Horror w Częstochowie. Pobity i poparzony chłopiec walczy o życie
Ośmioletni chłopiec walczy o życie na oddziale intensywnej terapii w szpitalu w Katowicach. Jak wynika z relacji lekarzy, chłopiec został oblany łatwopalną substancją i podpalony co najmniej tydzień temu. Nikt nie udzielił mu pomocy. Dziecko ma też połamane kończyny, do szpitala trafiło wychudzone, odwodnione i brudne. Policja zatrzymała jego matkę i ojczyma.
Dramat chłopca z Częstochowy wyszedł na jaw w poniedziałek. Jak poinformowała polsatnews.pl Barbara Poznańska z KMP w Częstochowie, policję o horrorze powiadomił biologiczny ojciec dziecka, który odwiedził synka tego dnia.
Chłopczyk został natychmiast przetransportowany do Górnośląskiego Centrum Zdrowia Dziecka w Katowicach.
- Przy przyjęciu chłopiec był w stanie średniociężkim, wydolny krążeniowo i oddechowo, pod wpływem leków przeciwbólowych. Stwierdziliśmy u niego rozległe obrażenia, które w naszej opinii powstały co najmniej kilka dni wcześniej: było to oparzenie głowy, tułowia i kończyn oraz złamania kończyn - relacjonował w środę koordynator Centrum Urazowego dla dzieci w Górnośląskim Centrum Zdrowia Dziecka w Katowicach dr Andrzej Bulandra.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo.
- Chłopiec, po wstępnym ustabilizowaniu, został przekazany na oddział intensywnej terapii, gdzie anestezjolodzy walczyli o jego życie. Następnego dnia udało nam się przeprowadzić operacje, które pozwoliły na zaopatrzenie jego obrażeń. Aktualnie pacjent w stanie ciężkim przebywa na oddziale intensywnej terapii dzieci - poinformował Bulandra.
Lekarz dodał, że u chłopca planowanych jest jeszcze kilka operacji: usunięcia martwicy wynikającej z oparzeń oraz prawdopodobnie przeszczepów skóry na te miejsca, aby się zagoiły. - Myślę, że jeżeli chodzi o zagojenie tych ran, rokowanie jest dobre. Natomiast jeżeli chodzi o stan ogólny dziecka, to najbliższe dni pokażą - ocenił.
Wyjaśnił, że samo oparzenie, czyli uraz, rana skóry, w takich wypadkach jest tylko wierzchołkiem góry lodowej - na skutek oparzenia rozwija się choroba oparzeniowa, czyli ogólna reakcja organizmu w pewnym sensie porównywalna do sepsy. Jest to wielonarządowy odczyn zapalny organizmu.
Leczenie oparzeń to, oprócz leczenia samej rany oparzeniowej, dążenie do jak najszybszego przerwania choroby oparzeniowej poprzez usunięcie martwicy, zaopatrzenie ran i później walka w ramach intensywnej terapii z niewydolnością wielonarządową - tłumaczył lekarz.
Wskazał, że oparzenie chłopca jest bardzo duże, bo obejmuje blisko jedną czwartą powierzchni ciała. Sądząc po spalonych włosach na głowie, było to oparzenie płomieniem, czyli dziecko prawdopodobnie zostało czymś oblane i podpalone. Twarz jest oparzona, oczy i drogi oddechowe nie doznały uszczerbku.
Niewyobrażalne cierpienie trwało co najmniej przez tydzień
W ocenie lekarzy GCZD oparzenie 8-latka powstało około tydzień do 10 dni przed przyjęciem go do szpitala, natomiast złamania chłopca powstawały w ciągu ostatniego miesiąca. Bulandra zastrzegł, że żadne z tych obrażeń nie zostało wcześniej zaopatrzone ani leczone. Chłopiec był też wychudzony, odwodniony i brudny.
Uściślił, że chłopiec jest obecnie w śpiączce farmakologicznej; wybudzany będzie wtedy, kiedy zdecydują o tym anestezjolodzy i nie będzie to kolidowało z zabiegami operacyjnymi: mniej więcej raz na dwa dni będzie on w najbliższym czasie poddawany zabiegom, w czasie których musi być znieczulony.
Dopytywany przez dziennikarzy o cierpienie dziecka lekarz uznał, że "dolegliwości bólowe były bardzo dotkliwe". - Leczymy tutaj różne ciężkie oparzenia i to akurat nie jest w żaden sposób szczególne z punktu widzenia sposobu leczenia, natomiast okoliczności jego powstania są szokujące - zaznaczył Bulandra. Zastrzegł, że widział już niestety wiele maltretowanych dzieci; wskazał, że tacy pacjenci zdarzają się w GCZD kilka, kilkanaście razy w ciągu roku.
Matka i ojczym zatrzymani. Śledztwo dotyczy usiłowania zabójstwa i znęcania się nad dzieckiem
Policja zatrzymała opiekunów chłopczyka - 35-letnią matkę chłopczyka i jej 27-letniego męża - ojczyma skatowanego dziecka, którzy jeszcze w środę mają zostać przesłuchani. Prowadzone przez częstochowską prokuraturę okręgową śledztwo dotyczy usiłowania zabójstwa i znęcania się nad dzieckiem.
- Wczoraj zapadła decyzja o wszczęciu śledztwa. Dotyczy ono usiłowania zabójstwa ośmioletniego chłopca i spowodowania u niego ciężkich obrażeń ciała w postaci oparzeń głowy, klatki piersiowej i kończyn. Postępowanie dotyczy też znęcania się ze szczególnym okrucieństwem nad tym dzieckiem i narażenia go na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia - poinformował rzecznik Prokuratury Okręgowej w Częstochowie Tomasz Ozimek.
- Do tych zdarzeń dochodziło w częstochowskiej dzielnicy Stradom, trwają ustalenia, w jakim okresie. Ze wstępnych ustaleń wynika, że do samego spowodowania tych obrażeń, czyli do usiłowania zabójstwa, doszło pod koniec marca br. - dodał prokurator.
Skatowany i poparzony
Co stało się z ośmiolatkiem? Informacje na ten temat przekazała na swoim profilu na Facebooku przyrodnia siostra dziecka. Według jej relacji chłopiec "został skatowany i oblany wrzątkiem, żrącą cieczą lub w inny sposób oparzony".
"Właśnie się dowiedziałam, że (...) ma tylko 50 proc. szans na przeżycie. Jest operowany od rana. Jest cały połamany i poparzony od samej głowy" - napisała na swoim profilu.
Kobieta w rozmowie z klobucka.pl mówi, że nie znała swojego przyrodniego rodzeństwa. O tym, że je ma, dowiedziała się dopiero w ubiegłym roku. W tym roku po raz pierwszy się z nimi spotkała. Zapewnia, że gdyby wiedziała wcześniej, że dzieje się mu krzywda, to by na to zareagowała.
Rzeczniczka częstochowskiej policji Barbara Poznańska przekazała, że matka chłopca i jej partner byli w chwili zatrzymania trzeźwi. Zapewniła też, że policja nie interweniowała w tym domu wcześniej ws. przemocy w rodzinie. - Chłopiec żył w rodzinie wielodzietnej, w domu jest czworo dzieci - stwierdziła w rozmowie z polsatnews.pl Poznańska.
Czytaj też:
Źródło: polsatnews.pl, klobucka.pl, PAP