Mejza jak "gorący kartofel". "Może pociągnąć całą listę na dno"
Zapowiedź Adama Bielana w sprawie możliwego startu Łukasza Mejzy do Sejmu wywołała wściekłość w lubuskich strukturach PiS. Według źródeł WP słowa szefa Partii Republikańskiej były elementem wewnętrznych rozgrywek. - Jako szef regionu to ja zgłaszam kandydatów. Nic mi nie wiadomo o starcie posła Mejzy - mówi nam Marek Ast.
- Na listach wyborczych PiS znajdzie się również poseł Łukasz Mejza. Jeżeli nie zrezygnuje ze startu, a z tego co wiem, chce kandydować - powiedział w piątek w "Gościu Wydarzeń" szef Partii Republikańskiej Adam Bielan. Słowa europosła zdziwiły ważnych polityków PiS w Warszawie oraz działaczy w okręgu zielonogórskim, z którego Mejza zdobył mandat w 2019 roku z list PSL.
- To gra Bielana, bo lista nie jest zamknięta, decyzja nie zapadła, ale już same takie wrzutki wywołują sprzeciw struktur - mówi nasze źródło w PiS.
- W partii jest przekonanie, że Mejza może pociągnąć całą listę na dno. Jeżeli miałby jeszcze dostać dwójkę, to będzie kamieniem u szyi dla jedynki i wszystkich kandydatów. To byłoby szaleństwo PiS. Może być tak, że te słowa Bielana były bardziej skierowane do samego Mejzy i kluczowy komunikat był zaszyty w drugiej części zdania: "jeśli dalej chcesz kandydować, to będziesz musiał zmienić zdanie" - dodaje polityk PiS.
Chłodne stanowisko wobec startu Mejzy płynie nie tylko od polityków, którzy chcą zachować anonimowość. Marek Ast, szef zielonogórskich struktur PiS, który formalnie ma nadzór nad propozycjami nazwisk, odcina się od kolegi z okręgu.
- Łukasz Mejza jest posłem niezrzeszonym, w jakiś sposób związanym z Republikanami. Jako szef regionu zielonogórskiego nie wiem, co sobie tam potencjalni koalicjanci planują. To ja zgłaszam kandydatów, którzy są niezrzeszeni. Nic mi nie wiadomo o starcie posła Mejzy w tych wyborach z list PiS – podkreśla.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Szef regionu stawia warunek. Chodzi o prokuraturę
Marek Ast twierdzi też, że w PiS przy układaniu list "standardem w PiS jest, że jeśli wobec posła lub aspirującego kandydata toczą się postępowania prokuratorskie, to nie może znaleźć się na liście wyborczej do czasu zamknięcia sprawy lub ostatecznego jej wyjaśnienia". - Nie wiem, na jakim etapie są obecnie sprawy pana posła - zastrzega.
Ast dodaje jednak, że zamknięcie spraw Mejzy jest warunkiem, żeby o starcie rozmawiać. - Jeżeli miałby się znaleźć na jakiejkolwiek liście PiS, to znaczyłoby, że ma wyjaśnione sprawy. Inaczej nie sądzę, żeby mógł być kandydatem - podkreśla szef okręgu zielonogórskiego PiS.
Sceptycznie o starcie Mejzy wypowiada się również Marek Suski. Bliski współpracownik Jarosława Kaczyńskiego w nowym przedwyborczym programie "Gra o głosy" Wirtualnej Polski i Radia Zet powiedział w niedzielę, że sprawa startu nie jest przesądzona, a on sam jest sceptyczny wobec tej kandydatury.
"Skompromitowany". Trwa batalia w okręgu
Według naszych rozmówców w PiS "Łukasz Mejza jest jak 'gorący kartofel', więc zielone światło dla jego startu musiałoby przyjść z samej Nowogrodzkiej".
- Przecież on nawet we własnym środowisku politycznym jest uważany za totalnie skompromitowanego. Udało mu się doczłapać do końca kadencji i niech kończy. Muszą być jakieś granice i Mejza powinien być tą granicą nie do przekroczenia - twierdzi jeden z naszych rozmówców w PiS.
Z informacji WP wynika, że w okręgu zielonogórskim ewentualny start Mejzy nie jest jedynym problemem. Struktury wciąż czekają na decyzję, kto zostanie jedynką. Poprzednim razem lokomotywą wyborczą był Marek Ast, który ponownie chciałby walczyć o pozycję lidera. Władze PiS zastanawiają się jednak nad ściągnięciem z europarlamentu Elżbiety Rafalskiej, byłej minister rodziny, pracy i polityki społecznej, która po Beacie Szydło była twarzą programów socjalnych partii rządzącej.
Według naszych rozmówców sama Rafalska nie pali się do powrotu do Sejmu i wolałaby zostać w europarlamencie. - Teraz już niewiele zależy od niej. Czeka na sygnał z Nowogrodzkiej i będzie musiała się podporządkować. Decyzje mogą zapaść do końca tygodnia, więc i Ast i Rafalska czekają z niecierpliwością na rozstrzygnięcie. Jestem przekonany, że oboje nie byliby szczęśliwi ze startu Mejzy - mówi WP ważny polityk PiS.
Kompromitacje Mejzy
Przypomnijmy, w listopadzie dziennikarze Wirtualnej Polski Szymon Jadczak i Mateusz Ratajczak ujawnili, że w przeszłości Łukasz Mejza chciał ze swoimi współpracownikami zarabiać na zbiórkach i leczeniu ciężko chorych ludzi. Przekonywali, że oferują skuteczną terapię na wiele nieuleczalnych chorób. Cena wyjściowa - 80 tys. dolarów. Metoda, którą zachwalał, nie ma medycznego potwierdzenia.
W serii publikacji WP ujawniła również, że ówczesnemu wiceministrowi sportu wspólnicy zarzucali oszustwa - w tym fałszowanie dokumentów i ukrywanie utargów. Zdobyliśmy też dowody, że podczas pierwszej fali pandemii handlował maseczkami bez atestów. Udawał producenta, który nigdy nie istniał. Powoływał się również na wpływy w jednej z giełdowych spółek bez jej wiedzy.
Co więcej, oprócz firmy, która próbowała zarabiać na cierpieniu śmiertelnie chorych ludzi, Mejza założył firmę Future Wolves, która z kolei miała zajmować się szkoleniami. Spółka powstała w czerwcu 2019 roku, a działalność przedsiębiorstwa została zawieszona 14 października 2021 roku (czyli na chwilę przed wejściem Mejzy do rządu Zjednoczonej Prawicy).
Prokuratorzy gromadzili materiały w sprawach Mejzy
Według oświadczenia majątkowego były wiceminister zarobił w Future Wolves okrągły milion złotych. Po kontroli Biura Audytu, Kontroli i Nadzoru Właścicielskiego Urzędu Marszałkowskiego w grudniu 2021, firma Mejzy musiała zwrócić ponad 700 tys. zł. Raport urzędników pozostawia wątpliwości, czy firma Mejzy w ogóle przeprowadziła szkolenia.
W listopadzie 2022 r. w WP pisaliśmy, że w sprawie Łukasza Mejzy wciąż trwały wówczas przynajmniej dwa śledztwa. Jedno jest w sprawie organizowania szkoleń za unijne pieniądze. Drugie w sprawie firmy medycznej, która miała wysyłać chorych na leczenie za ocean. "W każdym z nich prokuratorzy gromadzą materiały dokumentujące jego biznesową działalność. Śledczy przyznają, że "na tym etapie sprawy nie ma mowy o jej umorzeniu" - informowali Jadczak i Ratajczak.
Mejza w swoich ogólnych oświadczeniach twierdził, że stał się bohaterem nagonki medialnej ze względu na wspieranie rządu Zjednoczonej Prawicy.
Patryk Michalski, dziennikarz Wirtualnej Polski
Czytaj również: