WAŻNE
TERAZ

Robert Redford nie żyje. Legendarny aktor miał 89 lat

Merkel przerywa milczenie. Tego nie można zignorować

Nadzwyczajnie ostre słowa Angeli Merkel o Polsce powinny być dzwonkiem alarmowym dla polskich władz. Jeśli go zignorują, trwałe skazanie Polski na miejsce w peryferiach Europy może wkrótce stać się faktem

Niemiecka kanclerz nie słynie ani z ostrego języka, ani z antypatii do Polski
Źródło zdjęć: © PAP/EPA
Oskar Górzyński

"Nie możemy po prostu trzymać języka za zębami i nie mówić nic, by zachować pokój. Tutaj chodzi o fundamenty współpracy w UE". Do podobnych słów ze strony przedstawicieli Brukseli czy zachodnioeuropejskich stolic w kontekście polskiego sporu z Komisją Europejską zdążyliśmy się już przyzwyczaić. Ale kiedy mówi to Angela Merkel w przeddzień rozmowy z szefem KE, jest to przełom. I ogłuszający dzwonek ostrzegawczy dla polskich władz.

Niemiecka kanclerz nie słynie ani z ostrego języka, ani z antypatii do Polski. Utrzymanie naszego kraju w unijnym rdzeniu i głównym nurcie europejskiej polityki jest od początku jednym z filarów jej polityki. I wynika to nie z samej sympatii czy polskich korzeni, ale twardego interesu, zarówno jeśli chodzi o gospodarkę, politykę unijną czy politykę wschodnią. Dostrzegł to zresztą sam Jarosław Kaczyński, który przyznał, że dla Polski Merkel jest optymalnym wyborem w nadchodzących wyborach.

Dlatego kiedy inni przywódcy w Europie nie mieli oporów przed krytyką polskich władz, Merkel milczała, a nawet wyciągała do Warszawy rękę. Spotykała się z Jarosławem Kaczyńskim, zaprosiła Polskę na szczyt G7, uczyniła nasz kraj głównym partnerem targów prestiżowych targów w Hannoverze.

Jak widać, strategia ta okazała się być mało skuteczna. Polska nie tylko nie zeszła z kursu na samoizolację, ale tylko go zaostrzyła, ostentacyjnie ignorując uwagi Komisji Europejskiej, otwierając kolejne fronty konfliktu z Brukselą, wracając do antyniemieckiej histerii, a do tego planując zamach na niezależność sądownictwa. Póki jeszcze to było możliwe, Merkel wolała wysyłać Warszawie ostrzeżenia zakulisowo: przeciekami (fałszywymi, jak się okazało) o planach uzależnienia unijnych funduszy od przestrzegania prawa, czy rozmowami takimi jak ta z prezydentem Dudą podczas zawieruchy związanej z "reformami" sądownictwa.

Ale teraz, kiedy spór wkracza w końcową fazę, Merkel znalazła się pod ścianą. Musiała się określić. I to zrobiła. Jej słowa - choć wciąż podkreślające wagę dobrych stosunków z Polską - są jednoznaczne: miarka się przebrała.

W warstwie najbardziej podstawowej niemiecka kanclerz ma oczywiście rację. Praworządność i trójpodział władz jest jedną z podstaw Unii. Jeśli działania jednego kraju w jaskrawy sposób je łamią, cała Wspólnota traci wiarygodność - zarówno wśród swoich obywateli, jak i na zewnątrz. Dlatego Komisja nie ma większego wyboru i musi Polskę ukarać. Tym bardziej, że Warszawa nie oferuje tu żadnej szansy kompromisu lub rozwiązania, w której obie strony wyszłyby z tego z twarzą.

Ale słowa Merkel mają też szerszy kontekst. Jesteśmy w kluczowym momencie, w przededniu formowania się nowej Unii. Proces ten na dobre zacznie się po wrześniowych wyborach w Niemczech (które według wszelkich znaków, Merkel powinna znów wygrać), ale wiatr zmian widać już dziś. Czy tego chcemy, czy nie, UE będzie Unią dwóch (lub wielu) prędkości, z mocnym podziałem między jej zintegrowanym rdzeniem, a peryferiami. I właśnie dlatego nasi sąsiedzi i sojusznicy z regionu - nawet ci, jak Słowacja, którzy też niepokornie walczyła z Brukselą - przystali na niedawne propozycje Emmanuela Macrona dotyczące pracowników delegowanych, które przecież godzą w ich interesy (choć nie tak dotkliwie jak w przypadku Polski). Zrobili to, bo, jak wprost zadeklarował premier Słowenii, nie chcą być na peryferiach. Nasz rząd, prowadząc politykę konfrontacji z wszystkimi, sam pozbawił się takiego wyboru. Marka Polski stała się w Europie toksyczna, dlatego jesteśmy osamotnieni - i w kluczowej dla nas kwestii możemy być bezlitośnie, bezkarnie rozgrywani przez nieopierzonych populistów pokroju Macrona.

A Angela Merkel, przerywajac swoje milczenie, tylko umyła ręce i potwierdziła, że jest gotowa pogodzić się z takim stanem rzeczy.

Wybrane dla Ciebie

Robert Redford nie żyje. Miał 89 lat
Robert Redford nie żyje. Miał 89 lat
"Byłoby znacznie łatwiej". Przydacz odpowiada Sikorskiemu
"Byłoby znacznie łatwiej". Przydacz odpowiada Sikorskiemu
Deklaracja Tuska. Polska kupuje łodzie podwodne
Deklaracja Tuska. Polska kupuje łodzie podwodne
Zatrzymanie i doprowadzenie Ziobry na przesłuchanie. Decyzja sądu
Zatrzymanie i doprowadzenie Ziobry na przesłuchanie. Decyzja sądu
Groźne manewry przy granicy. Przećwiczyli użycie systemu Oriesznik
Groźne manewry przy granicy. Przećwiczyli użycie systemu Oriesznik
Izraelskie hordy ruszają na Gazę. Trzy dywizje i 60 tys. rezerwistów
Izraelskie hordy ruszają na Gazę. Trzy dywizje i 60 tys. rezerwistów
Prezydent oczekuje od rządu wyjaśnień. "Niezwłocznie"
Prezydent oczekuje od rządu wyjaśnień. "Niezwłocznie"
Amerykańscy żołnierze na ćwiczeniach w Białorusi. Dlaczego się tam znaleźli?
Amerykańscy żołnierze na ćwiczeniach w Białorusi. Dlaczego się tam znaleźli?
Sabotaż na Bałtyku. Ukrainiec będzie przekazany Niemcom
Sabotaż na Bałtyku. Ukrainiec będzie przekazany Niemcom
Zmiana na stanowisku komendanta. Niejasna sytuacja w stołecznej policji
Zmiana na stanowisku komendanta. Niejasna sytuacja w stołecznej policji
Nawrocki spotkał się z Merzem. "Mocne i niezachwiane wsparcie"
Nawrocki spotkał się z Merzem. "Mocne i niezachwiane wsparcie"
Związała prześcieradła i próbowała wyjść z mieszkania. Wezwano służby
Związała prześcieradła i próbowała wyjść z mieszkania. Wezwano służby