Marcin Makowiecki: Na wsi przed wyborami
Im bliżej do jesiennych wyborów, tym bardziej wzrasta w polityce zainteresowanie sprawami wsi i rolnictwa. Prawo i Sprawiedliwość walczy o zwycięstwo, a przynajmniej o poszerzenie wpływów w samorządach lokalnych.
20.09.2018 | aktual.: 20.09.2018 10:23
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
To ważny cel, bo doświadczenie wskazuje, że partia, która wygrywa na wsi ma też większe szanse na sukces w wyborach parlamentarnych. Dla PSL, największego na wsi konkurenta i oponenta partii Jarosława Kaczyńskiego wybory będą grą o wszystko – być albo nie być w polityce. Platforma Obywatelska też ma o co walczyć, bo gdy była u władzy współtworzyła wraz z koalicjantem państwową politykę rolną i odpowiadała za jej realizację. Powinna teraz bronić tego programu.
PiS nie zmieniło celów i metod swojej walki
Aby lepiej zrozumieć sytuację przed tegorocznymi wyborami do samorządów, warto przypomnieć jak przebiegała kampania i wybory parlamentarne trzy lata temu. To porównanie ma sens, mimo różnic między kampaniami, bo PiS nie zmieniło celów i metod swojej walki, choć zdarza się, że niuansuje i łagodzi publiczny przekaz, gdy władza partii uzna, że jest to potrzebne.
Przed trzema laty, tak jak i dziś, PiS prowadziło kampanię agresywną – posługując się kłamstwem i odwołując się przede wszystkim do emocji pogłębiało podziały w społeczeństwie. Przeciwnicy polityczni to dla PiS nie rywalizujący współobywatele, ale "Oni", ludzie gorszego sortu. Partia Kaczyńskiego zdobyła wtedy głosy na wsi pod hasłem "dobrej zmiany”, bez umiaru szafując obietnicami, a przede wszystkim oskarżeniami pod adresem PO i PSL.
Oskarżano je o wszystko: o rzekomy kryzys w rolnictwie, ubóstwo dużych grup mieszkańców wsi, niedożywienie wiejskich dzieci, rozpad rodzin, gdy jedno z małżonków wyjeżdżało do pracy za granicą. Przede wszystkim zaś, PiS negowało dorobek zmian ustrojowych w rolnictwie i korzyści, jakie przyniosło wejście do Unii Europejskiej i objęcie Polski wspólną polityką rolną (WPR).
Politycy PiS w całym kraju zapowiadali, że po zwycięstwie wyborczym polityka wobec wsi i rolnictwa zmieni się radykalnie. Wzywano więc mieszkańców wsi i rolników do wsparcia tych planów. Bardzo aktywna w tamtej kampanii Beata Szydło obiecywała (18 lipca 2015 r. we wsi Odrzywół), że "przyszły rząd PiS zniweluje zróżnicowanie na polskiej wsi i doprowadzi do tego, że polscy rolnicy będą otrzymywać dopłaty w takiej samej wysokości jak rolnicy w innych krajach UE. Polski rolnik za swoją pracę będzie otrzymywać godne wynagrodzenie, nie będzie oszukiwany, nie będzie wyzyskiwany. […] Państwo powinno stanąć po stronie polskich rolników, polskiej wsi i bronić również na arenie międzynarodowej naszych interesów".
Duża część wiejskich wyborców dała wiarę tym obietnicom. Pomogły w tym również wiejskie parafie i część episkopatu oraz media koncernu Tadeusza Rydzyka, a także rosnące w siłę inne grupy wydawnicze związane z PiS. Już wkrótce po wyborach, na początku 2016 r. PiS przejęło także publiczne radio i telewizję, zwiększając decydująco swoje możliwości agitacji i propagandy. "Od tych wyborów można mówić o PiS jako o głównej formacji politycznej na obszarach wiejskich” – twierdzi prof. Jerzy Bartkowski socjolog z Uniwersytetu Warszawskiego (w raporcie "Polska wieś 2016" , wydanym przez Fundację na rzecz Rozwoju Polskiego rolnictwa – FDPA).
Demokracja nie jest na wsi najważniejsza
W wyborach do Sejmu w październiku 2015 roku PiS uzyskało na wsi 45,5 proc. głosów, PO 17,1 proc. a PSL 9,7 proc. Próg wyborczy przekroczył jeszcze Kukiz’15 (9,2 proc.) i Nowoczesna (5 proc.). Wyższa frekwencja i głosy mieszkańców wsi i rolników przesądziły o ogólnym wyniku wyborów parlamentarnych. Największe poparcie PiS uzyskało na wschodzie i południu kraju (województwa Podkarpackie, Małopolskie, Lubelskie, Podlaskie, to na wsi bastiony PiS). Komentatorzy polityczni uważają, że nie tylko tam, ale w ogóle wśród mieszkańców wsi, bardziej niż w miastach, przeważają poglądy konserwatywne, przywiązanie do tradycyjnej religijności i obyczajów.
Społeczeństwo wiejskie mniej niż mieszkańcy miast, jest za takimi wartościami, jak poszanowanie demokracji, tolerancja wobec innych – niż tradycyjne postaw, poglądów i obyczajów oraz szacunek dla innych narodowości. Wykazuje też pewną niechęć do UE, jej instytucji i prawa, choć bez skrupułów korzysta z programów pomocowych. Niewątpliwie te cechy społeczności wiejskiej miały wpływ na decyzje wyborcze.
Prawo i Sprawiedliwość w wyborach parlamentarnych 2015 roku otrzymało od wiejskich wyborców mandat do rządzenia. Dodajmy jednak, że nie od całej wsi i rolników. Około 55 proc. jej mieszkańców zostało wtedy w domach. A spośród tych, którzy poszli do urn tylko 45 proc. głosowało na PiS. Ma ta partia poparcie, ale nie na tyle duże, aby nie były możliwe już w bliskiej przyszłości inne scenariusze polityczne i zmiana układu sił. Przynajmniej część "milczącej większości" mieszkańców wsi może się obudzić i wejść na scenę polityczną uczestnicząc w wyborach. Tym bardziej że rychło po zwycięskich wyborach PiS przystąpiło ostro do działania i od razu zaliczyło całą serię spektakularnych i zniechęcających porażek.
PiS zaczął rządy na wsi w kiepski sposób
Na początek: międzynarodowy rozgłos i kompromitację przyniosła podjęta przez min. Krzysztofa Jurgiela decyzja o dymisji dyrektorów stadnin koni arabskich w Janowie Podlaskim i w Michałowie. W rekordowo krótkim czasie udało się nadszarpnąć renomę polskiej hodowli i zanotować wielkie straty ekonomiczne. To bolesne dla wizerunku rządu, ale dużo poważniejsze konsekwencje przyniosły dopiero następne decyzje.
Jak wiadomo, o przyszłości polskiego rolnictwa będzie decydować poprawa struktury agrarnej. Przyjęta głosami PiS ustawa zamroziła jednak niezbędny do tego wolny obrót ziemią rolniczą. Obecnie połowa ziemi znajduje się w gospodarstwach małych o wielkości 1 – 20 ha, z których tylko część produkuje na sprzedaż. Rolnicy nie chcą jednak pozbywać się swojej własności, bo dzięki niej mogą korzystać z unijnych dotacji. Wzrost dochodów wieś zawdzięcza przede wszystkim transferom finansowym z UE. Dopłaty bezpośrednie pobiera 1,3 mln właścicieli gospodarstw, ale połowa z nich nie produkuje na rynek. Dopłaty bezpośrednie ( ustalone przez WPR) stanowią u nas połowę dochodów rolniczych. Te struktury w rolnictwie nie wytrzymają próby czasu. Tym bardziej, że w pracach nad nowym okresem budżetowym w Unii Europejskiej pojawia się realna groźba ograniczenia wydatków na rolnictwo i politykę spójności.
Za porażkę PIS w sprawach rolnictwa opozycja uważa też zmiany w strukturze instytucji rolniczych – w tym agencji rolnych – połączone z wymianą kadr z reguły na "swoich".
Krzysztofowi Jurgielowi (któremu opozycja sejmowa kilka razy wystawiała votum nieufności) zarzuca się osobistą, szczególną nieskuteczność w walce z pomorem świń (ASF), łącznie z kuriozalnym pomysłem budowy płotu miedzy Polską a Białorusią. Straty są ogromne, wirus zagraża już zachodniej Polsce. Nowy minister rolnictwa Jan Krzysztof Ardanowski zapowiedział bardziej skuteczne działania „bez litości dla dzików”, nosicieli wirusa, co może przynieść skutek, ale budzi także protesty. Nie można również zapominać, że o powodzeniu zadecyduje przede wszystkim przestrzeganie reguł sanitarnych przez rolników, czego wymagać powinny służby resortu rolnictwa.
Sytuację na wsi pogarsza klęska suszy i ogromne straty w produkcji roślinnej. Protestują też producenci owoców i warzyw, których ceny bardzo spadły z powodu dużego urodzaju.
Do najcięższych niepowodzeń należy także bardzo mały odsetek wykorzystanych dotacji z UE na rozwój obszarów wiejskich, czego nie da się już tak łatwo nadrobić.
Polityka historyczna i godnościowa - to przemawia do mieszkańców wsi
W najnowszym raporcie ("Polska wieś 2018”, pod redakcją naukową prof. Jerzego Wilkina i dr Iwony Nurzyńskiej) znalazła się bardzo krytyczna opinia o stanie wsi i rolnictwa. "Rząd PIS nie wywalczył żadnych nowych, korzystnych dla rolników rozwiązań instytucjonalnych ani finansowych, wprowadził niepopularną wśród rolników ustawę o ustroju rolnym ( rynku ziemi), a także realizował politykę wewnętrzną i zagraniczną grożącą ograniczeniem dostępu Polski, w tym rolników, do funduszy unijnych, z których wieś i rolnictwo tak szeroko i owocnie dotychczas korzystały".
Tę diagnozę potwierdzają w pewnym stopniu bieżące wydarzenia. Gdy premier Morawiecki na przedwyborczym wiecu w Sandomierzu chwalił się, że sam wprowadzał Polskę do UE, tuż obok na obrzeżu tego zgromadzenia protestowali rolnicy. Potem policja karała ich mandatami. Producenci rolni, zwłaszcza z tych branż, którym zagraża kryzys, dołączają w ten sposób do protestujących obywateli z innych środowisk.
Mimo to, paradoksalnie, PiS dalej cieszy się dużym poparciem na wsi. Może nie wszyscy jego zwolennicy zdają sobie sprawę z nadchodzących zagrożeń. Może ulegają propagandzie. A może bardziej — niż to co już widać w sprawach ekonomicznych – przemawia do mieszkańców wsi polityka historyczna i godnościowa PiS, odwoływanie się do tradycyjnych wartości, poprawa warunków socjalnych rodzin (program 500+) obniżenie wieku emerytalnego, a także znaczna poprawa na rynku pracy, zauważają autorzy raportu.
Ale jak z tym pogodzić fakt, że przy antyeuropejskiej i konfrontacyjnej wobec UE polityce PiS utrzymuje się na wsi wysokie, przekraczające 80 proc. poparcie dla przynależności Polski do UE oraz wysoka ocena systemu demokracji w porównaniu z innymi formami rządów?
Być może zaczynają silniej wpływać opinie i postawy młodego, lepiej wykształconego i posiadającego wyższe aspiracje i dążenia pokolenia wsi polskiej. Pewien znaczący sygnał można już odnotować: według sondażu CBOS w lutym b.r. odsetek zwolenników PiS wśród mieszkańców wsi wynosił 50 proc., ale w lipcu zmniejszył się do 35 proc. Czy to tendencja, czy chwilowe wahnięcie? Odpowiedź poznamy po wyborach.
PiS mówi, jakich chce samorządów
Dziś najważniejsze staje się pytanie czy wyborcy wiejscy będą nadal popierać politykę PiS i potwierdzą to w wyborach samorządowych? Chociaż na konwencji PiS otwierającej kampanię (2 września b.r.) bohaterami pierwszego planu byli kandydaci tej partii na prezydentów i burmistrzów wielkich i średnich miast, to jednak przedstawiona strategia dotyczy wszystkich szczebli samorządów.
Jest to nadal, jak w poprzednich kampaniach, metoda obietnic oraz oskarżeń i pogróżek. Najlepiej wyraził to prezes Jarosław Kaczyński próbując zniechęcić do głosowania na opozycję i sugerując, że samorządy zdominowane przez przeciwników dostaną od rządu mniej pieniędzy.
Czy nie można – mówił – skorzystać z tej synergii, gdy samorządy współpracują z rządem? Czy chcemy takich samorządów, które będą wojowały, warczały na rząd?
Brzmi to groźnie, bo może m.in. oznaczać, że PiS przygotowuje nowe projekty ograniczenia kompetencji i co za tym idzie finansów, którymi dotychczas samodzielnie dysponowały samorządy.