Do Warszawy zjeżdżały wycieczki, żeby oglądać malucha
Ani podpisanie umowy z Włochami, ani pierwsze doniesienia prasowe nie zrobiły takiego wrażenia jak premiera polskiego fiata 126. 9 listopada 1972 r. był dla Kowalskiego wyjątkowym świętem. Dosłownie kilka dni po oficjalnej premierze w Turynie fiata 126 pokazano na placu Defilad w Warszawie. Pogoda dopisała, słońce przebijało się przez chmury, było aż 12 stopni ciepła. Tłumy ciekawskich kłębiły się wokół kilkunastu samochodów ustawionych na skośnych podwyższeniach. Właściwie nikt nie narzekał.
Ludzie cmokali z zachwytu, dotykali, głaskali. Zaglądali pod spód albo stawali na palcach, by fachowo ocenić linię dachu. Nielicznym udawało się wsiąść do środka i przymierzyć do samochodu marzeń. Wiadomość o wystawie wzbudziła tak wielkie zainteresowanie, że następnego dnia do stolicy zaczęły przyjeżdżać autobusy z naprędce zorganizowanymi wycieczkami. Ludzie jechali całą noc, byle tylko na własne oczy zobaczyć samochód dla Kowalskiego. Ci, którzy nie mieli tyle szczęścia, musieli się zadowolić relacją w "Dzienniku telewizyjnym" albo w "Polskiej Kronice Filmowej" wyświetlanej w kinach przed seansami filmowymi.
Fiat 126p znalazł się także na pierwszych stronach wszystkich regionalnych i ogólnopolskich dzienników. Wielkimi literami ogłaszano: "OTO ON - Polski Fiat 126p!". W nagłówkach królowały określenia: nowoczesny, ekonomiczny, bezpieczny.
Pierwsze publiczne pokazy, dziesiątki prezentacji w prasie, liczne relacje w radiu i telewizji rozbudziły apetyt Kowalskiego. W redakcjach dzwoniły telefony od rozgorączkowanych ludzi, którzy pytali, czy jest szansa na kupienie fiata 126 natychmiast, od ręki, choćby egzemplarza prezentowanego na wystawie. Po Warszawie i Katowicach fiaty 126 ruszyły w Polskę. Gdziekolwiek nowe pojazdy się pojawiły, tam zbierały się tłumy. Wystawy organizowano kolejno we wszystkich dużych miastach. Ale nowymi autami najbardziej mogli się nacieszyć dziennikarze. To oni mieli przywilej wypożyczania ich do testów. Jednym ze szczęśliwców był operator i reporter Dziennika telewizyjnego Włodzimierz Zientarski, który specjalizował się w tematach motoryzacyjnych. Miał nakręcić relację z podróży do Szczecina niebieskim fiatem 126. Prywatnie jeździł wtedy trabantem. Gdy pierwszy raz wsiadł do fiata, powiedział: "O ja pierniczę, ale mały ten samochód". Oficjalnie jednak nie narzekał. Nie zdążył, bo jak sam przyznał, szybko zakochał się w
tym autku. W porównaniu z trabantem, którego przezywano mydelniczką albo fordem kartonem, mały fiat wydawał się naprawdę nowoczesnym autem. Podczas podróży do Szczecina Zientarski przeżył jednak przygodę, o której nie opowiedział w telewizji. Wyprawa zakończyła się mniej więcej w połowie drogi. Silnik odmówił posłuszeństwa. Awaria była naprawdę poważna.
Oficjalna produkcja w Polsce ruszyła 6 czerwca 1973 r. w zakładach w Bielsku-Białej. We wrześniu 1975 r. rozpoczęto montaż w Tychach. Bis to jedyna powszechnie znana wersja fiata 126p, zaprezentowana jesienią 1987 r. na salonie samochodowym we Frankfurcie (produkowano go w latach 1987-1991). Podobnych konstrukcji było więcej. Niestety, większość z nich skończyła jako prototypy. Na zdjęciu: fiat 126 cabrio.