Polska"Układ wokół Turowa". Dziennikarze o kulisach działania elektrowni

"Układ wokół Turowa". Dziennikarze o kulisach działania elektrowni

Spór z Czechami trwa już od kilku miesięcy. Po wielu rundach negocjacyjnych rozmów nadal nie został rozstrzygnięty. W związku z niedostosowaniem się Polski do orzeczenia TSUE ws. Turowa, nasz kraj musi płacić karę w wysokości 500 tys. euro dziennie. Jak wynika z reportażu "Superwizjera" TVN, finał sprawy wokół kopalni Turów może przeciągać się z uwagi na afery związane z lokalnymi władzami Bogatyni i nie tylko.

Materiał "Superwizjera” ws. Turowa. Dziennikarze o kulisach działania elektrowni
Materiał "Superwizjera” ws. Turowa. Dziennikarze o kulisach działania elektrowni
Źródło zdjęć: © PAP | Aleksander Koźmiński

Polska zobowiązana jest przez TSUE płacić karę w wysokości 500 tys. euro dziennie za brak wdrożenia wcześniej zasądzonych środków tymczasowych i niezaprzestanie wydobycia węgla w Turowie. Jak wynika ze śledztwa przeprowadzonego przez dziennikarzy "Superwizjera" TVN, do finału sprawy może być jeszcze daleko z uwagi na liczne afery związane z lokalnymi władzami Bogatyni.

Według doniesień radnego z Bogatyni, który był rozmówcą dziennikarzy "Superwizjera", niemal wszystkie przetargi miejskie i gminne były "ustawiane". Korzystać mieli z tego wykonawcy, którzy byli zaprzyjaźnieni z lokalnymi samorządowcami. Na czele oszukańczej machinerii miał stać burmistrz Bogatyni, były członek Prawa i Sprawiedliwości Andrzej G. – wynika z ustaleń autorów reportażu o Turowie.

Proceder miał trwać do 2019 roku, do momentu zatrzymania G. oraz jego współpracowników. Wśród członków grupy śledczy zabezpieczyli pieniądze w różnych walutach w wysokości 2 mln złotych oraz biżuterię i samochody.

Zawirowania wokół elektrowni w Turowie. W tle katastrofa na kopalni

Wśród zatrzymanych członków grupy byłego burmistrza Bogatyni był również były szef struktur PiS rejonu zgorzeleckiego Sławomir Z. Jak ujawnił TVN, Z. dzięki swoim powiązaniom miał otrzymać stanowisko w Gminnym Przedsiębiorstwie Oczyszczania Bogatyni, a następnie został prezesem PGE Energia Odnawialna. Jak dowiadujemy się dalej w reportażu, jeden z jego byłych współpracowników stwierdził wprost, że Z. nie posiadał odpowiednich kompetencji do pełnienia powierzonej mu roli.

Z dalszych ustaleń reporterów TVN wynika, że spór ws. elektrowni w Turowie może przeciągać się nie bez przyczyny. Wpływ na brak rozstrzygnięcia sprawy może mieć wydarzenie z 2016 roku, kiedy to doszło do ogromnego osuwiska odpadów powydobywczych (m.in. popiołów). W wyniku tego zdarzenia został uszkodzony sprzęt, którego wartość PGE szacowała na 165 mln złotych. Zdaniem jednego z pracowników elektrowni, powodem tej katastrofy było nieumiejętne zarządzanie składowaniem odpadów oraz nieprawidłowa eksploatacja złóż. Podejrzewa się również, że w wyniku katastrofy mogło dość do zanieczyszczenia wód gruntowych.

Brak rozstrzygnięcia ws. Turowa. Dziennikarze TVN wskazują przyczynę

Jednym z rozmówców dziennikarzy "Superwizjera" był Stanisław Żuk - były dyrektor KWB Turów, a obecnie poseł partii Kukiz’15. To on był odpowiedzialny za wydobycie węgla w kopalni w czasie, gdy doszło do osuwiska. Były dyrektor Turowa unikał jednak niektórych odpowiedzi na pytania związane z katastrofą. W negatywny sposób odniósł się także do kwestii wprowadzenia niezależnych obserwatorów na teren kopalni, o co z kolei zabiegają Czesi w związku z negocjacjami.

Jak sugerują autorzy reportażu, fakt obecności takich obserwatorów na terenie kopalni mógłby doprowadzić do zbadania popiołów w osuwisku, a zatem wpływu katastrofy z 2016 roku na środowisko oraz do przyjrzenia się zaniechaniom kierownictwa PGE i kopalni. Zdaniem reporterów TVN, to właśnie ta sprawa stanowi największy hamulec w negocjacjach z Czechami ws. kopalni w Turowie.

Źródło: "Superwizjer" TVN

turówbogatyniakopalnia w turowie
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (832)