Makowski: "Dziewiąta rocznica smoleńska. Pomiędzy trotylem, zadumą a niepamięcią" [OPINIA]
Niespełna dekadę po tragedii smoleńskiej wydaje się, jakbyśmy jako państwo i społeczeństwo nadal kręcili się wokół własnego ogona. Choć tempo zwalnia, a emocje cichną - nadal powtarzają się te same leitmotivy. Macierewicz mówi o zamachu, Kaczyński o zbliżaniu się do prawdy. A media liberalne zajęte są "ważniejszymi tematami".
10.04.2019 | aktual.: 10.04.2019 22:29
- W wypadku naszego narodu prawo do prawdy jest także prawem do godności. Poczucia, że nasz naród wypełniał w różnych chwilach swoje zobowiązania, często ogromnym kosztem, nie otrzymując zapłaty od innych. Ta prawda była często kwestionowana. Jeśli chcemy odzyskać pozycję wielkiego europejskiego narodu, musimy o tę prawdę walczyć. Rozumiał to prezydent Lech Kaczyński i rozumie to prezydent Andrzej Duda - powiedział Jarosław Kaczyński, spotykając się po raz 97. z tłumem polityków i warszawiaków na Krakowskim Przedmieściu.
Już nie na miesięcznicy, ale dziewiątej rocznicy katastrofy smoleńskiej. Choć siłą rzeczy opadają społeczne emocje tych spotkań - tak jak rzeczą ludzką jest oswajanie najgorszych nawet traum w wymiarze indywidualnym - nie zmieniają się motywy przewodnie dyskusji wokół 10 kwietnia 2010 roku.
Dążenie do prawdy, godności, misja, etos, trotyl, wrak, milczenie.
Jak wywołany do tablicy, na ostatniej prostej przed 10. rocznicą, na którą ma być gotowy raport speckomisji ds. ponownego zbadania przyczyn katastrofy, odezwał się również Antoni Macierewicz. - Rosjanie do dziś nie oddali głównych dokumentów dotyczących Katynia. Mimo to nie ma wątpliwości, że byli sprawcami tej zbrodni. Państwo polskie też nie ma wątpliwości. Myślę, że tak samo będzie ws. dramatu smoleńskiego - mówił były szef MON w środę rano w Polskim Radiu 24.
- Wyniki brytyjskich badań laboratoryjnych potwierdzają to, co wiemy od 2012 roku, kiedy badania polskich specjalistów w Smoleńsku pokazały, że na wraku są materiały wybuchowe - dodawał w Radiowej Jedynce. I choć wtórowali mu w TVP Info Dorota Kania i Tomasz Sakiewicz, chyba nawet prezes Kaczyński porzucił już język zamachu.
Skupił się za to, podobnie jak prezydent Andrzej Duda, na pokazaniu ciągłości państwa, które dźwiga się po dramacie. - Tak jak człowiek, który stracił jedną rękę, musimy się nauczyć żyć z drugą i robić nią wszystko to, co robiliśmy obiema - stwierdził metaforycznie prezydent, dodając, że na rządzących dzisiaj spoczywa "obowiązek prowadzenia dalej polskich spraw" i tworzenia takiego państwa, z którego "Polacy nie chcą wyjeżdżać".
Do jedności zagrzewał wcześniej prezes PiS, który kilka razy wspomniał głowę państwa (czyżby jakieś ocieplenie relacji?). - Pamiętajcie o tych, którzy zginęli. Choć różniło ich wiele, byli zjednoczeni dla naszego narodu. My też musimy zrobić wiele, by nasz naród był zwarty i miał poczucie wewnętrznej sprawiedliwości - mówił Kaczyński.
A później: - Musimy tą drogą iść dalej. Tą drogą idzie obecny prezydent i rząd, i jest ważne, by jak najwięcej Polaków tę drogę rozumiało i nią podążało. Musimy budować siłę narodu, a w wielu przypadkach odbudowywać. Musimy dążyć do tego, by nasz naród miał nie tylko argumenty moralne, ale także materialne - apelował prezes. Nie przez przypadek, co ważne dla każdej partii władzy w roku wyborczym, silnie wybrzmiały zdania o jedności narodu i mobilizacji.
Gdzieś w tym ciągu podobnych zdarzeń, dosyć przewidywalnych przemówień, do przewidzenia były również reakcję mediów (nazwijmy je umownie) lewicowo-liberalbych. Oszczędne, daleko za sprawami bieżącymi i strajkiem nauczycieli. Jak o historii, która dawno za nami. Może rację miał poeta, że co pękło, tego już się nie sklei. Ale chyba dobrze, że pamięć o Smoleńsku trwa. Nawet jeśli w tak różnych formach.
Marcin Makowski dla WP Opinie