Meysztowicz nie będzie członkiem komisji ds. reprywatyzacji. "To była decyzja polityczna"
Sejm uznał, że poseł Nowoczesnej budzi za wiele kontrowersji, by móc badać sprawę afery reprywatyzacyjnej. - PiS chce w ten sposób pokazać, że ma pełną władzę w tej komisji. I, że posłowie z Nowoczesnej oraz PO nie są tam mile widziani - mówi Wirtualnej Polsce Jerzy Meysztowicz.
W związku z warszawską aferą reprywatyzacyjną Sejm zdecydował powołać komisję weryfikacyjną w tej sprawie. Wczoraj wybranych zostało 7 członków komisji. Brakuje jeszcze jednego. Miał nim zostać zgłoszony przez Nowoczesną Jerzy Meysztowicz. Jego kandydatura została negatywnie zaopiniowana przez sejmową komisję ustawodawczą. Niespodobało się to, że Meysztowicz w latach 90-tych nabył dwie krakowskie kamienice. Pojawiły się sugestie, że zrobił to nielegalnie. Poza tym okazało się, że jego bratanek jest stroną postępowania przed sądem o zwrot nieruchomości w stolicy.
Decyzja polityczna
Kwestie te zweryfikowało Biuro Analiz Sejmowych. I uznało, że oba fakty nie niosą ze sobą przeszkód prawnych, które uniemożliwiłyby Meysztowiczowi zasiąść w komisji ds. reprywatyzacji. Mimo to jego kandydatura nie została zaakceptowana.
- Nie będę zasiadał w komisji, nie uzyskałem wymaganej większości głosów - mówi nam Meysztowicz. I podkreśla: - To na pewno była decyzja polityczna, bo posłowie PiS głosowali jak pod dyktando. Problem by zostać członkiem komisji miał też Robert Kropiwnicki. Przy pierwszym głosowaniu w sprawie jego kandydatury nie zebrała się minimalna liczba posłów, ktora była potrzebna by uznać jego wynik za wiążący.
Czemu pierwsze głosowanie się nie udało? - To była niepotrzebna zagrywka polityczna - mówi WP poseł Kropiwnicki. Relacjonuje też przebieg zdarzenia: - Członkowie PiSu wyciągnęli swoje karty magnetyczne z urządzeń do głosowania. W ten sposób stali się "nieobecni" i nie było kworum. Ale już za drugim razem wszystko odbyło się normalnie i zostałem wybrany większością głosów.
Kropiwnicki dopowiada też, że "inaczej się umawiali". - To głosowanie miało być przede wszystkim formalnością. Wszyscy posłowie, niezależnie od partii, mieli głosować na wystawionych kandydatów. PiS nie wywiązało się z tego gentelmenskiego zobowiązania - tłumaczy.
To tak nie działa
Kto zostanie wystawiony jako kolejny kandydat przez Nowoczesną? - Nie wiemy jeszcze kto to będzie, i czy wybierzemy któregoś z naszych posłów czy kogoś z zewnątrz partii - mówi Meysztowicz. Patryk Jaki, wicieminister sprawiedliwości i przewodniczący komisji zapowiedział, że rozpocznie ona prace mimo braku wszystkich ośmiu uczestników. Pierwsze posiedzenie chce zwołać w najbliższy poniedziałek.
- Prace nie mogą ruszyć, bo to byłoby niezgodne z ustawą. Jest wyraźnie zapisane, że członków musi być ośmiu. Minister Jaki chciał wmówić, że sam jest tym 8 członkiem, ale to tak nie działa. Przewodniczący nie może być wliczany do składu - wyjaśnia Meysztowicz. W podobny sposób myśli Kropiwnicki, zapowiedziane na poniedziałek posiedzenie traktuje jedynie jako "spotkanie inicjujące". Chcieliśmy zapytać o to samego wiceministra ale nie odbierał telefonu i nie odpowiedział na smsa z prośbą o kontakt.
Prawie 200 postępowań
Komisja weryfikacyjna ds. reprywatyzacji ma mieć uprawnienia m.in. prokuratury i sądu. Oznacza to, że jej członkowie będą prowadzić postępowania sprawdzające, a także wszczynać śledztwa. Prowadzone rozprawy mają być jawne, poza uzasadnionymi wyjątkami. Komisja będzie mogła utrzymać w mocy decyzję reprywatyzacyjną albo ją uchylić co będzie pozwalało na odebranie bezprawnie przejętych nieruchomości. By zapadł werdykt musi go przegłosować co najmniej 5 członków komisji. W przypadku rozłożenia głosów po równo, decydujący jest głos przewodniczącego.
Głównym celem prac ma być wyjaśnienie afery reprywatyzacyjnej i wskazanie odpowiedzialnych za nią osób oraz pociągnięcie ich do odpowiedzialności karnej. W sprawie reprywatyzacji w Warszawie toczy się już 175 postępowań prokuratorskich.