PublicystykaMarcin Makowski: Smoleńsk - pomiędzy katastrofą a zamachem

Marcin Makowski: Smoleńsk - pomiędzy katastrofą a zamachem

Niedługo siódma rocznica katastrofy smoleńskiej. Druga pod rządami PiS-u, który za punkt honoru postawił sobie wyjaśnienie przyczyn i pociągnięcie do odpowiedzialności winnych tragedii. Niestety do realizacji obu celów daleka droga. A zegar tyka i wyborca czeka. Być może dlatego, na poniedziałkowej konferencji Prokuratura Krajowa musiała udowodnić, że nie był to czas stracony. Jeśli taki był cel, zrealizowano go połowicznie

Marcin Makowski: Smoleńsk - pomiędzy katastrofą a zamachem
Źródło zdjęć: © AFP
Marcin Makowski

Dwa tysiące przebadanych tomów akt, wirtualna mapa miejsca katastrofy z zaznaczeniem położenia szczątków wraku, umiędzynarodowienie śledztwa, odkrycie kolejnych zaniedbań po stronie rosyjskiej podczas sekcji zwłok, postępowanie w sprawie fałszowania dokumentów po katastrofie. Czy to dużo, jak na podsumowanie prac Prokuratury Krajowej, która wiosną 2016 r. przejęła z rąk Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie trwające sześć lat dochodzenie smoleńskie? Czy to wiele jak na rok pracy prowadzonej z nowym zespołem ewaluującym dotychczasowe ustalenia, nadzorowanym bezpośrednio na polecenie Zbigniewa Ziobry przez wiceprokuratora generalnego Marka Pasionka?

Na pewno, jak na rozbudzone w okresie wyborczym nadzieje, nie. Wraku Tupolewa, którego brak nieustannie wypominano Platformie, nadal w Polsce nie ma. O kolejnych „przełomowych” dokumentach - zapowiadanych m.in. przez Witolda Waszczykowskiego - chwilę po briefingach prasowych robi się cicho. Sejmowa komisja śledcza, badająca przebieg wypadków z 10 kwietnia działa na tyle wolno i tajemniczo, że nawet w środowiskach prawicowych zaczyna już budzić lekkie rozczarowanie. Szczególnie, że w żaden sposób nie można się doprosić o przesłanie jakichkolwiek ustaleń uzasadniających powolne tempo prac owianych aurą tajemnicy.

Nie dziwi zatem fakt, że na poniedziałkowej konferencji Prokuratury Krajowej, którą zorganizowano nieprzypadkowo na kilka dni przed kolejną rocznicą Smoleńska, trzeba było ogłosić więcej, niż tylko „uporządkowanie i digitalizację dotychczasowych akt prowadzonego śledztwa”. Jako sygnał wysłany do wyborców, którzy oczekiwali konkretnych ruchów, można potraktować zatem zmianę charakteru oskarżenia wysuwanego w kierunku rosyjskich kontrolerów lotu na lotnisku Siewiernyj i osoby trzeciej, która przebywała w wieży. Do tej pory zarzuty, których zresztą nie udało się oskarżonym przedstawić, skierowano jedynie w stosunku do dwóch kontrolerów. Oskarżono ich o umyślne sprowadzenie bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy oraz nieumyślne sprowadzenie niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu lotniczym. Komisja Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego, którą kierował ówczesny szef MSWiA Jerzy Miller podzieliła te ustalenia, główny ciężar winy przerzucając jednak na pilotów Tupolewa. Według oficjalnego raportu zeszli oni poniżej minimalnej wysokości zniżania i zlekceważyli złe warunki pogodowe, w konsekwencji zahaczając o drzewa i prowadząc do rozbicia maszyny.

Czym różni się aktualna konkluzja Prokuratury Krajowej od wcześniejszych hipotez przebiegu katastrofy? Jak twierdzi Marek Pasionek, choćby tym, że dzięki nowym odczytom rozmów z wieży kontroli lotu udało się stwierdzić, że obecni w niej rosyjscy specjaliści przyczynili się do „umyślnego sprowadzenia katastrofy w ruchu powietrznym”. I tutaj dochodzimy do sedna, czyli wyciągnięcia wniosków z usłyszanych na poniedziałkowej konferencji słów. Jeśli - jak twierdzi prokuratura - Rosjanie z pełną świadomością podawali błędne dane lotu polskiemu Tu-154, mając na celu spowodowanie jego katastrofy, w naturalny sposób rodzi się pytanie o motyw. Jakie intencje kierowały obsługą naziemną lotniska w Siewiernyj, jeśli z premedytacją doprowadziła ona do śmierci 96 osób? Czy winni są tylko oskarżeni, a może działali na czyjeś zlecenie? Jaka - przy zmianie charakteru oskarżenia - jest w takim razie rola rosyjskiego rządu, który w oficjalnym raporcie MAK wykluczył ewentualną winę rosyjskich kontrolerów? I wreszcie - czy umyślne sprowadzenie katastrofy to to samo, co zamach? A jeśli zamach, co dalej? Jakie kroki należy podjąć?

Wydaje mi się, że nawet pobieżny obserwator dotychczasowego dochodzenia dotyczącego przebiegu katastrofy smoleńskiej zdaje sobie sprawę, jak wiele w jego toku dopuszczono się zaniedbań i że współwina Rosjan, choćby tylko przez nieprecyzyjne komunikaty i zły stan lotniska, nie ulega wątpliwości. Nawet jednak ktoś, kto z uwagą przypatruje się kolejnym teoriom proponowanym przez zespół Antoniego Macierewicza - jeśli dołoży do nich poniedziałkowe ustalenia prokuratury - będzie miał co najmniej dysonans poznawczy. Bo choć jej przedstawiciele twierdzą, że nadal badają hipotezę eksplozji, która nastąpiła chwilę przed lądowaniem Tupolewa, obie te wersje zdają się wykluczać. Jak bowiem ułożyć sobie w głowie scenariusz, w którym jednocześnie nie tylko rosyjscy kontrolerzy lotu celowo przyczyniają się do katastrofy, ale również dochodzi do detonacji ładunków wybuchowych na pokładzie? Komuś aż tak bardzo zależało na zabiciu polskiej delegacji, że postanowił Tupolewa i rozbić i wysadzić? Jakby jeden zamach nie dawał pewności?

Niestety logiczna i spójna odpowiedź na podobne pytania to dzisiaj największa słabość rządów Prawa i Sprawiedliwości na „odcinku smoleńska”. O ile w przestrzeni symbolicznej pamięć o ofiarach została zagospodarowana i celebrowana w sposób odpowiadający skali tragedii, o tyle w przestrzeni dochodzeniowej panuje kakofonia równorzędnych teorii. A przez nią, komunikacyjny chaos. Nie wiem jaki wniosek wyciąga z takiego stanu rzeczy przeciętny wyborca, ale wydaje mi się, że również on może czuć coraz większą frustrację i rozczarowanie. Nie dlatego, że prokuratura raz jeszcze zabiera się za szczegółowe odtworzenie przebiegu wypadków, ale dlatego, że nie wiadomo której wierzyć. I jakie wyciągnąć z nich konsekwencje, bo przecież o to w śledztwie smoleńskim chodzi.

Marcin Makowski - dziennikarz i publicysta tygodnika "Do Rzeczy" oraz Wirtualnej Polski. Współpracuje z Radiem Kraków. Z wykształcenia historyk i filozof. Studiował na Uniwersytecie Jagiellońskim, Uniwersytecie Szczecińskim oraz Polskiej Akademii Nauk. Laureat nagrody Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich im. Adolfa Bocheńskiego. Twitter: @makowski_m

Źródło artykułu:WP Opinie
smoleńskpiskatastrofa smoleńska
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)