Marcin Makowski: Co by było, gdyby po prostu skończyć podchody i ujawnić taśmy? Wszystkie
Serial pod tytułem ”Taśmy z Sowy i Przyjaciół” trwa od ponad trzech lat. Rozmowy, które usłyszeliśmy były jednym razem błahe, innym zahaczały o polityczną korupcję oraz obnażały intelektualną miałkość elit ówczesnej władzy. To właśnie ich ujawnienie w czerwcu 2014 spowodowało efekt domina, który przyczynił się do porażki wyborczej PO. Dzisiaj w interesie państwa leży jednak nie tyle serwowanie kolejnych odcinków zakulisowych plotek, co ujawnienie reszty nagrań, wyciągnięcie z nich wniosków i zamknięcie sprawy raz a dobrze. W sprzeczności z tym postulatem stoi jednak interes polityczny.
08.08.2017 | aktual.: 08.08.2017 15:02
”Kto stoi za aferą podsłuchową” - oto pytanie za milion dolarów. Według pojawiających się od trzech lat teorii, zdążono przeanalizować już niemal wszystkie możliwe scenariusze. Od tego - jak go określił Donald Tusk - ”pisanego cyrylicą”, przez samotnego biznesmena mściciela, po wierne Prawie i Sprawiedliwości służby. Ktoś stwierdził nawet, że za nagraniami, albo chociaż ich wyciekami, stoi sam Grzegorz Schetyna, który w ten sposób kompromituje nielubianych partyjnych kolegów, umacniając i w konsekwencji przejmując władzę w Platformie Obywatelskiej. Większość z tych opowieści to oczywiście bajki dla grzecznych dzieci i choć poza Markiem Falentą oraz kilkoma kelnerami prawdziwego zleceniodawcy nagrań nie udało się złapać za rękę, warto posłużyć się pewną rzymską prawdą. Otóż starożytni w wykrywaniu źródła pałacowych spisków zazwyczaj dochodzili po nitce do kłębka rozumując zgodnie z logiką: ”is fecit, cui prodest”. ”Ten uczynił, czyj zysk”.
Pod tym względem chyba nikt nie ma wątpliwości, że na ujawnianiu kolejnych fragmentów nagrań przez media publiczne, najwięcej zyskuje Prawo i Sprawiedliwość. Wraz z pojawianiem się kłopotów wizerunkowych partii, odpowiedzią na nie okazuje się serwowanie pikantnych szczegółów z życia towarzyskiego byłej śmietanki władzy. Właśnie ten aspekt - towarzysko-obyczajowy - charakteryzuje kolejne ujawniane taśmy. Właściwie poza interesującymi i ważnymi z punktu widzenia funkcjonowania państwa informacjami o planach sprzedaży rafinerii w Możejkach człowiekowi Putina, nie dowiemy się z nich wiele więcej. Bo choć erupcje frustracji Radka Sikorskiego, debaty nad ominięciem prawa podatkowego przy rozliczeniu zegarka Sławomira Nowaka czy bratanie się ”tronu z ołtarzem” w przypadku ks. Kazimierza Sowy wiele mówią o zepsuciu i mierności naszych elit władzy - czy to jest nowa wiadomość? Czy trzy lata po aferze podsłuchowej dodaje do jej obrazu jakiś istotny, nieznany element?
Oczywiście zadaniem dziennikarza jest analiza pozyskanych materiałów, ocena ich wagi, wyjaśnienie kontekstu oraz publikacja. Te reguły postępowania zostały przez Samuela Pereirę i TVP Info w przypadku nowych/starych nagrań zachowane, ale doszedł do nich jeszcze jeden czynnik, który zmienia ostateczną ocenę prezentowanych przez media publiczne treści. Chodzi oczywiście o źródło przecieku, które nawet jeśli nie jest ściśle polityczne, może się kierować ostateczne właśnie takimi motywacjami. Tymczasem w interesie nie tyle partii, co państwa, jest dzisiaj wyjaśnienie tej afery do końca. Choćby tylko po to, aby wyciągnąć wnioski, poznać jej pełny obraz i uciąć spekulacje na temat możliwego szantażu wobec nagranych osób. Decydenci Platformy Obywatelskiej oraz ich giermkowie już raz zapłacili wyborczą cenę za swój długi język. Jeśli są ku temu przesłanki, powinni również zapłacić cenę skonfrontowania się z niezależnym wymiarem sprawiedliwości. Do tego potrzebny jest jednak komplet elementów układanki. I - choć może się to wydawać naiwne - dobre intencje ujawniającego.
Wszystko co ponad to, służy podgrzewaniu emocji oraz rodzi pytania o to, jaka ciężka amunicja skrywana jest jeszcze w zanadrzu, na wypadek prawdziwego kryzysu władzy? Choć sposób ujawniania taśm nie przekreśla słów, które możemy na nich usłyszeć i które w większości przypadków stylem oraz treścią napawają odrazą, ów sposób oraz timing każą pytać o prawdziwe motywacje ich dysponenta. Kimkolwiek jest. Gdyby chodziło mu tylko o dobro państwa, powinien przekazać mediom wszystko tu i teraz. Inaczej będziemy uwikłani w ciągłe wojenki o przeszłość, zamiast zająć się troską o państwo oraz sposób wypełniania mandatu wyborczego przez obecną władzę. Platforma przez lata wszystkie swoje niepowodzenia tłumaczyła demonicznym wpływem PiS-u na polską politykę. Marzy mi się, aby PiS nie szedł tą samą drogą, która zawsze - prędzej czy później - prowadzi w ideową próżnię.
Marcin Makowski dla WP Opinie