Tak nie myślała. Ograniczała się co najwyżej do określania Kremla "strategicznym partnerem" Berlina.

- Dla starzejącego się i zamożnego niemieckiego społeczeństwa Angela Merkel była uosobieniem stabilności i przewidywalności. Jej rządy, upływające w cieniu globalnego kryzysu gospodarczego, zapewniły obywatelom RFN to, co najcenniejsze: dobrobyt i bezpieczeństwo. Mimo sukcesów, Merkel nie przygotowała państwa i społeczeństwa na nieuchronne zmiany w otoczeniu międzynarodowym - analizuje dr Anna Kwiatkowska z Ośrodka Studiów Wschodnich.

A na liście nieprzygotowań jest destrukcyjna polityka Chin i Rosji.

- Silna ekonomizacja stosunków niemiecko-rosyjskich jest w takim myśleniu czynnikiem pozytywnym, który wywoła efekt synergii. Interesy gospodarcze i rozszerzanie współpracy energetycznej oraz zwiększenie zaangażowania niemieckich firm na rynku rosyjskim będą wzmacniać interesy polityczne, a tym samym pogłębią się obie płaszczyzny partnerstwa strategicznego: polityczna i ekonomiczna - tłumaczy dr Kwiatkowska.

Wydaje się, że Merkel rzeczywiście przez lata wierzyła w zasadę, że siła klienta jest większa niż siła dostawcy. Skoro to Niemcy wysyłają euro do Rosji, to Rosja nigdy nie wykona żadnego kroku przeciwko Niemcom. Stało się inaczej, bo klient miał do wyboru tylko jednego dostawcę. By przejść na innego, potrzebuje miesięcy zmian i dodatkowych inwestycji. A przez lata urzędowania Merkel rosyjskie firmy energetyczne dosłownie podbijały jej kraj. Zabrakło czerwonego światła.

Prezenty dla Władimira Putina

Nord Stream 1 to dziecko Władimira Putina i Gerharda Schrödera. Jeszcze przed wyborami w 2005 roku (które przyniosły zmianę koalicji, w tym wymianę Schrödera na Merkel) Władimir Putin przyleciał do Berlina, by uroczyście doglądać podpisania umowy na budowę nowej nitki gazociągu do UE. Podpisy składali szefowie zarządów koncernów E.ON i Gazprom, a politycy stali za ich plecami. I może to być jakieś podsumowanie tej transakcji.

Wartość inwestycji? Ponad 7 mld euro. W szukanie środków zaangażowało się niemal 30 banków, w tym i niemieckie instytucje płatnicze. A stalowe rury do budowy pochodziły z fabryki w Mülheim nad Renem. Dziś leżą na dnie Bałtyku i płynie przez nie gaz.

Schröder po porażce w wyborach miał wyjątkowo miękkie lądowanie. Z nominacji rosyjskiego Gazpromu został szefem rady nadzorczej spółki odpowiedzialnej za gazociąg. Kanclerzem przestał być 22 listopada 2005 roku, 10 grudnia był już w energetycznym kolosie.

Szczyt przywódców Rosji, Ukrainy i Francji w Berlinie. Na zdjęciu Władimir Putin i Angela Merkel
Szczyt przywódców Rosji, Ukrainy i Francji w Berlinie. Na zdjęciu Władimir Putin i Angela MerkelAP

Nowa kanclerz nigdy jednak nie skrytykowała projektu ani nie zawiesiła planów poprzednika. Dokończyła temat.

8 listopada 2011 roku Angela Merkel i ówczesny prezydent Rosji Dmitrij Miedwiediew uruchomili Nord Stream 1, radośnie odkręcając we dwójkę gigantyczny kurek. Merkel po pierwszej wizycie w Rosji powiedziała, że to projekt kluczowy dla bezpieczeństwa energetycznego Unii Europejskiej. Stała za tym jedna myśl: Rosja trzymana blisko, Rosja przy Unii - to znaczy Rosja, która nie jest przeciwko Unii. Ujmując to w wymiernych jednostkach: im bliżej Władimirowi Putinowi do euro, a dalej od chińskich juanów, tym lepiej.

Rosyjskie spółki wyczuły pozytywny klimat i zaczęły się rozpychać w Niemczech.

W 2011 roku nad Łabę wszedł Rosnieft. Paliwowy gigant kontrolowany przez bliskiego przyjaciela Władimira Putina Igora Sieczina trafił na niemiecki rynek trochę w ramach prezentu od Wenezueli - ówczesny przywódca tego kraju Hugo Chavez zdecydował się sprzedać 50 proc. udziałów w Ruhr Oel - istotnej, niemieckiej firmie z branży rafinerii. Kupił je Sieczin.

Romans Wenezueli z Rosją skończył się wejściem Rosjan do niemieckich przetwórców ropy. Jedna transakcja Putina z Chavezem gwarantowała dostęp do pięciu rafinerii w Niemczech. I około 10 proc. udział w rynku na starcie. Wspólnikiem w tym biznesie było brytyjskie BP, ale firmy po kilku latach zdecydowały się na rozwód.

Jak w ogóle doszło do tego, że wenezuelska PdVSA kontrolowała cokolwiek w Niemczech? To spadek po zimnej wojnie. Firma zaczęła tam działać w 1983 roku jako wspólne niemiecko-wenezuelskie przedsięwzięcie w ramach zabezpieczania dostaw ropy.

Ta jedna transakcja była tylko punktem wyjścia do kolejnych działań.

Rosnieft nawet w przeddzień wojny z Ukrainą przejął - od Shella - akcje rafinerii w Schwedt i ma już 92 procent udziałów. I tak rządził w tym miejscu od 2017 roku i to pomimo sankcji za udział w inwazji na Krym. A do tego ma pakiety udziałów w rafinerii Bayernoil - 28,57 proc. (w 2020 roku firma przejęła dodatkowy pakiet 3,5 proc.) oraz jest współwłaścicielem rafinerii Miro w Karlsruhe.

A warto dodać, że gdy Rosnieft wchodził do Niemiec, był jednym z najmocniej zadłużonych podmiotów paliwowych w Rosji. Większościowym właścicielem rosyjskiego potentata jest rosyjskie państwo - transakcje bez udziału Kremla nie byłyby możliwe. Jednocześnie na niemieckim rynku wcale nie czekało eldorado: rafinerie były wystawiane na sprzedaż, często działały na granicy opłacalności.

Na tym jednak obecność Rosji w Niemczech się nie skończyła. Pojawiły się inne przejęcia.

Już w trakcie okupacji Krymu przez Rosję niemiecki koncern RWE ogłosił, że pozbywa się części swoich aktywów. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby w transakcję nie byli zaangażowani rosyjscy oligarchowie z grupy Letter One - kontrolowanej przez Rosjanina Michaiła Fridmana.

Kim jest Fridman? To człowiek o majątku wartym około 12 mld dolarów - według danych Forbesa za 2022 rok. Wielokrotnie narzekał w ciągu ostatniego miesiąca na sankcje za wojnę Rosji z Ukrainą, opowiadał o niedziałających kartach i problemach życiowych, które w związku z tym ma - na przykład sam będzie musiał posprzątać jedną ze swoich willi.

Wracając do transakcji - do wzięcia wtedy była spółka DEA Deutsche Erdoel. To międzynarodowa firma naftowa i gazowa z siedzibą w Hamburgu, która miała liczne koncesje na wydobycie ropy i gazu w całej Europie. Miała też w portfolio magazyny gazu w Bawarii. I to wszystko oczywiście przejęli Rosjanie, bo do transakcji doszło. "Nie" powiedziała jedynie Wielka Brytania, która nie miała zamiaru oddawać pozwoleń na wydobycie.

I nie była to byle jaka transakcja. To była wymiana za 5 mld euro.

Ostatecznie, po kolejnych zmianach właścicielskich, dziś w Niemczech działa firma Wintershall DEA - w której większość ma niemiecki koncern chemiczny BASF, ale swoje wciąż trzymają rosyjscy oligarchowie. Firma ma aktywa w Rosji, była kluczowa przy finansowaniu budowy Nord Stream 2. Po nałożeniu sankcji na ten projekt - wyraziła oczekiwanie wysokiej rekompensaty finansowej w wysokości niemal 1 mld euro.

Niemal w tym samym czasie Rosjanie kupili też gazowniczą firmę Wingas - od wspomnianego już BASF. W zamian firma dostała udziały w złożach ropy i gazu na Syberii. I niemal każda taka transakcja, każda taka zmiana właścicielska była argumentowana w ten sam sposób: to zwiększy bezpieczeństwo dostaw do Europy.

Angela Merkel w Moskwie była 19 razy. Wiele razy z Władimirem Putinem rozmawiała telefonicznie - ostatni podczas kryzysu na polsko-białoruskiej granicy
Angela Merkel w Moskwie była 19 razy. Wiele razy z Władimirem Putinem rozmawiała telefonicznie - ostatni podczas kryzysu na polsko-białoruskiej granicy KIRILL KUDRYAVTSEV

Oczywiście nie jest tak, że to Angela Merkel rozpoczęła energetyczną współpracę Niemiec i Rosji. Zrobił to Willy Brandt, gdy doszedł do porozumienia z Leonidem Breżniewem w latach 70. ubiegłego wieku, ale Merkel nie zrobiła nic, by te więzi przerwać. Dr Kwiatkowska wskazuje, że dla kanclerz atak Władimira Putina na Ukrainę w 2014 roku był pokazem jego niezdrowych ambicji. Podejścia jednak nie zmieniła.

Dlatego nie zablokowała największego energetycznego projektu na styku polityki i biznesu - Nord Stream 2.

Oficjalnie? Projekt zabezpieczający dostawy do Europy, będący tylko biznesem. I co warto podkreślić, nie tylko Merkel tak uważała. Tak samo myślał jej minister finansów, z koalicyjnej partii SPD - czyli Olaf Scholz. Dzisiejszy kanclerz. Winy zrzucać na Merkel nie może, ale to jednak ona była twarzą tego pokolenia polityków.

Nord Stream 2 był ciosem w Ukrainę, które znaczenie na energetycznej mapie malało z każdym omijającym ją gazociągiem. Polityki Niemiec nie zmieniły ani głosy od partnerów z Europy Środkowej i Wschodniej, ani próba zabójstwa Aleksieja Nawalnego. Po leczeniu w Niemczech wrócił do Rosji, gdzie natychmiast trafił za kratki.

Polityka z biznesem pod rękę

- Sfery biznesowej i politycznej w kontekście kluczowej dla funkcjonowania gospodarki energetyki nie da się oddzielić. Nie jest tak, że to jest tylko biznes. Nie jest też tak, że to wyłącznie polityka, w której pieniądze nie grają roli - mówi Wirtualnej Polsce dr Szymon Kardaś, analityk Ośrodka Studiów Wschodnich. - Uzależnienie Niemiec od surowców z kierunku rosyjskiego oczywiście w ostatnich latach rosło, nie da się statystyki oszukać - mówi.

Nie tylko statystyki, ale i biznesowych powiązań.

- Dziś jest o wiele łatwiej oceniać, bo znamy skutki pewnych decyzji lub ich braku. Jednak, jeżeli ktokolwiek oczekiwał, że poprzez zacieśnienie współpracy gospodarczej, w tym energetycznej, będziemy mogli wpływać na Rosję i ją zmieniać, to się pomylił. Wraz z dolarami i euro nie popłynęły w stronę Moskwy zasady i standardy demokratycznego państw, nie wpłynęliśmy na odpolitycznianie podejmowanych decyzji i stosunek do wewnętrznej opozycji oraz nie zmienił się w żadnym wypadku motyw funkcjonowania kraju – podkreśla dr Kardaś.

- Duża zależność międzypaństwowa, istniejąca w sektorze energetycznym, powoduje, że nie da się dziś z perspektywy Niemiec podejmować radykalnych decyzji politycznych dotyczących sankcji wobec Rosji. Dekad dobrej współpracy, a taka istniała przypadku Berlina i Moskwy na tle energetycznym, nie da się zakończyć w ciągu kilku dni - przekonuje.

Dodaje, że dla Rosji były to projekty, które nie tylko zapewniały reżimowi Putina środki finansowe, ale przy okazji dość znacznie antagonizowały kraje Unii Europejskiej. Od razu pojawiały się napięcia, grono krytyków i adwokatów, a do tego Rosja korzystała na rozdźwięku pomiędzy UE a USA. - Berlin wielu projektom dawał parasol ochronny, a Moskwa z tego korzystała - dodaje dr Kardaś.

Co ciekawe, jeśli pominąć dostawy energii, to gospodarka Niemiec wcale nie jest uzależniona od Rosji. Mało tego: Rosja wcale nie jest – jak mogłoby się wydawać - największym i najważniejszym partnerem handlowym Niemiec. Odpowiada za 2,3 proc. międzynarodowej wymiany gospodarczej. O wiele ważniejsze są (poza Unią Europejską) Chiny i USA.

W sumie w ciągu roku Niemcy i Rosja handlują między sobą towarami i usługami za 60 mld euro. Jak wynika z danych niemieckiego urzędu statystycznego, do Niemiec z Rosji popłynęły produkty za 33 mld euro - w drugą stronę 26 mld euro. W tym wypadku jednak warto dodać, że import z Rosji urósł w ciągu roku o 54 proc. - głównie za sprawą wyższych cen surowców (z 2020 na 2021 rok).

W tym tysiącleciu wymiana handlowa była korzystniejsza na rzecz Niemiec, a nie Rosji, tylko raz. W 2020 roku, czyli roku pandemii (i wyjątkowo niskich cen surowców, w tym ropy).

Z kierunku Moskwy w stronę Berlina wędrowały surowce i ich pochodne, z Berlina w kierunku granicy rosyjskiej jechały maszyny przemysłowe, samochody, przyczepy i półprzyczepy (o wartości 4,4 mld euro) oraz chemia i produkty chemiczne (za 3 mld euro).

Władimir Putin podczas wizyty w Berlinie
Władimir Putin podczas wizyty w BerlinieHermann Bredehorst

- Czy Angela Merkel karmiła Władimira Putina, kupując tanie surowce z Rosji do Niemiec i jednocześnie przymykała oko na rosnącego w siłę bandytę? Pewnie po trochu tak, ale historia ma to do siebie, że już się potoczyła jednoznacznymi ścieżkami. Alternatywne wersje wydarzeń pozostają tylko sferą dyskusji. I musimy o tym pamiętać, gdy będziemy wystawiać oceny za decyzje z przeszłości. Tym bardziej, że jedynym winnym jest Władimir Putin, a to nie powinno nam umykać - zastrzega prof. Stempin.

- Od 24 lutego 2022 roku mamy pewność, że Władimir Putin jest nie tylko bandytą, ale też zbrodniarzem wojennym i gangsterem politycznym. Tylko, czy ktokolwiek miał taką pewność wcześniej? Ktokolwiek miał pełne przekonanie, że jest zdolny do tych rzeczy? Nie tylko podejrzenie, a przekonanie? Czy Joe Biden, który na polityce międzynarodowej zjadł zęby, spotykając się z Władimirem Putinem w Genewie w 2021 roku popełniał błąd? Też nie spodziewał się, że bandyta chwyci za wojenną maczugę i posunie się do ludobójstwa. Owszem, dziś wiemy, że Władimir Putin swoją machinę wojenną wyposażył niemieckimi euro, ale i każdą walutą, którą dostawał za sprzedaż kopalin - podkreśla.

Angela Merkel w Rosji - na oficjalnych wizytach - była w sumie 19 razy. Ostatni raz osobiście w sierpniu 2021 roku. Jak tłumaczy prof. Stempin, niemiecka kanclerz przez 16 lat nigdy nie sięgnęła po politykę odstraszania, zawsze korzystała z rozwiązań dyplomatycznych.

- Nigdy nie wyszła poza ten schemat, nigdy nie czuła potrzeby szukania innych, bardziej siłowych rozwiązań. I nigdy nie otoczyła się też ludźmi, którzy sugerowaliby inne rozwiązania. Piętno i niechęć do rozwiązań siłowych wyniosła z rodziny, w której się wychowała. Jako córka pastora stawiała na siłę słowa i argumentu - ocenia prof. Stempin.

Nie ma jednak wątpliwości, że Angela Merkel niemal od początku uważała Władimira Putina za politycznego bandytę.

Przypomnijmy: w 2005 roku została kanclerzem, a w 2006 roku po raz pierwszy się spotkała z prezydentem Rosji - w Moskwie. Jednocześnie podczas tej samej wyprawy odbyła rozmowę z opozycją antyputinowską, którą zaprosiła do ambasady niemieckiej.

Być może to za to spotkanie zemścił się w 2007 roku podczas słynnej już wizyty Merkel w jego letniej rezydencji. W spotkaniu uczestniczył też… pies Putina. Niby przypadkiem, niby niechcący dołączył do spotkania. A nie jest - i nie było wtedy - tajemnicą, że Merkel za szczekającymi czworonogami nie przepada, bo w młodości została przez jednego zaatakowana. On siedział uśmiechnięty, ona zdenerwowana. I takie zdjęcie ze spotkania poszło w świat.

- Angela Merkel była zakładniczką poparcia społecznego, była zakładniczką swojego wychowania, była zakładniczką wieloletniej polityki Niemiec wobec Rosji, opartej na zbliżeniu przez handel i usieciowienie Rosji. Zmiana w Niemczech i porzucenie Ostpolitik jest możliwa dziś, ale nie w efekcie impulsu od polityków, a obrazków zamordowanych rodzin i zbombardowanych miast w Ukrainie - mówi prof. Stempin.

Podkreśla, że Niemcy na obrazy ludobójstwa reagują tak, jak diabeł na święconą wodę. - I dziś są tymi obrazami słusznie bombardowani i zszokowani. Myślę jednak, że od lidera - prawdziwego lidera politycznego - można wymagać przynajmniej próby podjęcia tego tematu bez impulsu pochodzącego od tak strasznych wydarzeń. To jest trudne, ale czy to oznacza, że można tego zaniechać? - pyta.

Jak mówi, Angela Merkel w pewnych momentach reprezentowała stanowisko zbieżne z interesami Rosji, ale… nie z tych samych powodów.

Tak np. było w 2008 roku, gdy Rosja sprzeciwiała się wejściu Gruzji i Ukrainy do NATO. Głos sprzeciwu wysłały również Francja i Niemcy i ostatecznie żaden z tych krajów nie uzyskał Planu Działań na rzecz Członkostwa. Choć i USA, i Polska były na "tak".

Jak tłumaczy prof. Stempin, Angela Merkel była przekonana, że oba kraje nie spełniają podstawowych wymagań do tego kroku. I choć decyzja miała inne podstawy, była zgodna z tym, czego chciał Władimir Putin. W ten sposób szczyt NATO w Bukareszcie nie przyniósł przełomu dla tego regionu. Słowa Putina po prostu zignorowano.

A warto dodać, że rok wcześniej - w 2007 roku - podczas konferencji w Monachium Władimir Putin oskarżył świat o łamanie prawa. I już wtedy powiedział niemal wprost, że wolny świat nie ma dla niego żadnego znaczenia. Niemcy, chyba sami sobie, tłumaczyli wtedy, że to tezy publicystyczne. Granice Putin przekroczył rok później, gdy atakował Gruzję. A i od szantaży gazowych wobec Ukrainy wcale nie odszedł.

Relacja między kanclerz a prezydentem stała się toksyczna dopiero po aneksji Krymu w 2014 roku.

- Z obu stron dochodziło do spięć i prowokacji. Angela Merkel odwołała, będąc już na berlińskim lotnisku, wylot do Petersburga. Władimir Putin skreślił jej przemówienie na forum niemiecko-rosyjskim poświęconym wzajemnym roszczeniom do dzieł sztuki. Jednak relacje społeczne pomiędzy Rosją a Niemcami są zupełnie inne. Przez lata można było zobaczyć Niemców jadących kamperami na Wschód, a w niemieckich galeriach handlowych wycieczki szkolne z Rosji. I działo się to i przed inwazją na Krym i po niej - opisuje prof. Stempin.

Natomiast niezrozumiałe jest - jak zaznacza - postawienie na rosyjski gaz w stopniu totalnie uzależniającym Niemcy od tego surowca z Rosji. Tym bardziej, że prezydent Barack Obama proponował kanclerz budowę terminalu dla gazu skroplonego z USA. Propozycja została odrzucona

- Merkel dostrzegła we Władimirze Putinie KGB-owca, agresywnego polityka z samouczkiem autokraty w ręku, ale niepozbawionego skrupułów - podsumowuje prof. Stempin. - Mam jednak wrażenie, że ostatnie lata poświęciła głównie na ochronę demokracji przed szkodliwymi wpływami Donalda Trumpa. Nie doceniła zbrodniczego potencjału Putina.

Źródło artykułu:WP magazyn