Brexitowa kwadratura koła. O co chodzi z tą Irlandią?
Do zakończenia negocjacji brexitowych zostały niecałe dwa miesiące, a obie strony wciąż trwają w beznadziejnym impasie. Powód jest jeden: Irlandia i tzw. backstop. Na czym polega problem i dlaczego tak trudno go rozwiązać?
01.02.2019 | aktual.: 01.02.2019 19:24
- Irlandczycy od początku sygnalizowali, jak ważna jest to kwestia, ale Brytyjczycy chyba nie docenili wagi tego problemu. Teraz to najważniejsza przeszkoda w tych negocjacjach - tak sprawę irlandzkiej granicy komentowała w WP jeszcze w 2017 roku Agata Gostyńska z Centre for European Reform, jedna z najbardziej cenionych analityków brexitowych na Wyspach.
Dziś, po 15 miesiącach rozmów i niecałe dwa przed ich zakończeniem, zmieniło się niewiele. Granica między Republiką Irlandii oraz Irlandią Północną nadal jest głównym problemem rozmów, a jeśli nic się nie zmieni, Wielka Brytania wyjdzie bez porozumienia. Wówczas granica na Szmaragdowej Wyspie może stać się zarzewiem wznowionej przemocy i gospodarczych wstrząsów.
Źródłem impasu jest kwestia tzw. backstopu. To mechanizm gwarantujący, że nawet jeśli w po-brexitowych rozmowach na temat przyszłych relacji strony nie dojdą do porozumienia przed wygaśnięciem okresu przejściowego, cała wyspa znajdzie się w jednym reżimie celnym. To z kolei zapewnia, że wyspy nie podzieli "twarda" granica z kontrolami celnymi. Irlandia uważa tę kwestię za wręcz egzystencjalną.
Dlaczego? Niewidzialna granica to jeden z fundamentów porozumienia pokojowego z 1998 roku, które zakończyło 30-letni okres terroryzmu i walk między katolickimi republikanami i protestanckimi unionistami. Powrót bariery niemal na pewno sprowokowałby irlandzkich ekstremistów z IRA i innych bojówek do wznowienia ataków. Ale powodów jest więcej. Wprowadzenie kontroli spowodowałoby ogromne problemy gospodarcze i wielkie zmiany w życiu codziennym ludzi. Granica przebiega przez miejscowości, a nawet pojedyncze gospodarstwa.
- Za każdym razem, kiedy jakiś polityk przyjeżdża do Dublina, nasz premier zawozi go też na granicę. Właśnie po to, żeby pokazać, że powrót granicy jest niemożliwy nawet z praktycznego punktu widzenia - powiedział WP irlandzki dyplomata.
Takie gwarancje nie byłyby potrzebne, gdyby rząd Theresy May nie wyznaczył sam sobie negocjacyjnych "czerwonych linii". May upiera się przy czystym wyjściu z UE: opuszczeniu zarówno wspólnego rynku, jak i unii celnej z UE.
Przeczytaj również: Irlandia wykolei brexit? Szykuje się wielka awantura
W obliczu takiej postawy Londynu, aby ochronić żywotne interesy Irlandii, Unia wymogła na Londynie, by gwarancje te znalazły się w umowie dotyczącej warunków brexitu. Brytyjska premier zgodziła się na to i podpisała porozumienie, ale ostatecznie zmieniła zdanie w obliczu odrzucenia go przez parlament. Głównym powodem była właśnie niezgoda konserwatywnych posłów wobec backstopu.
Dlaczego kwestia tak rozsierdza torysów? Z kilku powodów. W obecnym kształcie umowy brexitowej, domyślnym rezultatem wyjścia z Unii jest pozostanie Wielkiej Brytanii w unii celnej. Oznacza to, że będąc poza Unią, Londyn będzie podlegał unijnym regulacjom, nie mając wpływu na ich kształtowanie. Ale jest też alternatywna wersja backstopu, dotycząca tylko Irlandii Północnej. Problem w tym, że i ta jest nie do zaakceptowania dla Brytyjczyków. Zakłada ona bowiem, że w przypadku fiaska przyszłych negocjacji, Irlandia Północna zostanie oddzielona granicą celną od reszty Zjednoczonego Królestwa. A do tego wszystkiego backstop daje przewagę negocjacyjną Unii, bo w przypadku trudności w rozmowach na temat przyszłych relacji z Brytanią, jej interesy będą zabezpieczone.
Przeczytaj również: Brexit: Najkrótsze negocjacje w historii. Coraz bliżej do katastrofy
Ktoś musi ustąpić
Paradoks całej sytuacji polega na tym, że jeśli żadna ze stron nie zrezygnuje ze swoich warunków, rezultatem będzie rozwiązanie najgorsze z możliwych - brexit bez umowy. Dla Wielkiej Brytanii będzie oznaczać on olbrzymi chaos, wraz z pustymi półkami w sklepach i problemach w dostawie żywności. Dla Irlandii może oznaczać powrót twardej granicy - czyli dokładnie tego, do czego mechanizm miał nie dopuścić.
Czy jest z tego impasu jakieś wyjście? Jeśli obie strony pozostaną przy swoich czerwonych liniach, prawdopodobnie nie. Owszem, pojawiały się propozycje kompromisowe. Jedno polega na wprowadzeniu reżimu celnego opartego o specjalną technologię, która zlikwidowałaby konieczność kontroli granicznych. Problem w tym, że taka technologia jeszcze nie została sprawdzona lub wręcz nie istnieje. Inny pomysł - przedstawiony przez szefa polskiego MSZ Jacka Czaputowicza - mówi o ograniczeniu czasowym mechanizmu do pięciu lat. Ale jest on nieakceptowalny dla Dublina, bo nie likwiduje zagrożenia, a jedynie przesuwa je w czasie.
W rezultacie negocjacje brexitowe coraz bardziej przypominają grę w cykora. Aby nie doszło do zderzenia, ktoś musi ustąpić. Jeśli nie ustąpi nikt, przegrają wszyscy.