Makowski: "Covidowa Noc Kupały" [OPINIA]
To, co wydarzyło się w weekend w Zakopanem przypominało bardziej sceny z "Walki postu z karnawałem" Pietera Breugla, niż sam środek pandemii. Pierwszy dzień poluzowania restrykcji koronawirusowych część Polaków postanowiła przywitać tak, jakby jutra nie było. Krupówki zamieniły się w centrum antylockdownowego karnawału.
Za nami Tłusty Czwartek, przed nami Środa Popielcowa, a gdzieś pomiędzy - cała przestrzeń do puszczenia hamulców, odreagowania, konsumpcji i alkoholu. Rzecz dzieje się w prowincjonalnym mieście; ludzie tańczą, śpiewają, ktoś leży na ziemi, inni się szarpią. Na błocie widać rozdeptane jedzenie. W powietrzu miesza się groza z błazeństwem, powaga z absurdem.
Tak metaforyczną i dosłowną "Walkę postu z karnawałem" w XVI wieku przedstawił słynny niderlandzki malarz, ale równie dobrze mógłby wziąć za temat zakopiańskie Krupówki w drugi weekend lutego 2021 roku. Czy poza zmianą technologii, coś zmieniło się przez te pięć stuleci w naturze człowieka? Jak widać niewiele.
Nadal z przekorą podchodzimy do wszystkiego, co stara nam się narzucić państwo, jesteśmy mądrzejsi od stanowionych praw, musimy "upuszczać pary" - bez względu na możliwe konsekwencje.
Trudno o inne refleksje, gdy widzi się weekendowy najazd 20 tys. turystów na Zakopane, którzy w szczycie pandemii w stolicy polskich Tatr postawili jeszcze jeden - szczyt krótkowzroczności. Policja zwłaszcza w piątek i sobotę miała ręce pełne roboty, podejmując 294 interwencji, legitymując 512 osób oraz nakładając 165 mandatów. Nie obyło się bez bójek z mundurowymi, ale i manifestacyjnego przechadzania się po Krupówkach bez maseczek.
Tak wyglądały w praktyce zapewnienia, że gdy tylko władza poluzuje obostrzenia, Polacy wykażą się rozsądkiem i umiarkowaniem. Zachowają dystans społeczny, rozumiejąc, że gra toczy się o znalezienie idealnej równowagi między znoszeniem lockdownu a zapobieganiem kolejnej fali pandemii.
Gdy kolejnej europejskie państwa wprowadzają albo przedłużają godziny policyjne, gdy nawet w Australii i Nowej Zelandii władze zamrażają życie społeczne, w Zakopanem tysiące osób postanowiły urządzić covidową Noc Kupały w środku zimy. Z głośników leciała skoczna muzyka, tłumy stały w kolejce do otwartej restauracji, Iwan Komarenko z biało-czerwoną opaską na ręku śpiewał "wolnym Polakom", którzy pandemii się nie boją. Bo w sumie czego się bać, skoro wirusa nie widać?
I nie chodzi tutaj o lekceważenie ludzi, którzy chcieli odpocząć. Nie idzie o brak empatii wobec przedsiębiorców, którzy żyją na granicy bankructwa. Rzecz nie w usprawiedliwianiu nieudolnej polityki rządu. Tu chodzi o coś więcej. O odpowiedzialność przed innymi ludźmi, solidarność społeczną, odrobinę oleju w głowie - który przełoży się na realną walkę z koronawirusem i szybszy powrót do nowej normalności. Drogi na skróty nie ma.
Marcin Makowski dla WP Opinie