SpołeczeństwoMEN przypatruje się ilości zadawanych prac domowych. Uczniowie będą mieli więcej czasu wolnego?

MEN przypatruje się ilości zadawanych prac domowych. Uczniowie będą mieli więcej czasu wolnego?

"Likwidacja zadań domowych konkretnie nas odciąży" - pisze jeden z uczniów. Do Rzecznika Praw Dziecka wpływają kolejne skargi na ilość zadawanych prac domowych. "Z perspektywy nauczyciela zadanie kilku zadań to drobiazg. No tak... Tylko kiedy te kilka zadań pomnożymy przez liczbę przedmiotów, to z perspektywy ucznia wygląda to fatalnie" - czytamy w jednym z listów.

MEN przypatruje się ilości zadawanych prac domowych. Uczniowie będą mieli więcej czasu wolnego?
Źródło zdjęć: © Shutterstock.com

Z pism, które trafiają na biurko RPD, wynika, że polscy uczniowie są przemęczeni, zniechęceni do zajęć szkolnych, nie mają możliwości odpoczynku i szans na realizowanie swoich pasji. Dlatego Marek Michalak postanowił zareagować i zwrócił się do MEN z prośbą o analizę problemu.

[pisownia oryginalna] "Pobudka na 8.00, lekcje do przeciętnie 14.30, powrót do domu i chwila wytchnienia (czas na spożycie obiadu)
. No... A potem zaczyna się odrabianie lekcji i nauka. Najgorzej kiedy trzeba robić 7 zadań z siedmiu przedmiotów i dodatkowo na każdy się uczyć (kartkówki/odpowiedzi ustne). A co kiedy do gry wejdzie jeszcze klasówka? Wtedy naprawdę zaczyna się masakra!" - czytamy w jednym z listów przesłanych do Rzecznika Praw Dziecka.

"Można? Można!"

Marek Michalak w piśmie skierowanym do minister Anny Zalewskiej przytacza wyniki przeprowadzonego w 2015 roku przez Instytut Badań Edukacyjnych badania nad efektywnością nauczania w klasach IV - VI. Wskazują na to, że zadawanie prac domowych nie tylko nie przyczynia się do wzrostu efektywności nauczania, ale także może skutkować spadkiem możliwości edukacyjnych dzieci i konfliktami w rodzinie.

"W wielu krajach zadań domowych nie ma. Chociażby Finlandia. Nie można powiedzieć, żeby mieli słaby system edukacji, bo są w tej kwestii krajem na podium. A zadań domowych nie mają. Można? Można! (…).Likwidacja zadań domowych to malutka zmiana w oświacie, ale wielka zmiana dla setek tysięcy polskich uczniów" - pisze do RPD jeden z uczniów.

To, że młodzież walczy o mniejszą ilość prac domowych, nie dziwi. Zmiany chcą także rodzice, którzy nierzadko pomagają dzieciom w ich odrabianiu. "Prace domowe były zawsze, ale nigdy dzieciom nie było tak ciężko, jak teraz i nigdy nie mieli tyle pracy do wykonania poza szkołą" - pisze jedna z mam. Inna zarzuca nauczycielom nieprzygotowanie do zajęć i zrzucanie obowiązku przekazywania wiedzy na rodziców i korepetytorów.

MEN przyjrzy się sprawie

Kompromis w tej kwestii osiągnęło II Liceum Ogólnokształcące w Brzegu, gdzie zadania domowe nie są zadawane na weekendy, ferie i święta. - To działa. Więcej pracujemy w tygodniu - komentuje jeden z nauczycieli.

Ministerstwo Edukacji Narodowej zapowiedziało, że w ustawowym terminie odniesie się do wystąpienia RPD i rozważy zagadnienia, o których wspomniał Rzecznik w liście. Jednak wstępnie, z odpowiedzi przesłanej Wirtualnej Polsce można wnioskować, że o całkowitej likwidacji prac domowych nie ma mowy.

- Zadawanie uczniom zadań domowych jest sposobem na utrwalenie lub sprawdzenie wiadomości zdobytych podczas zajęć lekcyjnych, pod warunkiem że uczeń opanował treści nauczania na lekcjach i jest w stanie samodzielnie wykonać zadania domowe - informuje Wirtualną Polskę Justyna Sadlak z biura prasowego MEN. Dodaje jednak, że ilość zadawanych prac domowych powinna uwzględniać konieczność zapewnienia także czasu wolnego uczniom po lekcjach - na odpoczynek, posiłek, zajęcia pozaszkolne, zainteresowania oraz wykonywanie obowiązków domowych.

15 min. dziennie

Żadne przepisy nie regulują w tej chwili, jak dużo prac domowych w ciągu jednego tygodnia nauczyciele ze wszystkich przedmiotów mogą zadać uczniom. - W przypadku młodszych dzieci takie zadanie nie musi być dłuższe niż 15 min. dziennie. Mówimy oczywiście o pracach domowych z całego dnia szkolnego. A w momencie, gdy dziecko z III klasy poświęca 1,5 godziny na odrobienie lekcji, ich cel, czyli utrwalenie i pobudzenie chęci do samodzielnego zdobywania wiedzy, rozmywa się - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Iga Kazimierczyk z Fundacji Przestrzeń dla Edukacji.

Dużo większy problem z ilością zadań domowych mają uczniowie starszych klas. To może wynikać z faktu, iż nauczyciele w Polsce bardzo mocno przywiązani są do pracy z podręcznikiem, którego nie są zobowiązani są zrealizować w całości, jeśli jednak zdecydują się zrealizować cały materiał z podręcznika, to oznacza, że część materiału uczniowie muszą przerobić w domu. - Wciąż wierzymy w to, że jeśli uczniowie poświęcą na dany temat więcej czasu w domu, będą lepiej przygotowani. To błędny tok rozumowania. Żaden człowiek, który nie ma szansy na odpoczynek i relaks, nie będzie w stanie skupić swojej uwagi na dodatkowych zadaniach - zaznacza Kazimierczyk.

Obowiązek realizacji programu

Nauczyciele, którzy w oczach uczniów winni są całej sytuacji, nie mają z kolei żadnych zachęt formalnych ze strony chociażby kuratoriów do dzielenia się swoimi doświadczeniami i planami przeprowadzania lekcji. - Jeśli każdy nauczyciel pracuje w swoim silosie przedmiotu, nie ma świadomości, że uczniowie na innej lekcji właśnie dostali zadanie zrealizowania większego projektu. Zatem nie chodzi o to, by całkowicie znieść ideę prac domowych, a o to, by bardziej kontrolować ich ilość - przekonuje Iga Kazimierczyk.

Prace domowe i ich ilość to konsekwencje obowiązującego modelu nauczania - sztywnego opisywania treści w podstawach programowych, programach i w końcu w podręcznikach. A reforma oświaty Zalewskiej problemu niestety nie rozwiązuje. - Podstawy są znów zbyt obszerne. Dlatego zapewne część nauczycieli wciąż będzie prace domowe zadawać. Rozliczani są przecież z realizacji programu. Dlatego MEN może dwoić się i troić, wydając wszelakie zalecenia, ale póki to się nie zmieni, nie możemy liczyć na poprawę sytuacji - zaznacza Kazimierczyk.

reforma edukacjipraca domowaanna zalewska
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (109)