Marcin Makowski: Nowoczesna miała być drugą Platformą. Nie wyszło. Będzie drugim Ruchem Palikota?
Nowoczesna po kilku miesiącach marazmu, roszad personalnych i sondażowych spadków, wreszcie postanowiła zagryźć zęby i pójść "całą na przód”. Takie też było hasło niedzielnej konwencji programowej, która w zamyśle Ryszarda Petru musiała wyglądać jak wyrafinowana partia pokera. Zamiast ścigać się z Platformą o ten sam elektorat, postanowiono powalczyć o lewicowo-liberalne 5, 10 proc. wyborców. Od razu jednak zepsuję zabawę - ten plan skazany jest na porażkę. Ruch Palikota ”light” drugi raz nie przejdzie.
Wcale nie chodzi o to, że postulat wprowadzenia związków partnerskich, oddzielenia państwa od Kościoła, zredukowania wydatków socjalnych czy przyjęcia uchodźców nie jest w stanie zmobilizować w Polsce elektoratu gwarantującego przekroczenie progu wyborczego. Oceniając sprawę na chłodno, ideowe przeformatowanie Nowoczesnej na pozycje lewicowo-liberalne może mieć merytoryczne podstawy. Są przecież ludzie, którzy krytykują rozdawnictwo 500+ i których pod tym względem nie przekona Platforma. Są również ci, którzy zawiedli się na wygibasach ideowych Grzegorza Schetyny, w jeden dzień twierdzącego, że imigrantów nie przyjmie, w drugi, że nigdy niczego takiego nie mówił, a w trzeci, że może jednak coś trzeba z tą sprawą zrobić, ale to i tak problem PiS-u, a nie opozycji.
Programowe zamki na piasku
Nie wyszło Nowoczesnej zastąpienie PO, trzeba było zatem zrobić wszystko - nawet za cenę pożegnania się z fotelem ”lidera opozycji” - żeby w ogóle nie pożegnać się z perspektywą wejścia do Sejmu w następnych wyborach. A ten scenariusz po kryzysie portugalskim stawał się z miesiąca na miesiąc coraz bardziej realny. Niestety, konwencja programowa, która miała pozór sensowności, opierała się głównie na pozorach i to jest jej fundamentalna oraz strukturalna słabość. Moim zdaniem na tyle duża, że przy każdym kolejnym kryzysie w partii sklecona naprędce konstrukcja może runąć.
Pierwsza słabość nowej odsłony Nowoczesnej to sama jej twarz. Ryszard Petru pozujący na wyluzowane bankiera-technokratę, który jest fajny i bardzo współczesny, dzisiaj kojarzy się bardziej z memem, a nie mężem stanu. Politycy jego partii twierdzą, że skoro we Francji wygrał liberał, to w Polsce również jest to możliwe, zapominają jednak, że pod względem światopoglądowym Francję od Polski dzielą nie tyle kilometry, co lata świetlne. Poza tym, jeśli w dzień po konwencji sam Ryszard Petru przykrywa jej wydźwięk decydując się na okładkowy wywiad we ”Wprost” w ramionach partyjnej koleżanki Joanny Schmidt - jak to świadczy o jego zdolnościach rzetelnej oceny sytuacji, w której się znajduje? ”Wyborców poruszyła historia moja i Joanny. Ale nie ma co rozgrywać tego PR-owo” - stwierdził we wspomnianej rozmowie człowiek, który przez kilka miesięcy chował się za plecami swojej nowej partnerki, stracił około 10 proc. w sondażach i gdy dłużej nie dało się sprawy tuszować (o ironio) zaczął ją rozgrywać PR-owo. Raz jeszcze chciałbym ten fakt podkreślić, zestawiając go z tytułem okładkowego wywiadu, który brzmiał: ”Nie muszę być liderem Nowoczesnej”. Świetny sygnał w dzień po konwencji, która ma zapewnić drugi oddech dostającej zadyszki partii.
Daleko od elektoratu
To zaskakujące, jak pomimo dwóch lat w polityce, rozmów z wyborcami i jeżdżenia po kraju, Ryszard Petru nadal mało z niego rozumie. Postulat wprowadzenia programu ”Aktywna rodzina”, który ulgami podatkowymi miałby zastąpić 500+ brzmi jak wyjęty prosto z podręcznika strategii politycznej, który został napisany w dostatniej i stabilnej Szwajcarii. W ogóle podzielenie przez Nowoczesną Polski na ”aktywną” i ”pasywną”, a w domyśle pracującą na swoje utrzymanie i leniwą, która wyciąga rękę po 500+ to krańcowe niezrozumienie czym ten program dla milionów rodaków jest. To nie socjal, który sprawia, że matkom nie chce się pracować, tylko świadczenie, które pracę za marne pieniądze pozwala zastąpić pracą w domu, przy dzieciach. To również (wystarczy zerknąć do statystyk) program, który przyczynił się do wzrostu dzietności i napędził koniunkturę gospodarczą. Oczywiście można pytać na jak długo i za jaką cenę, ale nawet Platforma nie kwestionuje dzisiaj jego zasadności, co raczej ostateczny kształt.
Granie na nucie antyklerykalnej, antykościelnej i odwoływanie się do legalizacji związków partnerskich to również znana melodia. Przez chwilę dała krótki polityczny żywot partii Janusza Palikota, nieudany romans z postulatami lewicowo-liberalnymi przeszła Platforma, ale życie pokazało, że albo podobne zapowiedzi kończyły się w Polsce na frazesach, ale zamieniały w swoją własną, agresywną karykaturę. Poza tym prawdziwa lewica, która walczy o utrzymanie się na powierzchni nie da za wygraną. SLD i Razem już przystąpiły do walki, a Adrian Zandberg opublikował na swoim Facebooku wiele mówiącą grafikę, porównującą programy ugrupowań, zatytułowaną: ”Nowoczesność w nazwie czy w programie?”. Na cztery pytania o złagodzenie ustawy antyaborcyjnej, pełną równość małżeństw, naukę religii w kościołach i zniesienie konkordatu, Razem odpowiedziało ”tak”, podczas gdy Nowoczesna albo zaprzeczyła, albo jej odpowiedź nie była znana. Uciekając od bezpośredniej walki o elektorat PO, zapomniano chyba, że druga strona barykady już ma swoich lokatorów. Warto również pamiętać, że podobnie jak wcześniej Janusza Palikota, na scenie Nowoczesnej Ryszarda Petru dzielnie wspierał Guy Verhofstadt. Czy to nie znamienne?
Poglądy, ale jakie?
Last but not least, całą sprawnie zorganizowaną technicznie konwencję przykryła ostatecznie i tak charakterystyczna dla Nowoczesnej niespójność przekazu. Jedno z haseł prezentowanych na telebimie brzmiało jak niezamierzona autoironia, tak charakterystyczna dla gaf językowych Ryszarda Petru. ”Nowoczesna to okręt o trzech kotwicach: Odpowiedzialność, Rozsądek, Uczciwość”. Co miał autor na myśli? Czy to znaczy, że partia, której nowy slogan brzmi ”Cała naprzód”, jednocześnie chce ten okręt zatrzymać zarzucając nie jedną, a trzy kotwice? Czy odpowiedzialność, rozsądek i uczciwość stanowią hamulce Nowoczesnej? Jeśli tak wyglądają stabilizujące kotwice, to co jest wiatrem w żagle? Dlaczego przedstawiając nowe wytyczne programowe, w żaden sposób nie uzasadniono zmianę starych? Przecież raptem w sierpniu 2016 Petru twierdził, że programu 500+ nie zniesie, we wrześniu, że go jedynie zracjonalizuje i raptem w maju 2017, ”rozdawnictwo socjalne” stało się wrogiem numer jeden. Podobne zamieszanie programowe Nowoczesna prezentowała w kwestii uchodźców. Najpierw we wrześniu 2015 Petru uważał, że trzeba tych ludzi przyjąć, bo to ”nasz obowiązek i nasze wartości”, w listopadzie 2016 twierdził, że Nowoczesna nie jest zwolennikiem ”automatycznych kwot uchodźców”, później już w maju tego roku, przed konwencją, że tych ludzi trzeba przyjmować na zasadach dobrowolności, a 21 maja usłyszeliśmy jednak, że należy się zastosować do zaleceń Unii, która ową dobrowolność wyklucza. Istny programowy groch z kapustą.
Właśnie z tych względów: niespójności, doszywania na szybko do wizerunku partii łatki lewicowo-liberalnej, robienie tego w oderwaniu od wcześniejszych postulatów i w aurze całkowitego wypalenia wizerunkowego lidera, Nowoczesna chce ruszać do walki o nowy elektorat. Zadanie doprawdy karkołomne.
Marcin Makowski dla WP Opinie