Makowski: "Kto ma przeprosić za brata, kto za ojca i matkę? Prawicowo-lewicowy wyścig hipokryzji" [OPINIA]
Mam taki szalony pomysł: a co, gdyby skończyć z jałową praktyką obwiniania dzieci za grzechy rodziców, rodziców za winy dzieci, rodzeństwo za potknięcia swoich braci i sióstr? Niech brat Adama Michnika odpowiada sam za siebie, a Patryka Jakiego za to, jak żyje. Gdzie w tym szaleństwo? Bo od jutra musielibyśmy się obudzić w świecie, w którym nie istnieje hipokryzja.
30.01.2020 | aktual.: 30.01.2020 13:10
W czerwcu 2014 r. głośna była sprawa Armina H., syna ówczesnego ministra administracji i cyfryzacji Andrzeja Halickiego. Okazało się, że chłopak zatrzymany przez patrol policji do rutynowej kontroli miał przy sobie ponad 1,5 g marihuany. Po tym, gdy w grudniu umorzono śledztwo media zagrzmiały, a opozycja (obecnie rządzący) wskazywali na niskie standardy moralne Platformy Obywatelskiej. W styczniu obecnego roku scenariusz się powtórzył, tyle że z Janem W., synem posła Koalicji Obywatelskiej Mariusza Witczaka. Chłopak usłyszał zarzuty posiadania amfetaminy i marihuany, a za nimi ruszył festiwal moralizatorstwa. "To są te elity" - grzmieli internauci na prawicowych portalach. "Ojojoj niezła jest śmietanka PO" - można było przeczytać w komentarzach pod informacją o zatrzymaniu.
Tymczasem gdy tego samego miesiąca, również podczas rutynowej kontroli, policja zatrzymała Filipa J., młodego rapera i brata byłego wiceministra sprawiedliwości Patryka Jakiego - ci sami ludzie, którzy w mediach publicznych krytykowali Adama Bodnara za kłopoty z prawem jego syna, nabrali wody w usta. Tymczasem w domu J. odnaleziono ponad to 6,5 grama marihuany i 0,3 grama haszyszu. - Jest dorosły i bierze odpowiedzialność za swoje czyny. Został potraktowany jak każdy - stwierdził Patryk Jaki, dodając, że ma "niewielki kontakt z bratem".
Do komentowania tej sprawy ruszyli za to skwapliwie inni recenzenci. - Panie Jaki! I co, braciszek narozrabiał?! Żadna gadka o tym, że brat jest dorosły nikogo nie wzruszy! Jak u przeciwnika politycznego ktoś z rodziny narozrabia, to wasza propaganda jedzie po takim polityku aż piszczy! Postępowanie braciszka świadczy o charakterze rodzinki i tyle w temacie! - pisał jeden z internautów z trudno ukrywanym schadenfreude.
Podobnych pseudodebat mieliśmy w polskiej polityce, życiu celebrytów i osób publicznych bez liku. Nie ma dnia, w którym pod jakimś tekstem albo tweetem dziennikarza "Gazety Wyborczej" nie pojawiłoby się pytanie, czy "Adam pozdrowi brata?". Chodzi oczywiście o mieszkającego w Szwecji Stefana, brata Adama Michnika, który konsekwentnie unika ekstradycji, nie ponosząc odpowiedzialności za swoje przestępstwa dokonane w okresie tzw. Polski Ludowej. Rzeczą oczywistą jest fakt, że odpowiedzialność ponieść powinien, mniej oczywistą natomiast, jaką rolę w jego postępowaniu odegrał młodszy brat? Z jakiego powodu ma dzisiaj dźwigać ciężar cudzych win?
Niestety podobny festiwal hipokryzji trwa ponad wszelkimi podziałami partyjno-ideowymi, ponieważ i prawicy, i lewicy jest po prostu na rękę. Skomplikowaną sieć układów politycznych i towarzyskich można wytłumaczyć "resortowością" dzieci, kreśląc efektowne grafy "uwikłań" ojców i matek. Konserwatystów z kolei świetnie rozlicza się z perspektywy liberalnej, wytykając takie czy inne grzeszki członków rodziny, które rzucają cień na ich nieskazitelny wizerunek. Bez względu na podziały, wszyscy stosują jednak inną, starą jak świat zasadę - pod sukcesami rodzinnymi podpisują się, jak pod swoimi.
Chyba najwyższa pora wyjść poza błędne koło rozliczeń przez afiliacje, natomiast zacząć w końcu patrzeć na ręce polityków i osób publicznych przez pryzmat tego, co sami zrobili. To zależy również od nas, twórców i odbiorców mediów. Jeżeli bardziej niż autentycznymi aferami polityków interesujemy się tym, z iloma gramami marihuany został złapany ich krewny, albo co za komuny robił ich dziadek, nie dziwmy się później, że te prawdziwe winy przechodzą niezauważone.
Marcin Makowski dla WP Opinie