Mariupol miał upaść dawno temu. Rosyjski jeniec wyjaśnił, dlaczego tak się nie stało
Walki w Mariupolu przypominają te z Powstania Warszawskiego. Żołnierze Pułku Azov poruszają się siecią podziemnych przejść. Dzięki nim potrafią się pojawić wśród gruzów w centrum miasta i znienacka atakować Rosjan. "Zmartwychwstał" zastępca dowódcy Azova o pseudonimie Kalina, o którego śmierci Rosjanie triumfalnie poinformowali tydzień temu.
Mariupol może upaść w najbliższych tygodniach - to ocena amerykańskich analityków ISW z 7 marca. 17, 25 i 31 marca komentowali, że siły rosyjskie przy dużych stratach zdobywają ulice w centrum miasta. Jego poddanie miało być kwestią tygodnia. 5 kwietnia czeczeńscy bojownicy Kadyrowa pochwalili się pojmaniem ponad 260 obrońców. Twierdzili, że następnego dnia wykończą resztę. 7 kwietnia kadyrowcy przekazali, że 98 proc. miasta jest "wyzwolona", a obrońcy siedzą tylko w kilku bunkrach.
Nic z tego. Tego samego dnia pojawiło się nagranie Pułku Azov, które odmienia obraz walk. Dwa rosyjskie czołgi zostały zniszczone w zachodniej dzielnicy Mariupola. Strzały padły prawdopodobnie z nowoczesnego ukraińskiego transportera opancerzonego BTR4, który ma działko kalibru 30 mm. Analitycy zachodzą w głowę, jakim cudem po 30 dniach walki taki pojazd ocalał w rękach obrońców i czy jakimś sposobem otrzymują oni wsparcie.
"Nie doceniliśmy bohaterstwa tych facetów, którzy do końca trzymają obronę Mariupola" - skomentował te wydarzenia brytyjski wywiad. Z jego najnowszej mapy o sytuacji w Mariupolu wynika, że obrona trwa w jednej czwartej miasta. Sześć rosyjskich grup bojowych napiera na kilka tysięcy obrońców, którzy za plecami mają Morze Azowskie.
- Nacisk na obrońców Mariupola mógł zelżeć, kiedy część sił rosyjskich wycofała się, aby wesprzeć ważniejszą bitwę - w Donbasie. Obrońcy będą walczyć do ostatniego naboju. Na ich korzyść działa to, że część atakujących sił to poborowi z Doniecka, którzy są marnym wojskiem - mówi Wirtualnej Polsce gen. Waldemar Skrzypczak.
Ocenia, że obrońcy zadają straty atakującym, co przejawia się brakiem ich woli do ostatecznego szturmu. Potwierdza to jeden z rosyjskich jeńców, członek milicji donieckiej. - Zebrali nas 250, mnie wyznaczyli na dowódcę. Rozdali po pięć nabojów i powiedzieli: atakujcie tam. Każdy strzelił po pięć razy i wróciliśmy - tłumaczy na nagraniu opublikowanym przez pułk Azov.
Film poniżej przedstawia zniszczenie dwóch rosyjskich czołgów przez obrońców.
Kadyrowcy pod twierdzą pułku Azov
Czeczeńscy dowódcy codziennie nagrywają odprawy z oficerami, kiedy drapiąc się po brodach, ślęczą nad mapami. Wiedzą, co ich czeka w ostatniej reducie pułku Azov. Chodzi o fabrykę Azovstalu, która stała się twierdzą obrońców. Znajdują się w niej podziemne schrony i bunkry. Na wyższych piętrach fabryki czają się snajperzy.
W komentarzach do tych filmów pada wiele obelg pod adresem żołnierzy Azov, np. "banderowcy wykopali jamy, ale my te wściekłe szczury wyciągniemy z nor, nie będzie litości, tylko spalone oznaki i gruzy". "Jeśli ktoś się podda, nie będzie torturowany" - stwierdza na nagraniu opublikowanym w Telegramie Adam Delimchanow, czeczeński polityk kierujący atakiem kadyrowców.
Ukraiński dowódca "zmartwychwstał" wbrew propagandzie Rosji
Rosyjskie nagrania z Mariupola to w większości propaganda. Analitycy serwisu InformNapalm, którzy specjalizują się w analizie tych doniesień, kilkakrotnie zaprzeczali tezom Czeczeńców. Niektóre osoby, pokazywane jako kolejni poddający się obrońcy miasta, były trzykrotnie przepędzane przed kamerami Rosjan - ustalił InformNapalm.
Jak ustalił dziennikarz z Kijowa Ilja Ponomarenko, ukraiński 503. Batalion Piechoty Morskiej oficjalnie zaprzeczył rosyjskim twierdzeniom o tym, że żołnierze masowo poddali się w Mariupolu. Chodziło o 260 jeńców pokazywanych w jednej grupie przez kadyrowców. To prawdopodobnie zebrani jeńcy z różnych jednostek i formacji.
Mieszanką prawdy i fałszu była informacja z końca marca o zestrzeleniu śmigłowca, którym według Rosjan "uciekali dowódcy i oficerowie Azowa". Pokazano wówczas zwłoki i rzekome dokumenty brodatego mężczyzny, którym miał być Kalina. To pseudonim zastępcy dowódcy pułku Azow. W tym tygodniu okazało się, że Kalina żyje, bo publikowane są z nim filmy, na których omawia bieżące wydarzenia w mieście.
Informacja o zestrzeleniu dwóch z czterech śmigłowców, które przekradły się do Mariupola, może świadczyć o czymś znacznie ważniejszym. Prawdopodobnie otoczeni obrońcy wciąż otrzymują sprzęt i zaopatrzenie oraz ewakuują swoich rannych. Według gen. Skrzypczaka oznacza to, że Ukraińcom nie brakuje inwencji i pomysłów na akcje, które zaskakują wrogów.
Rosjanie nie wiedzą, kiedy zdobędą Mariupol
Zwątpienie w szybkie zdobycie Mariupola słychać w słowach Eduarda Basurina, zastępcy szefa milicji Donieckiej Republiki Ludowej. - Nie ma sensu wskazywać ram czasowych całkowitego wyzwolenia Mariupola, ponieważ szturm na fabrykę Azowstalu komplikują podziemia pod fabryką, które chronią ukraińskie wojsko przed bombardowaniami - powiedział rosyjskiej agencji TASS.
- Jest to miasto w mieście, a do tego kilka pięter pod ziemią. Znają ten teren lepiej niż my, więc nie ma sensu wymieniać żadnych dat i terminów. Najważniejsze to zablokować ich na tym terenie, znaleźć wszystkie wejścia i wyjścia do tego lochu, a następnie poczekać, aż zaczną się poddawać - dodał Basurin.