Marcin Makowski: Pośle Żalku, trochę za pana wstyd, a trochę żal
Co ma w sobie władza, że gdy człowiek przechodzi na drugą stronę barykady - nawet, jeśli w opozycji uchodzi za „przyjaciela ludu” - po jakimś czasie niczym Maria Antonina w słynnej anegdocie o biednych, pyta, dlaczego skoro są głodni, nie jedzą ciastek? Właśnie tak zachował się poseł Jacek Żalek wobec rodziców niepełnosprawnych.
09.05.2018 | aktual.: 09.05.2018 12:43
Protest rodzin osób niepełnosprawnych (oraz samych niepełnosprawnych) w Sejmie przekroczył barierę 20 dni. Tym samym stał się dłuższy niż ten analogiczny z czasów koalicji PO-PSL. Pamiętam jak ówcześni posłowie opozycji chodzi do protestujących z kanapkami, zagrzewali ich do boju, a premierowi Donaldowi Tuskowi zarzucali, że przyszedł za późno i dał za mało. Jak to bywa w politycznej ruletce, sytuacja się jednak po czasie zmieniła, i dzisiaj te same osoby stoją przed podobnym dylematem - jak wesprzeć finansowo najbardziej potrzebujących, skoro nie tylko w 2014 stało się przy ich boku, ale również wygrało wybory parlamentarne bazując na wizerunku partii społecznej i bliskiej ludziom?
Instynkt samozachowawczy
Początki były nawet obiecujące. Do protestujących udał się premier Mateusz Morawiecki, prezydent Andrzej Duda, minister Elżbieta Rafalska, Pierwsza Dama Agata Kornhauser-Duda, rzecznik rządu Joanna Kopcińska, itd. Pomimo utarczek słownych i prób podpisania porozumienia z innymi reprezentantami środowisk niepełnosprawnych, zapowiedziano podwyższenie renty socjalnej, ustanowienie nowego podatku na cele osób niepełnosprawnych oraz zagwarantowania dodatkowych 500 zł do wykorzystania na rehabilitację. Nie udało się wypracować kompromisu, protestujący pozostali nieugięci. „Żywa gotówka, albo nic”. Gotowały się emocje, jedna z matek poprosiła nawet o eutanazję dla siebie i swojego dziecka.
Co w tej sytuacji, trudnej dla każdego rządu, powinni robić politycy Zjednoczonej Prawicy? Choćby nie wiem jak się w nich po ludzku gotowało, jak bardzo nie byliby zniecierpliwieni, jeśli mają instynkt samozachowawczy, powinni słuchać i rozmawiać do skutku. I nawet, jeśli nie udałoby się znaleźć rozwiązania, muszą wypowiadać się na temat ludzi siedzących w Sejmie z empatią i zrozumieniem. Dlaczego? Ponieważ inaczej podkopują fundamenty swojego społecznego zaufania, zbudowanego na poczuciu, że rozumieją dolę najsłabszych.
Dzieci niepełnosprawne "jak żywe tarcze"?
Najwyraźniej tej prostej prawdy nie rozumie poseł Porozumienia, Jacek Żalek, który stwierdził, że matki w Sejmie wykorzystują swoje dzieci „jak żywe tarcze”. Pieniądze w gotówce natomiast im się nie należą, ponieważ wśród osób niepełnosprawnych zdarzają się również nieodpowiedzialni zwyrodnialcy. - Zwyrodnialcy wśród rodziców niepełnosprawnych? To jest niestety rzeczywistość. Wokandy wydziałów karnych są pełne tego typu spraw, gdzie nie tylko chore dzieci, ale i zdrowe są mordowane w beczkach - stwierdził Żalek w środę w Radiu ZET, brnąć w swoją makabryczną i uogólniając retorykę. I jakby nieświadomy, jak jego słowa będą odbierane, z każdym zdaniem dorzuca do pieca. ”Jesteśmy świadkami reality show, w którym dzieci użyto jako zakładników”, ”Jest oczywistym, że 500 złotych ma służyć tylko i wyłącznie tym dzieciom. Kiedy państwo chce zrealizować skutecznie, musi mieć gwarancję, że pieniądze nie zostaną przeznaczone na inne cele” - argumentował, choć wcześniej przy programie 500+ rząd zapewniał, że Polacy są odpowiedzialni i potrafią wydawać pieniądze z głową.
Mniej więcej w tym samym czasie posłanka PiS Bernadeta Krynicka stwierdziła, że jeśli rodzice ”chcą strajkować, to niech strajkują”. - Jako matka dziecka niepełnosprawnego, osoby dorosłej, może to będzie brutalne, znalazłabym paragraf na tych rodziców, którzy przetrzymują swoje dzieci w Sejmie w takich warunkach niegodnych - rzuciła jednemu z dziennikarzy na korytarzu Sejmowym. Wcześniej marszałek Ryszard Terlecki zarzucił matkom ”brak serca” wobec swoich dzieci, a poseł Stanisław Pięta zaproponował na Twitterze, aby wyniosła je z budynku Straż Marszałkowska.
Od polityków wymaga się więcej
Raz jeszcze podkreślam, w proteście środowisk rodzin osób niepełnosprawnych nie ma łatwych rozwiązań. Również z drugiej strony padły nieprzemyślane i agresywne deklaracje, ale tak działają ludzkie emocje i desperacja. Na czym polega jednak różnica między tamtymi matkami, a posłami w stylu Jacka Żalka? Od polityków mamy prawo wymagać powściągliwości, szukania dialogu, wypowiadania się z rozwagą i świadomością społecznych konsekwencji swoich słów.
Jeśli natomiast twierdzi się, że protestującym poprzewracało się w głowach, a przecież w ich środowisku nie raz i nie dwa zamyka się dzieci w beczkach, to do jakiego miejsca w debacie publicznej doszliśmy? Panie pośle Żalku, czy panu po ludzku trochę nie żal tych słów? A może chociaż trochę wstyd?
Marcin Makowski dla WP Opinie