PublicystykaMarcin Makowski: Rozumiem, że ksiądz nie mógł chodzić, ale monstrancja w kabriolecie to drobna przesada

Marcin Makowski: Rozumiem, że ksiądz nie mógł chodzić, ale monstrancja w kabriolecie to drobna przesada

Boże Ciało przyzwyczaiło już polskich wiernych do ołtarzy umieszczanych przy Biedronkach, dziwnych antyreligijnych happeningów czy narzekań polityków na zablokowane ścieżki rowerowe, gdy akurat mieli zamiar wyskoczyć na grilla. Monstrancji z kabrioletu jeszcze nie było. I z jednego powodu być nie powinno.

Marcin Makowski: Rozumiem, że ksiądz nie mógł chodzić, ale monstrancja w kabriolecie to drobna przesada
Źródło zdjęć: © Youtube.com
Marcin Makowski

01.06.2018 | aktual.: 01.06.2018 13:08

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Być może nigdy nie dowiedzielibyśmy się o kapłanie, który w sportowej maździe cabrio wyjechał na procesję Bożego Ciała, gdyby nie przejeżdżający obok kierowca, który uwiecznił wszystko na filmiku, wrzuconym błyskawicznie na portale społecznościowe. Z boku sytuacja wygląda na całkowicie abstrakcyjną, żeby nie powiedzieć - kuriozalną. Ubrany w ornat proboszcz na siedząco z czerwonego auta prowadzi wiernych. W dłoniach trzyma uniesioną monstrancję z eucharystią. Czyli dla chrześcijan, rzecz świętą - ciało Jezusa Chrystusa.

W naturalny sposób w sieci zaroiło się od złośliwych komentarzy i pytań w stylu ”czy porsche było w garażu”? Trudno, aby było inaczej, gdy święto, które ma ukazywać skromność Boga objawiającego się w postaci chleba i wina, przebiegało w mało skromnym anturażu. Dosyć szybko okazało się jednak, że cała sprawa ma drugie, dosyć racjonalne dno. Alojzy Bok, proboszcz wspomnianej parafii w Pszczynie w rozmowie z Wirtualną Polską wytłumaczył, dlaczego nie przewodniczył procesji tak, jak przystoi, czyli na stojąco: - Żadnej afery nie ma co z tego robić. Mam kolano do operacji. Gdybym mógł iść normalnie, to na pewno wolałbym tak - tłumaczy kapłan. Bronią go również wierni, który uważają, że w innym przypadku do uroczystości w ogóle by nie doszło, a o wszystkim zostali poinformowani.

Mogę sobie całą tę sytuację wyobrazić. Mała miejscowość, niewielu księży, ktoś z lokalnej społeczności zaoferował się, że podwiezie kabrioletem, aby monstrancję było widać i jakoś poszło. W jakimś sensie mam również dużo empatii dla tych ludzi - to, że procesja się odbyła pomimo urazu księdza, świadczy o ich determinacji. Jedna rzecz nie daje mi jednak spokoju: czy naprawdę nie było innych opcji, albo księdza na zastępstwo? Czy nie dało się zaaranżować skromnego wózka inwalidzkiego? Meleksa? Jakiegokolwiek mniej rzucającego się w oczy i ostentacyjnego środka transportu, niż czerwone sportowe cabrio? Wbrew pozorom forma w przypadku podobnych uroczystości ma ogromne znaczenie.

W procesji Bożego Ciała (i generalnie, każdej liturgii) chodzi bowiem o to, aby najważniejszym i centralnym punktem marszu wiernych przez ulicę miast i wsi była eucharystia. Nic nie może odwracać od niej uwagi, rozpraszać wiernych, powodować zgorszenia. Jak pokazuje przypadek Pszczyny, stało się wręcz odwrotnie. Nie komunia święta, ale marka i rodzaj auta wywołały ogólnopolską debatę na temat ”kondycji kleru”. Oczywiście, że w tym przypadku nieuzasadnioną, ponieważ nie był to pokaz bogactwa proboszcza, wielu ludzi jednak nigdy się o tym nie dowie, a obrazki zostaną zamienione w antykatolickie memy. Roztropny kapłan, nawet z problemami zdrowotnymi, powinien mieć świadomość kontekstu i potencjalnych następstw swojego zachowania. Nie odmawiam mu dobrych intencji, a wiernym pobożności, ale jednak w Kościele ocenia się po owocach. A te we wspomnianym przypadku chyba nie są najsłodsze.

Marcin Makowski dla WP Opinie

Źródło artykułu:WP Opinie
kabrioletproboszczboże ciało
Komentarze (0)