May nie poluje już na brexitowe jednorożce. Ale ryzyko "no deal" nadal pozostaje
Po spotkaniu Theresy May i Jeana-Claude'a Junckera brytyjska premier po raz pierwszy porzuciła złudzenia o wywalczeniu prawnie wiążących ustępstw. Ale czasu na zawarcie porozumienia jest mało, a stawka bezumownego brexitu coraz większa: może skończyć się koniecznością wprowadzenia wiz dla obywateli UE.
21.02.2019 | aktual.: 21.02.2019 16:10
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Obserwując proces brexitowych negocjacji, wielu komentatorów (w tym lider opozycji) porównywało go do filmu "Dzień świstaka", którego bohater tkwi w pętli czasu, wielokrotnie przeżywając ten sam dzień, za każdym razem budząc się w punkcie wyjścia. Środowe rozmowy między Theresą May i szefem Komisji Europejskiej Jean-Claude'm Junckerem potwierdziły celność tego porównania.
Na pięć tygodni przed upływem czasu na negocjacje i po kolejnych rozmowach w Brukseli, stan gry jest mniej więcej taki, jak był po każdym spotkaniu od uzgodnienia warunków umowy brexitowej: Unia nadal wyklucza zmiany w tekście porozumienia. May nadal nie ma poparcia parlamentu dla umowy. Nie ma też pomysłu, jak rozwiązać impas. Jedyną strategią brytyjskiej premier wydaje się gra na czas, tak by to presja czasu i zbliżającej się katastrofy skłoniła parlamentarną większość do przepchnięcia umowy.
Koniec ze złudzeniami
Mimo to, w efektach rozmów można doszukiwać się pewnych małych pozytywów. Chodzi o jedno zdanie z środowego komunikatu May: "Premier przyjęła do wiadomości pozycję UE, a szczególnie list wysłany przez przewodniczących Tuska i Junckera z 14 stycznia". Przesłanie listu było następujące: zmian w umowie nie będzie, natomiast możliwe są zmiany w niewiążącej politycznej deklaracji. W pewnym sensie to nic nowego, bo unijni liderzy od początku stali na tym stanowisku. Ale uznanie tego faktu przez May jest pierwszym oficjalnym znakiem, że premier nie ma już złudzeń co do swoich możliwości uzyskania ustępstw i - jak to mówią na Wyspach - nie będzie już "polować na jednorożca".
Wciąż nie wiadomo jednak, czy wpłynie to na postawę parlamentu. Twardogłowi zwolennicy brexitu od dawna zapowiadali, że interesują ich tylko prawnie wiążące gwarancje zmiany dotyczące "backstopu", czyli mechanizmu awaryjnego zapewniającego, że Irlandii nie podzieli "twarda" granica z kontrolami celnymi. Z kolei opozycja wciąż odrzuca deal May w nadziei na uzyskanie brexitu w wersji "miękkiej" lub wręcz zwołania ponownego referendum w tej sprawie. To co może dodatkowo martwić, to fakt, że podczas spotkania nie poruszono tematu wydłużenia negocjacji. Eksperci są przekonani, że jest to niezbędne, by uniknąć brexitu bez umowy.
Przeczytaj również: Brexitowa kwadratura koła. O co chodzi z tą Irlandią
Wielka Partia Centrowa
Sprawę dodatkowo mogą skomplikować bezprecedensowe przetasowania na brytyjskiej scenie politycznej. W obliczu wewnętrznych konfliktów o brexit oraz antysemityzm, Partię Pracy opuściło ośmiu proeuropejskich posłów, wraz z uważanym za wschodzącą gwiazdę ugrupowania Chuką Umunną. Do nowego klubu - nazwanego Grupą Niezależnych (The Independent Group) w środę dołączyły trzy posłanki z proeuropejskiego skrzydła Partii Konserwatywnej: Anna Soubry, Sarah Wollaston i Heidi Allen. To zalążek tego, o czym spekulowano od dawna: powstania "wielkiej partii centrowej", łączącej umiarkowanych polityków z obu partii oraz potencjalnie Liberalnych Demokratów.
Powstanie nowej partii może przemeblować brytyjską scenę polityczną. Według pierwszych sondaży, centryści już teraz mają szansę stać się trzecią siłą i liczyć nawet na 14 procent poparcia. Odejście "rebeliantów" komplikuje już i tak skomplikowaną parlamentarną arytmetykę: może utrudnić przepchnięcie umowy zawartej przez May, zwiększa jednak szansę "miękkiego" brexitu.
Wizy na horyzoncie
Jednak w miarę upływającego czasu, zwiększa się ryzyko, że skończy się na absolutnie najgorszej opcji dla wszystkich: wyjścia bez umowy. Rezultatem będzie chaos i straty gospodarcze. A stawkę podbili dodatkowo Hiszpanie. Madryt nalega, by w unijnym prawie zawrzeć wzmiankę określającą Gibraltar - brytyjskie terytorium do którego Hiszpania rości sobie prawa - jako brytyjską "kolonię". Wzmianka miałaby pozwolić Brytyjczykom na ruch bezwizowy z UE w razie bezumownego wyjścia ze Wspólnoty. Hiszpanię poparły w tym rządy pozostałych państw UE, ale zgody nie chce dać Parlament Europejski.
Jeśli nie dojdzie do kompromisu, Brytyjczycy będą musieli ubiegać się o wizę Schengen. Niemal pewne jest jednak, że w odwecie podobne regulacje dla obywateli UE wprowadzi Londyn. Na opcji "no deal" stracą więc wszyscy. Ale wcale nie oznacza to, że do niej nie dojdzie.
Przeczytaj również: May przełoży brexit? Może nie mieć innego wyjścia
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl