Media: doniesienie Falenty na Tuska było "sterowane"

Złożenie przez Marka Falentę doniesienia do prokuratury na Donalda Tuska było "sterowane" - twierdzi rozmówca "Gazety Wyborczej", zaznajomiony z sytuacją biznesmena odpowiedzialnego za aferę podsłuchową. Wskazuje także na moment, w którym to zawiadomienie się pojawiło.

Marek Falenta
Marek Falenta
Źródło zdjęć: © East News | STANISLAW KOWALCZUK
Adam Zygiel

28.04.2023 | aktual.: 28.04.2023 14:06

W listopadzie 2022 roku Marek Falenta złożył zawiadomienie do prokuratury w sprawie Donalda Tuska. Jak pisał wówczas portal tvp.info, "w niniejszym przypadku istnieje podejrzenie popełnienia przez Donalda Tuska przestępstwa przekroczenia uprawnień w związku z kontrolą wszczętą i prowadzoną w spółce Składy Węgla" należących do Falenty.

Według biznesmena decyzja o ingerencji miała charakter polityczny i wynikała z chęci zapewnienia ochrony interesów "istotnych dla Donalda Tuska grup wyborców".

Kilka miesięcy później, 11 kwietnia, Prokuratura Okręgowa w Warszawie postanowiła wszcząć śledztwo w sprawie przekroczenia uprawnień przez ówczesnego premiera Donalda Tuska w bliżej nieustalonej dacie w pierwszej połowie 2014 roku.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Rzekome przekroczenie uprawnień miało nastąpić "w celu osiągnięcia korzyści majątkowej przez podmioty zajmujące się obrotem węglem kamiennym poprzez zlecenie bez podstawy prawnej i faktycznej kontroli podmiotu prawa handlowego, tj. Składy Węgla spółka z o.o., w celu wymuszenia zaprzestania importu węgla z Federacji Rosyjskiej i działania tym samym na szkodę interesu prywatnego ww. spółki".

Dlaczego Falenta poszedł do prokuratury?

Informator "Gazety Wyborczej" przypuszcza, że to doniesienie było "sterowane". Biznesmen wystąpił bowiem do prokuratury zaraz po publikacji "Newsweeka", który przytoczył zeznania Marcina W., jednego ze wspólników Falenty. Zeznał on wówczas, że biznesmen prosił o zorganizowanie spotkania z Rosjanami celem zainteresowania ich "nagraniami ważnych osób".

- Marek Falenta w hotelu powiedział mi, że dogadał się z Ruskimi. Jak go spytałem, za ile i co im sprzedał, powiedział, że sprzedał im wszystko, a za ile, to mi nie powie" - miał zeznać Marcin W.

Według rozmówcy "GW" Falenta mógł zgodzić się na współpracę, gdyż wciąż grożą mu kolejne wyroki. Ciągną się bowiem zanim sprawy karne jeszcze sprzed afery podsłuchowej.

Czy istnieje druga taśma Morawieckiego?

"Gazeta Wyborcza" wskazuje także na pojawiające się plotki o nieopublikowanych taśmach. Najgłośniejsza ma dotyczyć Mateusza Morawieckiego. Na nagraniu obecny premier miał mówić o kupowaniu nieruchomości na tzw. słupy (czyli podstawione osoby) w czasach, gdy kierował bankiem BZ WBK. W prokuraturze o podsłuchaniu takiej rozmowy mówił wcześniej Łukasz N., kelner zatrzymany za nagrywanie polityków podczas obiadów w warszawskiej restauracji.

Z ustaleń "Gazety" wynika, że na początku 2019 r. Centralne Biuro Antykorupcyjne przeszukało mieszkanie właściciela "Wprost" Michała Lisieckiego, właśnie, aby znaleźć niepublikowane nagrania z afery podsłuchowej.

Był to efekt zeznań Tomasza S., który był przesłuchiwany w związku z inną sprawą, ale oświadczył prokuratorowi, że ma wiedzę na temat roli Lisieckiego w aferze podsłuchowej.

Lisiecki zaprzecza całej relacji byłego współpracownika. "Nie jest mi znane takie nagranie. Nie jestem i nigdy nie byłem dysponentem takiego nagrania. Nie dysponuję tymi ani żadnymi innymi nagraniami" - oświadczył Lisiecki "Wyborczej".

Czytaj więcej:

Źródło: "Gazeta Wyborcza", TVP Info, "Newsweek", WP

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (56)