Marta Kaczyńska po raz pierwszy o tragicznym poranku 10 kwietnia
"Rodzice byli ludźmi tak pełnymi życia, że nie mogę uwierzyć, że musieli odejść. Że wszystkie rozmowy, wspólnie spędzone chwile już nigdy się nie powtórzą" - pisze na swoim blogu na niezalezna.pl Marta Kaczyńska. Rok po tragedii w Smoleńsku Kaczyńska wspomina swoich rodziców i ostatnią rozmowę z matką. Pisze też po raz pierwszy o tragicznym poranku 10 kwietnia 2010 roku.
O swojej mamie Marii Kaczyńskiej pisze: zawsze niepoprawna optymistka, szczera, otwarta do ludzi, zawsze wierzyła w dobre zakończenie. W jej wspomnieniach, matka zawsze była podporą męża i nigdy nie wątpiła w sens jego pracy.
"Władała kilkoma językami, dzięki czemu niezależnie od miejsca, w którym się znajdowała zawsze potrafiła rozmawiać szybko przełamując naturalnie istniejące bariery. Nigdy nie była sztuczna. Była sobą. Nie zmieniła się od kiedy ją pamiętam. Udzielając lekcji języka angielskiego, robiąc ze mną cotygodniowe zakupy na sopockim „ryneczku”, udając się do teatru czy znajdując się w trakcie oficjalnego spotkania jako Pierwsza Dama RP zawsze pozostawała tą samą, pogodną, ciepłą i miłą osobą" - pisze Marta Kaczyńska.
Córka Marii i Lecha Kaczyńskich wspomina mamę jako osobę skromną, życzliwą i empatyczną. Mogła zawsze na nią liczyć. "Podchodziła do rzeczy bardzo sentymentalnie. Szanowała darowane jej przedmioty. Nie lekceważyła najmniejszej laurki" - czytamy.
"Nigdy nie zapomnę tych tysięcy zniczy i kwiatów rzucanych pod koła karawanu, którym ostatni raz jechała do Pałacu. Myślę, że widząc te tłumy i kwiaty byłaby bardzo wzruszona. W imieniu Mamy dziękuję" - pisze o swojej mamie Marta Kaczyńska.
"Człowiek budzący we mnie najwyższy szacunek, respekt i uznanie. Przy tym najukochańszy Tata. Ciepły, wesoły, wrażliwy" - tak natomiast mówi o swoim ojcu Lechu Kaczyńskim. Wspomina, że miał fenomenalną pamięć i niebywałą znajomość historii. Jak czytamy na blogu, był empatyczny, umiejący sprawić radość innym, odważny, zamyślony.
"Ostatnia rozmowa z Mamą - krótka, późnym wieczorem. Wydaje mi się, że tym razem nie poleci z Tatą, a jednak mylę się. Nie przedłużam. Wiem, że następnego dnia po powrocie ze Smoleńska wieczorem spokojnie porozmawiamy. O wszystkim, jak zwykle. Mama jest moją najbliższą przyjaciółką. Rozumie mnie" - pisze Marta Kaczyńska o rodzicach.
Wspomina poranek 10 kwietnia, jak czekała rano na telewizyjną relację z Katynia. "Na ekranie nie zobaczyłam jednak Rodziców i towarzyszącej im delegacji. Pokazano oczekujące na delegację puste krzesła i wyświetlono informację o kłopotach z lądowaniem. W tamtej chwili nie zdawałam sobie sprawy, że mogło wydarzyć się coś tak potwornie strasznego" - czytamy.
Wspomina, jak starała się nie tracić nadziei, że rodzice i pozostali obecni na pokładzie żyją i nic poważnego się nie stało. Uspokajała się myślą, że samolot znajdował się przecież niedaleko lotniska, nie mógł być zatem na dużej wysokości. Wierzyła, że to może tzw. twarde lądowanie. "Później powiedziano, że strażacy dogaszają pożar. Wyobrażałam sobie samolot, który co prawda stanął w płomieniach, ale znajdujący się w nim pasażerowie zostaną ewakuowani. Na pewno ranni, ale żywi. Chwilę później podano informację, że tylko kilka osób przeżyło katastrofę, a potem pokazał się komunikat: „Wszyscy zginęli” - pisze Kaczyńska.
Odnosi się tez do śledztwa prowadzonego w sprawie katastrofy. "Rozpowszechnianie w mediach fałszywe informacje, kompromitująca rząd Tuska współpraca z Rosją, widoczny brak determinacji w wyjaśnianiu przyczyn katastrofy rzucają coraz większy cień na okoliczności tej narodowej tragedii i decyzje podejmowane po 10 kwietnia" - komentuje.
Na koniec dziękuje tym, którzy dają wyraz pamięci o tych, co zginęli. "To dzięki Wam Prawda ma szanse na przetrwanie".