Matka Stefana W. mówi o zabójstwie, które popełnił jej syn. "Nie wińcie mnie. Co mieliśmy zrobić?"
Kobieta prosi rodzinę Pawła Adamowicza o wybaczenie i bardzo przeprasza. Jednocześnie zdaje sobie sprawę z brzemienia, które będzie nosić do końca życia. - Cały czas myślę, że to mi się śni i zaraz się obudzę - mówi.
21.01.2019 | aktual.: 21.01.2019 07:47
Jolanta, matka Stefana W., który zabił prezydenta Gdańska, w rozmowie z dziennikarką Dużego Formatu opowiada, jakie uczucia towarzyszyły jej w momencie, kiedy dowiedziała się, co zrobił jej syn. - Zadzwoniła do mnie płacząca córka, powiedziała że wszystko jest w telewizji i internecie. Nie poznałam go, ale kiedy usłyszałam te słowa: 'Halo! Halo! Nazywam się Stefan…'. Jezu, synu jak mogłeś… Modliliśmy się z mężem o zdrowie i życie Pawła Adamowicza - relacjonuje.
"Uważałam, że nie powinien wychodzić"
Kobieta potwierdza, że ostrzegała policję, że jej syn "może zrobić coś nieobliczalnego". - Uważałam, że nie powinien wychodzić albo ktoś powinien go obserwować. Ale usłyszałam, że nie ma podstaw i zgłoszą tylko swoje wątpliwości zakładowi karnemu. Nikt się ze mną później nie kontaktował. Nie wińcie mnie, proszę, ani moje dzieci, co mieliśmy zrobić? - apeluje.
- Odkąd wyszedł z więzienia nie był zbyt rozmowny. Nie było go sześć lat, wrócił inny. W sobotę nie był na moim ślubie cywilnym. Wcześniej nie chciał też przyjść na Wigilię. Wie pani, ja cały czas myślę, że to mi się śni. Że się zaraz obudzę i wszystko wróci do normy. Jako matka wciąż go kocham. Tylko rozpaczam, że zrobił coś strasznego - opowiada.
"Chciałabym cofnąć czas"
Matka Stefana W. mówi o emocjach, które jej towarzyszą. - To najtrudniejsze uczucie, jakie można sobie wyobrazić. Urodziłam syna, który zabił człowieka i muszę z tym żyć. Będę z tym cierpieć do końca życia. Chodząc ulicami, ciągle myślę o tej tragedii, że już nic nie będzie jak dawniej. Myślę o żonie i dzieciach prezydenta. Chciałabym prosić ich o wybaczenie. Bardzo ich przepraszam - tłumaczy.
Pani Jolanta opowiada też o chorobie syna. - W trakcie ostatniego, listopadowego widzenia mówił, że stała mu się krzywda. Dwa lata spędził w izolatce. Stwierdzono u niego schizofrenię paranoidalną. Przestał brać leki. Powiedział, że słyszy głosy. Podejrzewam, że naoglądał się różnych wiadomości i wmówił sobie niechęć do PO. Wcześniej o tym nie mówił - zakończyła.
"Telefon dzwonił non stop"
- W nocy wpadła policja, z bronią w ręku, zabrali synów na przesłuchanie. Niech nas ktoś zrozumie, on skrzywdził także nas - przekonuje. Jak dodaje kobieta chciała mieć nazwisko dwuczłonowe, ale będzie używać tylko tego, po drugim mężu. - Myślę, też o tym, co będzie, jeśli ktoś mnie rozpozna, skojarzy z tym, co zrobił Stefan. Wszyscy boimy się, że zostaniemy ukarani za niego - mówi.
Stefan W. zaatakował Pawła Adamowicza podczas gdańskiego finału WOŚP. Prezydentowi zadał kilka ciosów. 27-latek krzyczał, że siedział w więzieniu będąc niewinnym. Dodatkowo miał być torturowany. Adamowicz trafił do szpitala, gdzie lekarze przez kilkanaście godzin walczyli o jego życia. Jego stan od początku był jednak bardzo ciężki. Prezydent Gdańska zmarł w poniedziałek, 14 stycznia, po południu.
Zobacz także: Gdańszczanie opłakują Adamowicza. Zbudowali „największe serce świata”
Zobacz także
Źródło: Duży Format
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl