Szczęściarz mógł dostać talon
Jak Kowalski mógł kupić malucha? Nie było to wcale proste. Bank Powszechna Kasa Oszczędności proponował najprostszy sposób, ale nie gwarantował szybkiego zdobycia auta. W pierwszej kolejności samochody odbierali ci, którzy wpłacili pełną kwotę. Produkcja się zwiększała, ale jednocześnie coraz więcej aut eksportowano do bratnich krajów socjalistycznych. A to wydłużało kolejkę. Kowalski mógł oczywiście kupić malucha za dolary lub bony towarowe PeKaO. Bony były zamiennikiem twardej waluty, wewnętrznym pieniądzem emitowanym przez państwo. Przekazy pieniężne od rodziny mieszkającej na emigracji, spadki od krewnych z zagranicy, emerytury albo przychody uzyskane w zagranicznych walutach trafiały do banku Polska Kasa Opieki. Ich właściciele nie mogli ich jednak tak po prostu wypłacić. Zamiast nich otrzymywali bony towarowe PeKaO upoważniające do zakupów w sklepach banku PeKaO, które z czasem przekształciły się w sklepy Przedsiębiorstwa Eksportu Wewnętrznego "Pewex". Można w nich było kupić wszystko, od artykułów
spożywczych przez alkohol poczynając, a skończywszy na telewizorach, pralkach i samochodach. Tyle że drożej.
Był jeszcze jeden sposób na kupienie samochodu, i to bez kolejki. Talon! Czyli upoważnienie do zakupu poza kolejnością, i to po urzędowej cenie. Około 20 procent aut sprzedawano w ten sposób. Talonami nigdy nie handlowano. Co najwyżej odstępowano je. W taki sposób najczęściej zdobywali samochody księża. Oni nie mogli wylosować talonu, ale otrzymywali je od wiernych. Zdarzało się, że ktoś miał talon, lecz nie potrzebował pojazdu, wtedy mógł go nabyć i rychło odsprzedać. Bywało, że ktoś nie miał na auto pieniędzy, wówczas pożyczał je i kupował wóz, a następnie zamieszczał ogłoszenie w gazecie albo jechał na giełdę samochodową.
Urzędowa cena fiata 126p wynosiła 69 tys. złotych, na giełdzie zaś płacono niemal dwa razy tyle. Paradoksalnie po czterech latach malucha można było zbyć za tyle, ile kosztował nowy.
Na zdjęciu: fiat 126p kombi jako zabawka.